Motto czy epitafium?

„Miej w pamięci Jezusa Chrystusa, który został wskrzeszony z martwych, jest z rodu Dawidowego, według mojej ewangelii”.

„Staraj się usilnie o to, abyś mógł stanąć przed Bogiem jako wypróbowany i nienaganny pracownik, który wykłada należycie słowo prawdy” (2 Tym 2,8.15).

„Lecz o życiu moim mówić nie warto i nie przywiązuję do niego wagi, bylebym tylko dokonał biegu mego i służby, którą przyjąłem od Pana Jezusa, żeby składać świadectwo o ewangelii łaski Bożej” (Dz 20,24).

Paweł nigdy nie rozczulał się nad sobą, nie siadał kiwając się i biadoląc. Tę maksymę życiową Paweł realizował niezależnie czy były sprzyjające warunki, czy też przeszkody. Nigdy jej się nie sprzeniewierzył. Dla tej Ewangelii Jezusa Chrystusa zrezygnował z wielu spraw, to dla niej stał się niewolnikiem.
Źle świadczy o chrześcijaninie jego małostkowe podejście do życia.
Na jednym z kursów młodzieżowych, Kościół otrzymał niepokornego konwertytę i zakładnika Ewangelii. Jeszcze się uczę, ale Bóg postawił przede mną cel, który staram się od wielu lat realizować.
Dobrze jest, gdy jakiś werset stanie się mottem naszego życia, a nie epitafium, bo to określi cel, dla którego warto żyć. Chrześcijaństwo nie jest wtedy nudnym wykonaniem jakichś religijnych nakazów, ale radosnym zdążaniem do celu.
Motto inspiruje żywych, doprowadza do zmian, epitafium budzi wspomnienia, ale już nie zmienia.
Niektórzy szybko się zniechęcają, bo nie mają motywacji, ich celem jest ogólne chrześcijańskie dobre życie. Jeśli siejemy ogólne chrześcijańskie życie, to i zbierasz ogólnie takie sobie życie. Musimy mieć motywację tak, jak zakochany młodzieniec, gotowy wdrapać się na szklaną górę po gwiazdkę z nieba dla wybranki serca. Jesteśmy oblubienicą, która jeszcze nie jest na weselu, a więc zdobądźmy to, co wydaje się nieosiągalne pod wpływem motta płynącego z Biblii.
„Staraj się usilnie o to, abyś mógł stanąć przed Bogiem jako wypróbowany i nienaganny pracownik, który wykłada należycie słowo prawdy” (2 Tym 2,15).
W tym tekście możemy wyróżnić pewien schemat prowadzący do podkreślenia istoty chrześcijańskiego życia. Jak stać się takim pracownikiem? Kluczem jest trwanie w Bożym Słowie. Studiowanie, czytanie, rozważanie, stałe karmienie się nim. Bóg powiedział Izraelitom, że obowiązkiem króla, gdy go sobie wybiorą będzie czytanie Bożego Słowa – permanentne.
„A gdy zasiądzie na swoim królewskim tronie, niech sporządzi sobie na zwoju odpis tego Prawa od kapłanów, Lewitów i będzie go miał u siebie, i będzie go czytał przez wszystkie dni swojego życia, aby nauczyć się bojaźni Pańskiej, przestrzegania wszystkich słów tego Prawa i spełniania tych wszystkich przepisów” (5 Mojż 17,18-19).
Wypróbowany pracownik rodzi się w oparciu o wypróbowane Boże Słowo. Dla współczesnych pracodawców najlepszy pracownik to taki, który dużo pracuje, nie stawia żądań i jest dyspozycyjny przez 24 godziny.
Paweł dał dobrą radę w formie pewnego motta Tymoteuszowi opartego na zdrowych zasadach, studiowania Słowa Bożego.
O Johnie Wesleyu mówi się, że był człowiekiem jednej księgi, to dobre motto dla życia chrześcijańskiego. Nie sądzę, by można uznać czyjeś życie za udane, jeśli opierałoby się na wielkiej improwizacji. Wątpliwej jakości to chrześcijanie, którzy zaczynają każdy dzień stwierdzeniem: „no zobaczymy, co Bóg da”. Prawdopodobnie niewiele da a sporo rozczarowań.
Trudno sobie wyobrazić osobę aktywną życiowo bez terminarza dlatego mały notes zwany elegancko organizerem zrobił w ostatnich latach karierę.
Ewangelikalne chrześcijaństwo ma w swym poselstwie punkt zwrotny, od którego wszystko się zaczyna liczyć w nowy sposób. Zalecenie: „staraj się usilnie” oznacza, miej jakiś plan, nie improwizuj. Autor listu do Hebrajczyków powiada:
„…biegnijmy wytrwale w wyścigu, który jest przed nami…” (Hbr 12,1).
Żaden bieg nie kończy się na starcie. Celem jest meta i ta musi być bardzo wyraźna, a między tym jest bieg. Biegacz patrzy na cel. Nic i nikt nie może odwracać uwagi od celu, którym jest wieczność i oczekujący Bóg. Należy patrzeć na cel i drogę, a nie na pobocze.
„Dlatego musimy tym baczniejszą zwracać uwagę na to, co słyszeliśmy, abyśmy czasem nie zboczyli z drogi” (Hbr 2,1).
Chrześcijanin nie musi jednak błąkać się po bezdrożach, ale może iść solidną drogą. Mamy miejsce do zrealizowania biegu, nasze życie i jest meta z nagrodą, abyś mógł stanąć przed Bogiem jako wypróbowany i nienaganny.
Nienaganny
Paweł powiada o sobie (Dz 20,18-20):
„Wy wiecie od pierwszego dnia, gdy stanąłem w Azji, jak byłem przez cały czas z wami, i jak służyłem Panu z całą pokorą wśród łez i doświadczeń, które na mnie przychodziły z powodu zasadzek Żydów, jak nie uchylałem się od zwiastowania wam wszystkiego, co pożyteczne, od nauczania was publicznie i po domach”.
Usługa w tej dziedzinie jest trudna. Przecież nie chodzi o to, by tylko pogrozić palcem, postawić do kąta i powiedzieć: – „no Jasiu, Franiu, Małgosiu popraw się, bo…, bozia się obrazi”. Czasem niektórzy tak infantylnie Boga traktują.
Napominanie musi mieć również barwę zachęty, mobilizacji. Przecież stać Cię na to, by odpowiedzieć Bogu na Jego zaproszenie do innego życia. Stać Cię na wyznanie i przyznanie się, kim jesteś, że potrzebujesz zmiany.
Pewien jestem
Paweł powiedział o sobie:
„…wiem, komu zawierzyłem, i pewien jestem tego, że On mocen jest zachować to, co mi powierzono, do owego dnia” (2 Tym 1,12).
Nasze przekonania określają styl naszego życia. Można podziwiać tych, którzy jasno określają się po jakiejś stronie. Przekonanie nie znaczy, że nigdy nie będziesz miał trudności lub psychicznych dołków, ale to określi, jak odpowiadasz na nie. Twoje przekonanie i wiara zdecydują, przegrasz czy zwyciężysz. Coraz więcej chrześcijan jest w punkcie załamania. Słyszę: „nie potrafię sobie poradzić, to jest zupełnie beznadziejne”. Chrześcijanie też mają problemy w małżeństwie, nie radzą sobie z presją życia, potykają się i upadają, są przygnębieni. Dobrzy uczciwi chrześcijanie. Ich świat nie jest tak idealny. Złamane serca, kryzysy, samotność, strach i depresja.
Słyszą płytkie, „zwiastowanie trocin”, że należy ci się natychmiastowe rozwiązanie. Z Biblii masz odcinać kupony na dobra życiowe, a doświadczenia to diabelskie zniewolenie.
Tak, Bóg jest dobry, ale i na najświętszych spada doświadczenie jak na Joba. Co można powiedzieć kobiecie, której mąż jest jak głaz, co mężowi, jeśli jego żona myśli tylko o sobie? Modlą się, poszczą, ale nie wszystkie małżeństwa zostają uzdrowione przez dobre intencje. Czasami wszyscy myślimy o poddaniu się. Szatan szepce: „nic nie skutkuje, wiara w Boga nie daje rezultatów. Mijają tygodnie, może lata i ciągle jesteś w tym samym miejscu. Skończ z tym, poddaj się!”.
Siostro, bracie wiedz, że wielcy mężowie i niewiasty Boże stawiali czoła tym samym problemom, ale nie poddali się, bo wiedzieli, komu uwierzyli.
Nie jest ważne, co stanie się ze mną, ale co zdarzy się we mnie.
Jeśli nie masz przekonań, nie jesteś pewny, to łatwo możesz zostać przekonany do rzeczy, które nie koniecznie będą dobre. Nie angażując się, nie masz wpływu, nie jesteś przekonujący.
„Wzoruj się na zdrowej nauce, którą usłyszałeś ode mnie, żyjąc w wierze i w miłości, która jest w Chrystusie Jezusie” (2 Tym 1,13).
Przekonania stanowią wzór naszego życia. Jeśli są wątłe, takie będzie nasze życie. Nie osadzone w Bogu może skończyć się tym, że idziesz od kryzysu do kryzysu. Jeśli zbudujesz na Bogu swoją pewność, będziesz oglądać błogosławieństwo.
Wybory, które robisz, określają twoje przekonania.
Obojętnie co zdarzy się w życiu, potrzebujesz mieć przekonania o twojej wierze, twoim małżeństwie i nawet kościele, do którego należysz. Im dłużej idę za Chrystusem, tym lepiej widzę, że nie ma „łatwych rozwiązań na wszystko”, ale jedno wiem, Bóg naprawdę mnie kocha! On nie zajmuje się potępianiem swoich dzieci bez względu na to, czy odnoszą porażki, czy nie. On przychodzi nawet wtedy, gdy uderzysz w „koryto”.
Trzymaj się Boga
„Nikt z tych mężów, z tego złego pokolenia nie ujrzy ziemi dobrej, którą przysiągłem dać waszym ojcom oprócz Kaleba syna Jefunnego. On jeden ujrzy ją i jemu oraz jego synom dam tę ziemię, po której chodził, dlatego że stale trzymał się Pana” (5 Mojż 1,35-36).
Dla chrześcijanina podstawą jest trzymanie się Bożego Słowa, ono daje zachętę, ale też przypomina gdzie mamy słabe punkty, które muszą być wyeliminowane. Wszystko mi wolno, ale bywa, że rezygnuję z mojej wolności wyboru, bo mógłbym nie osiągnąć celu.
Jezus w Kazaniu na Górze przypomina, jak można się rozminąć z Królestwem Bożym, mówiąc: uważajcie jak się modlicie, uważajcie jak pościcie, uważajcie jak mówicie, jak dajecie itd. Jak można czekać na duchowe rzeczy ze znamionami Ducha Św., a wykonywać własną wolę przykrywając ją „nadduchowością”. Gdy chrześcijanie biegają za przejawami duchowości pompowanymi na siłę, to tak naprawdę, o czym myślą? – O SOBIE. Myślą o tym by im było duchowo dobrze, by trochę być podnieconym, przeżyć duchowy dreszczyk. Tymczasem na ulicy przetacza się zmarnowane życie.
Nie mamy uciekać, by nam było dobrze, ale „jesteśmy światłością i solą”. To nie nam ma być dobrze, ale straconym w diabelskim tempie życia ludziom. Wyobraź sobie, będzie dzień, kiedy staniesz przed Bogiem i powita cię tłum zbawionych straceńców, wtedy zrozumiesz, że było warto być światłością i solą. Być może spotkasz człowieka, któremu świadczyłeś na ulicy, może szefa, któremu zdawało ci się, że mówisz bezskutecznie o Bogu, może tę zagubioną kobietę, której życie było piekłem, młodego człowieka, którego satanizm wziął w swoje szpony, ale mówiłeś im o Bogu. Oto spotkasz ludzi, którzy powiedzą, to jest ten, który wskazał mi Chrystusa. Co naprawdę będzie tam się liczyć? Ile zaliczyłeś dobrych konferencji, na których było ci dobrze, co widziałeś, w czym brałeś udział, ile widziałeś cudów? Jesteśmy wygrani, nawet gdy na ulicach czyha śmierć. Gdy zawiodą banki i giełdy papierów wartościowych, jesteśmy wygrani.
120. tysięczna metropolia ginęła w grzechu, a Bóg miał jednego i to niepokornego sługę Jonasza, by uratować miasto Niniwę i uratował. Boga nie interesowało czy Jonaszowi jest dobrze, czy nie, czy mu się to podoba, czy nie. Jego interesowali ginący ludzie. Spotkasz kiedyś Jonasza i on ci powie, warto było.
Diabeł nie chce by ludzie byli zbawieni, uratowani, napełnieni Duchem Św., dlatego da im zajęcie oblatywania duchowych miejsc, a twoje „Jeruzalem”, „Niniwa”? Pamiętajmy, wszystko się zmieni, nie mamy wiele czasu. Czego potrzebujemy zatem? Odkupionych, napełnionych mocą Bożą ludzi gotowych nieść Ewangelię, zwiastować ją straconemu światu, naszym zborom, naszym dzieciom.

Potrzebujemy autorytetów.

Dzieci wierzących nie idą w ślady rodziców, prowadzą życie bez Boga, wiążą się w nieformalne związki i nie mówcie mi, że to jest w porządku. Grzech jest grzechem. Czy wiesz, gdzie jest twoje miejsce i jakie masz zadanie? Nie myślę o tym, by odpowiedź była chrześcijańskim truizmem. Są tacy uduchowieni ludzie, którzy na każdy problem mają gotową receptę: „będę się modlił”, a tak naprawdę palcem w bucie nie kiwną, by praktyka zderzyła się z ich duchowością. Paweł powiada, ja nie wymachuję moimi duchowymi pięściami na oślep. Do mety biegnę niewystrzelony z duchowej armaty, ale intensywnie duchowo trenuję, ćwiczę, trwam. Co jest naprawdę ważne?
Bądź konsekwentny
„A tak, bracia moi mili, bądźcie stali, niewzruszeni, zawsze pełni zapału do pracy dla Pana, wiedząc, że trud wasz nie jest daremny w Panu” (1 Kor 15,58).
Dziękuję Bogu za przykład Mojżesza, że nie dał się przestraszyć Faraonowi. Daniela, że nie przestraszył się Nebukadnesara. Przyjdzie dzień, kiedy wszystko przestanie mieć znaczenie, czy to było najpiękniejsze, czy najobskurniejsze miasto, czy było stolicą, czy prowincją, a pozostanie człowiek i jego życie z Bogiem lub bez Boga.

Do pewnego miasta przyjechał misjonarz, był to jego siedemnasty rok pracy misyjnej. W nowym miejscu zorganizowano przeciw niemu wiele działań opozycyjnych. Wiedział, że może skończyć się źle. Mimo wszystko jego praca przynosiła efekty, jeden z liderów opozycji został pozyskany dla Chrystusa. Rozsądek dyktował ucieczkę. Przecież w innym miejscu może głosić ewangelię. Przez moment rozczulił się nad sobą, wspominając, czego doświadczył wcześniej, jak bardzo to bolało, jak długo trwał ból i jak wolno zranienia się zabliźniały. Nie chciał już przez to przechodzić. Chyba wyjedzie. Gdy tak rozmyślał, w nocy przemówił do niego Jezus i powiedział, żeby się nie bał. Ludzie będą próbowali go atakować, ale nie zrobią mu krzywdy. W mieście było jeszcze wielu ludzi, którzy mieli odpowiedzieć na ewangelię. Następnego dnia rano obudził się odświeżony i zachęcony widzeniem. Sprawy potoczyły się tak, jak zapowiedział Jezus. Prześladowania nasiliły się, ale jemu nic się nie stało. W ciągu następnych osiemnastu miesięcy dzięki jego służbie nawróciło się wiele osób. Gdyby nie widzenie odjechałby albo niepotrzebnie martwił się o swoje bezpieczeństwo. Dużo wcześniej nauczył się, żeby ufać Bogu. Nauczył się polegać na Bożym głosie, nie tylko tym pochodzącym z Biblii, ale także odzywającym się w snach, widzeniach, w ludzkim duchu.
Może już wiecie, kim jest ten weteran. Historia zapisana jest w Dziejach Apostolskich 18 rozdział, a był to apostoł Paweł w Koryncie.
Fascynuje mnie normalne chrześcijaństwo, nie nadęte, nierealne, wyimaginowane. Nie ma żadnego powodu, by wątpić, że to, co dotyczyło pierwszych chrześcijan, nie dotyczy nas. Boży program dla człowieka nadal obowiązuje i jest skuteczny. Czytałem, że do jego realizacji potrzebna jest wiara – wielkości ziarna gorczycy.
Pomyślmy siostry i bracia, jaki tekst Bożego Słowa mógłby być waszym mottem życiowym, które będzie sprawiać wam radość i nadawać sens życiu lub będzie pięknym epitafium, które każe ludziom zatrzymać się i powiedzieć, to już martwe wspomnienie.

„Staraj się usilnie o to, abyś mógł stanąć przed Bogiem jako wypróbowany i nienaganny pracownik, który wykłada należycie słowo prawdy”.

luty 2015

Śmiertelnie żywi

„On nas zbawił i powołał swoim świętym wezwaniem nie ze względu na nasze czyny, ale ze względu na swoje własne postanowienie i łaskę, darowaną nam przed wiekami w Chrystusie Jezusie, a objawioną właśnie teraz przez przyjście Zbawiciela naszego, Chrystusa Jezusa. On to zniszczył śmierć, a przez ewangelię ukazał światło życia i nieśmiertelność” (2 Tym 1,9–10).

Chcę na zasadzie kontrastu przeciwstawić sobie śmierć i życie.
„Masz imię, że żyjesz, a jesteś umarły” (Obj 3,1).
Taka jest duchowa sytuacja człowieka, zanim się nawróci. Nawet gdy trafi do tego szczególnego opakowania (trumny), to nadal umarły żyje.
Jezus bardzo często mówił o życiu i śmierci.
Jednego jesteśmy pewni, że naturalnym sposobem opuszczenia ziemskiego życia jest śmierć lub zmiana naszego stanu w momencie powtórnego Przyjścia Chrystusa.
„…postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (Hbr 9,27).
Będzie jednak taki dzień, tajemniczy i niezwykły, w którym zdarzy się coś nadnaturalnego, czego człowiek na ziemi na razie nie doświadcza.
„Oto tajemnicę wam objawiam: Nie wszyscy zaśniemy, ale wszyscy będziemy przemienieni w jednej chwili, w oka mgnieniu, na odgłos trąby ostatecznej; bo trąba zabrzmi i umarli wzbudzeni zostaną jako nie skażeni, a my zostaniemy przemienieni” (1 Kor 15,51-52).
Śmierć jest powszechna i ostateczna, pozostawia bolesne rany, zaniepokojenie o zmarłych. Śmierć przeraża.
Śmierć jest ostatnią rzeczą, o której rozmawiamy we współczesnym życiu. Zauważyliście, że to jest problem dla niektórych, by powiedzieć słowo „martwy”? Łatwiej jest powiedzieć, „On umarł” albo „Ona już nie jest z nami”. Śmierć jest niepożądanym tematem. Nie lubimy mówić o niej.

Ludzie chcą pójść do nieba, ale nie dzisiaj.

Kaznodzieja zapytał zgromadzenie, „kto chce iść do nieba” i wszyscy podnieśli ręce oprócz jednego. Sądząc, że nie zrozumiał, powtórzył zapytanie, ale reakcja była taka sama. Po nabożeństwie zapytał tego człowieka, czy rzeczywiście nie chce iść do nieba? „Ależ chcę, myślałem, że montujesz ekipę na dzisiaj”.
W naszej kulturze cmentarze stały się miejscem, gdzie ludzie przeciętni, w swej desperacji poprzez pomniki, płyty nagrobne, kosztowne grobowce, wymyślne epitafia chcą krzyczeć „pamiętajcie o nas!!!” Okropna choroba anonimowości jest przekleństwem upadłego świata.
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych?”
Grobowiec był pusty. Nie ma powodu, by tam płakać i szukać pamięci.
„Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie” (Jan 14,6).
Wiara w Jezusie jest jedyną drogą do nieba; nie ma żadnej trasy zastępczej. Doświadczenie śmierci nie jest miłe, ale rezultat śmierci może być.
„Albowiem dla mnie życiem jest Chrystus, a śmierć zyskiem” (Flp 1,21).

W co wierzysz, określa, jak żyjesz.

Jeśli dla mnie życiem jest Chrystus, to odejście z tej ziemi jest zyskiem. Jeśli dla mnie pieniądze są życiem, to odejście jest stratą.
Jeśli życie to przyjemności, odejście jest stratą.
Jeśli życiem jest ambicja, umrzeć jest stratą.
Jeśli życiem jest grzech, umrzeć jest stratą.
Jeśli życiem jest ten świat, umrzeć jest stratą.
Ewangelia nie mówi: „Dla mnie życiem jest wysiłek”.
Telewizor mówi: „Dla mnie życiem jest elektryczność”.
Telefon: „Dla mnie życiem są baterie”.
Żaglówka: „Dla mnie życiem jest wiatr”.
Wierzący: „Dla mnie życiem jest Chrystus!”
O jednym ze swoich współpracowników ap. Paweł napisał:
„Demas mnie opuścił, umiłowawszy świat doczesny, i odszedł do Tesaloniki” (2 Tym 4,10).
Co jest twoim życiem? Świat czy Chrystus? Jeśli dla mnie życiem jest Chrystus, śmierć dla rzeczy doczesnych jest zyskiem. Dlatego jest potrzebny duchowy pogrzeb – nawrócenie, spotkanie Jezusa jako osobistego zbawiciela, narodzenie do życia wiecznego z Bogiem.
„Zewleczcie z siebie starego człowieka wraz z jego poprzednim postępowaniem, którego gubią zwodnicze żądze” (Ef 4,22).
Stare życie do trumny i zakopcie. Dlaczego? Ap. Paweł powiada, iż to „stare” doprowadziło nas do śmierci:
„I wy umarliście przez upadki i grzechy wasze”.
Znaleźliśmy się w stanie śmierci, nie choroby, jakiejś chwilowej niedyspozycji, z której można wyleczyć, ale w stanie śmierci duchowej. Stan „starego człowieka” jest stanem beznadziejności. Gdyby było powiedziane, ludzie chorzy, pokaleczeni byłaby nadzieja – ale umarli!
„Przecież Bóg jest wyrozumiały, tolerancyjny, pełen miłości, chyba nie będzie taki drobiazgowy?” (Edyta Gepert w jednej ze swoich piosenek śpiewa; „przecież nie będziesz Panie drobiazgowy”).
Sytuacja bez Chrystusa, w grzechu, jest dramatem – martwy człowiek.
Ludzie szukają idoli i wzorców wciąż między umarłymi duchowo, a to nie działa. Jesus powiada: „szukajcie między żywymi, a znajdziecie”. Ap. Paweł też myślał, że śmierć Jezusa była końcem historii, aż spotkał Jezusa pod Damaszkiem. Na stwierdzeniu „Jezus żyje” ap. Paweł oparł całe swoje życie.

Nie możesz ugrzęznąć w tym ziemskim życiu.

Zewleczcie z siebie stary styl życia i nie ubierajcie się w niego ponownie. Ten stary garnitur nie pasuje do naszej konstrukcji, jaką jest życie w Bogu. Potrzebny jest pogrzeb starego człowieka.
Według wszelkich ludzkich standardów ap. Jan poniósł klęskę, kiedy wylądował na wyspie Patmos. Dzisiejsi liderzy szybko spisaliby go na straty. Mówiąc najprościej, Jan umarł dla wszelkich planów, a żył dla Boga, miał z Nim społeczność. Myśląc po ludzku, wygnanie na Patmos było ostatnim etapem w jego życiu. Miał prawo myśleć: „Być może dokonam tutaj życia, lecz nie zamierzam utracić Bożego ognia. Nawet jeśli jestem tutaj sam, będę uwielbiał Pana. Mam teraz wiele czasu”. Jego życie zostało zredukowane do jednego celu, który można określić dwoma słowami – TYLKO JEZUS.
Jan w księdze Objawienia nie snuje przed nami iluzji, ale mówi, jak jest naprawdę. Jaki jest finał wszystkich zmagań i jaka jest zapłata dla tych, którzy uwierzyli Bogu?

A jednak – śmiertelnie żywi.

„I widziałem umarłych, wielkich i małych, stojących przed tronem; i księgi zostały otwarte; również inna księga, księga żywota została otwarta; i osądzeni zostali umarli na podstawie tego, co zgodnie z ich uczynkami było napisane w księgach” (Obj 20,12).
Śmierć ciała nie kończy życia człowieka, zmarli żyją nadal. Podobną myśl znajdujemy również w Ew. Mat 25,46, gdzie Jezus oświadcza:
„I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego”.
Słowo Boże potwierdza, że niezależnie czy ktoś jest wierzący, czy nie, po drugiej stronie jest świadomy swego stanu szczęśliwości lub osądu.
„I usłyszałem głos z nieba mówiący: Napisz: Błogosławieni są odtąd umarli, którzy w Panu umierają. Zaprawdę, mówi Duch, odpoczną po pracach swoich; uczynki ich bowiem idą za nimi” (Obj 14,13).
Idziemy na drugą stronę żywi, dlatego ap. Paweł zachęca, by tu na ziemi dokonać przewartościowania życia.
Z cmentarza na salony.
„a obleczcie się w nowego człowieka, który jest stworzony według Boga w sprawiedliwości i świętości prawdy”.
„Nowy człowiek”, to naprawdę życie atrakcyjne i dające szczęście. Ap. Paweł przed Agrypą powiada: „jestem szczęśliwy królu”, a przecież był więźniem. Nowy człowiek to nie ten, który przeszedł duchową odnowę biologiczną. Uczysz się wersetów, pościsz, modlisz się, trenujesz na wszystkich nabożeństwach, bo chcesz być dobry. Nie można jednak postawić znaku równości między być dobrym a być chrześcijaninem. Jezus uchylił rąbka tajemnicy mówiąc o życiu, które trwa zawsze. Dał dowód, że jest Panem życia i śmierci.
„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto słucha słowa mego i wierzy temu, który mnie posłał, ma żywot wieczny i nie stanie przed sądem, lecz przeszedł ze śmierci do żywota” (Jan 5,24).
„Rzekł jej Jezus: Jam jest zmartwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (Jan 11,25).

Każdy, kto umrze, będzie bardziej żywy niż był.

W Chrystusie jesteśmy uwolnieni od bezsensu życia poza Chrystusem. Ewangelia Jana zaczyna się i kończy relacją o życiu.
„W Nim było życie…” /1.4/ to początkowe słowa Ewangelii a takie są jej słowa końcowe: „…abyście wierzyli, że Jezus jest Chrystusem, Synem Boga i abyście wierząc mieli żywot w imieniu Jego” /20.31/.
Jesteśmy śmiertelnie chorzy na grzech, ale jeśli Chrystus stanie się naszym życiem mamy wieczność z Nim natychmiast i po śmierci. Imiona nasze będą w księdze życia – śmiertelnie żywi, bo Chrystus jest moim życiem.

Zbawienie nie jest planem albo programem…to jest osoba: Jezus!

Kiedy fizycznie umrzesz, to nie znaczy, że na wieki. Jeśli wyznajemy Jezusa jako Pana mamy nowe życie w świętości, nowej jakości, życie nowych motywacji, innych celów.
„I nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą; bójcie się raczej tego, który może i duszę i ciało zniszczyć w piekle” (Mt 10,28).
Rozpoczęliśmy nasze spotkanie na cmentarzu z martwymi, ale kończymy obrazem życia i z żywymi, nawet gdy ich ciała spoczną w grobie.
„Zaprawdę, zbawienna była dla mnie gorycz, lecz Ty zachowałeś duszę moją od dołu zagłady, gdyż poza siebie rzuciłeś wszystkie moje grzechy. Nie w krainie umarłych bowiem cię wysławiają, nie chwali ciebie śmierć, nie oczekują twojej wierności ci, którzy zstępują do grobu. Żywy, tylko żywy wysławia ciebie, jak ja dzisiaj, ojciec dzieciom ogłasza twoją wierność. O Panie! Wybaw nas! A będziemy grać na strunach przed domem Pana po wszystkie dni naszego życia” (Iz 38,17-20).
Jezus powiedział: „Ja jestem ŻYCIEM”. Dopóki On nie stanie się twoim życiem, nie znajdziesz odpowiedzi na sens życia ziemskiego. Dziś mówimy o NIM, bo ON przyszedł na ziemię, aby dać ludziom cel w życiu i sens. Ewangelie pokazują nam ludzi, dla których życie straciło sens, a Jezus przywrócił im radość życia.

Nie możesz mieć właściwej filozofii śmierci, jeśli nie masz odpowiedniej filozofii życia.

Ten świat nie będzie mógł ci nic podarować na drogę do wieczności. Może wieniec, mniej lub bardziej sensowny napis na nagrobku, to wszystko. Jesteś przed Bogiem i może jeszcze raz odnowisz swoje ślubowanie lub podejmiesz pierwszą decyzję. To jest Twój czas. Cóż będzie znaczyć Twoja wiedza, prestiż, pieniądze, jeśli o życiu powiesz jedynie – „nie wiem, po co żyję”.
ŻYCIE – ile ono znaczy dla nas? Nie da się uciec przed nim, ono będzie czekać, jeszcze przy łożu śmierci, później da spokój. Wszystko będzie już rozstrzygnięte. Nie szukamy żywych między umarłymi, idziemy na specjalne spotkanie. Grób, trumna jest na cmentarzu, ale jej mieszkaniec może powiedzieć:

JESTEM NA SPOTKANIU Z CHRYSTUSEM.

listopad 2015

Śmierć zniszczył a żywot wywiódł.


„Nie wstydź się więc świadectwa o Panu naszym, ani mnie, więźnia jego, ale cierp wespół ze mną dla ewangelii, wsparty mocą Boga, który nas wybawił i powołał powołaniem świętym, nie na podstawie uczynków naszych, lecz według postanowienia swojego i łaski, danej nam w Chrystusie Jezusie przed dawnymi wiekami, a teraz objawionej przez przyjście Zbawiciela naszego, Chrystusa Jezusa, który śmierć zniszczył, a żywot i nieśmiertelność na jaśnię wywiódł przez ewangelię” (2 Tym 1,8–10).

Kto z nas nie myślał o takiej chwili, w której można by spotkać się z tymi, którzy od nas odeszli? Może chcielibyśmy im jeszcze coś powiedzieć, podziękować, może przeprosić. Niestety jest to niemożliwe i czego nie uczyniliśmy za życia, tego po ich śmierci już nie naprawimy. Czasem w filmach widzimy sceny, w których ludzie przemawiają do mogiły, ale niestety nie ma to przełożenia na skutek, ani nie ma to uzasadnienia. Pomniki na cmentarzach sprawiają przyjemność tylko nam, ale nie zmarłym.
Kiedy myślę o refleksji i zadumie, to myślę o wartości życia, o człowieku i Jego Stwórcy – Bogu. Śmierć i myśl o niej wywołuje i wywoływała zawsze uczucie niepokoju, przerażenie, strach. Wolimy o niej nie myśleć, nie mówić. Mamy może czasem uczucie, że ciągle gdzieś się czai. Przeczytałem zdanie:
„Ponieważ nie wiadomo gdzie czyha na Ciebie śmierć, czekaj na nią wszędzie”.
Śmierć nie jest zjawiskiem nadprzyrodzonym, jest powszechna i ostateczna. Odwiedzając, pozostawia w sercach ludzi bolesne rany, ale i zaniepokojenie o los ich ukochanych zmarłych. Śmierć przeraża.
Bóg widzi śmierć inaczej niż my. Widzimy śmierć jako ciemny mur – Bóg jako bramę.
W świetle zacytowanego wersetu jednak mogę spojrzeć na zjawisko śmierci z nadzieją.
„Śmierć zniszczył, a żywot wywiódł”.
Poselstwo nadziei niesie Jezus i ewangeliczne przesłanie. Dzieli się z nami tą nadzieją Paweł, może trudno przyswajalną:
„Albowiem dla mnie życiem jest Chrystus, a śmierć zyskiem. A jeśli życie w ciele umożliwi mi owocną pracę, to nie wiem, co wybrać. Albowiem jedno i drugie mnie pociąga: pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej” (Flp 1,21-23).
Śmierć może powodować autentycznie pewne pęknięcie w relacjach przyjaciół. Pamiętamy zapewne dramatyczne przeżycie Marty i Marii, gdy zachorował ich brat Łazarz.
„…oto choruje ten, którego miłujesz”.
Stała się rzecz niewiarygodna – Jezus nie przyszedł na czas do domu, do którego chętnie wracał, gdzie zawsze były otwarte drzwi. Stało się coś, co mogło tylko przeczyć całej etyce postępowania Jezusa, przeczyć głoszonym zasadom moralnym. Na wieść o tym Jezus powiedział coś, co zupełnie w tym momencie było niezrozumiałe, czy wręcz nie na miejscu. Ta choroba ma służyć Jemu, Synowi Bożemu na chwałę, ale gdzie jest miłość bliźniego? Choroba, cierpienie mają służyć interesom Boga? Czyż jesteśmy tylko zabawką w Jego ręku? Czy Jezus myśli tylko o sobie, opóźnia przyjście o wiele dni aż do tragicznego finału i jaka w tym ma być chwała? Dopuścił, by ci, którzy na niego liczyli, właściwie stracili zaufanie. Marta wyraziła wprost co czuła: „to taki z ciebie przyjaciel domu?”, „gdy potrzebowałeś gościny, odpoczynku, noclegu, to wiedziałeś, gdzie mieszkamy, a teraz?”.
„Gdybyś tu był, nie byłby umarł brat mój”.
Chcielibyśmy podporządkować działanie Jezusa i sposób odpowiedzi naszym wyobrażeniom. Marta przyjęła, że Jezus nie chciał być obecny w tej bolesnej sytuacji. W podobnych sytuacjach można usłyszeć: „Gdzie jest Bóg?”. Odpowiedź brzmi „jest z nami”. On przychodzi i powiada: „Wyjdź!”, „Wyjdź z grobu”.
Smutek i gorycz jest prawdziwa, mamy do niej prawo, ale ta strata nie jest końcem. Chrześcijanin ma prawo do smutku z powodu odejścia bliskiej osoby, ale nie do smutku, który przekreśla i neguje wszystko, przekreśla nadzieję. Paweł nie pozwala smutkowi przygnieść nas:
„A nie chcemy, bracia, abyście byli w niepewności co do tych, którzy zasnęli, abyście się nie smucili, jak drudzy, którzy nie mają nadziei” (1 Tes 4,13).
Niedowiarkowie powiedzą, że ze śmiercią kończy się wszystko, ale to jest tylko ich pobożne życzenie, gdyż obawiają się wieczności. W Tesalonice zapanowała niepewność i dlatego ap. Paweł ich pociesza. To, co im pisze, nie jest jakimś przypuszczeniem, tylko Słowem Bożym, jakie otrzymał podczas objawienia: „A nie chcę, bracia, abyście pozostawali w niewiedzy, co do tych, którzy zasnęli”. Jest to nowy sposób wyrażenia się chrześcijan o swych umarłych. Przywołujemy Chrystusa, bo „…śmierć zniszczył, a żywot i nieśmiertelność na jaśnię wywiódł przez ewangelię”.
Spotykamy śmierć w życiu i znajdujemy życie w śmierci Chrystusa.
Jezus powiada: „Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (Jan 11, 25b).
Wiara w bardzo praktyczny sposób określa moje ziemskie życie. Mimo szalonego tempa, gonitwy, złych i dobrych nastrojów wiem, co jest przede mną później. Wierzymy, że nasze życie ma swoja ciągłość, nawet gdy opuszczamy ten ziemski namiot nam darowany przez Boga. Nie dajcie się zbałamucić cytatami z Księgi Kaznodziei Salomonowego, że los człowieka jest taki sam jak zwierzęcia. Są niestety tacy interpretatorzy. Ciało, powłoka, ten sam los mają, w proch się obrócą i tyle tylko podobieństwa, a dalej Salomon powiada, jest inaczej. Bóg włożył wieczność w nasze serca:
„Wszystko pięknie uczynił w swoim czasie, nawet wieczność włożył w ich serca; a jednak człowiek nie może pojąć dzieła, którego dokonał Bóg od początku do końca” (Kazn.S 3,11).
Duch wraca do Boga:
„Wróci się proch do ziemi, tak jak nim był, duch zaś wróci do Boga, który go dał” (Kazn.S 12,7).
W kontekście święta zmarłych pada pytanie często, czy można modlić się przy grobie? Moja odpowiedź brzmi – TAK. Nie rozmawiaj z grobem i zmarłym, ale rozmawiaj z Bogiem o swoim życiu. Nie ma podstaw w Biblii do modlitwy za zmarłymi, ale jest podstawa do modlitwy za żywymi.
„Śmierć zniszczył, a żywot wywiódł”.
Z perspektywy Nowego Testamentu można powiedzieć, że los człowieka po śmierci rozstrzyga się w chwili jego zgonu, i dlatego modlitwy nasze za człowieka umarłego nie mogą już mieć żadnego wpływu na przyszły jego stan. Bóg chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i dlatego zaleca nam modlitwy za siebie i innych, ale mamy to czynić za swego życia doczesnego, które dane jest nam jako czas łaski i możliwości przyjęcia zbawienia w Jezusie Chrystusie. Na drzwiach pewnego klasztoru znajduje się następujący napis:
„Jest tylko jeden Bóg. Jeżeli jednak jest On twoim wrogiem, to kto będzie ciebie mógł uratować? Posiadasz tylko jedną duszę i jeżeli ją stracisz, cóż ci pozostanie? Nic, tylko zguba wieczna! Dlatego też troszcz się o jej zbawienie!”

„Żyjesz tylko raz, ale jeśli wszystko zrobisz jak trzeba, raz wystarczy”.

Człowiek musi uporządkować sprawę zbawienia tu na ziemi, bo czytamy wyraźnie:
„…Oto teraz czas łaski, Oto teraz dzień zbawienia” (2 Kor 6,2) i „…Dziś, jeśli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych…” (Hbr 3,15).
Nie czytamy nigdzie w Biblii o tym, żeby kwestię zbawienia można było zrealizować albo uzupełnić po śmierci. Jeśli już chcemy świętować pamięć po zmarłych, to czyńmy jedno; wywyższajmy Zwycięzcę nad śmiercią, który darował nam życie wieczne. Nie smućmy się jak ci, co nadziei nie mają, ale wywyższajmy Dawcę życia. Włóżmy wysiłek w chwałę i dziękczynienie, bo Chrystus jest naszym Panem i takie jest nasze świętowanie. Nie bój się grobu, ale pomyśl, by nad Twoim nie zadawano pytania: „a co z nim, z nią?”
„Śmierć zniszczył, a żywot wywiódł”.
Pierwsi chrześcijanie nie za śmierć oddawali swoje życie, ale za świadectwo o życiu i Zmartwychwstałym żyjącym Jezusie. Doświadczenie i zmaganie towarzyszyły ich życiu, ale jego koroną jest życie wieczne z Bogiem.
„Lekko i bez wysiłku, jednym popchnięciem otwierają się tylko drzwi do zguby”.
W Bożym świecie nie ma miejsca dla śmierci, bo jest miejsce dla życia.
„A jako ostatni wróg zniszczona będzie śmierć” (1 Kor 15,26).

listopad 2009

Sola Fide — tylko wiara

„Nie wstydzę się bowiem dobrej nowiny — jest w niej moc Boża dla zbawienia każdego, kto wierzy, najpierw Żyda, potem Greka. Objawia ona sprawiedliwość Boga, pochodzącą z wiary i prowadzącą do wiary, zgodnie ze słowami: Sprawiedliwy z wiary żyć będzie” (Rzym 1,16-17).

Ludzie zajmujący się promocją produktów w handlu wiedzą jak za pomocą reklamowych sloganów uchwycić uwagę klientów. Jeśli nie zapamiętamy nic innego, to zapamiętamy slogan. Zapewne pamiętamy niektóre hasła, które weszły do języka obiegowego jak: „Coca-cola to jest to! Pij mleko, będziesz wielki. Red Bull doda ci skrzydeł. Ojciec prać? Media Markt nie dla idiotów”.
W 1517 roku w Wittenberdze Marcin Luter przybił 95 tez sprzeciwu, a te uderzenia młotka usłyszał świat. Niemcy, a potem inne kraje poszły za jego głosem. Narodziła się protestancka Europa. „Protestancka Reformacja była rozpowszechnionym teologicznym buntem w Europie przeciw nadużyciom i totalitarnej kontroli Kościoła rzymsko-katolickiego. Reformatorzy jak Marcin Luter, Ulrich Zwingli w Szwajcarii i Jan Kalwin we Francji protestowali przeciwko różnym niebiblijnym praktykom katolickiego Kościoła i wypromowali powrót, do biblijnych zasad”.
U podstaw Reformacji Protestanckiej leży pięć zasad, pięć istotnych biblijnych doktryn. Te pięć kluczowych stwierdzeń Reformacji stało się jak hasła reklamowe, które każdy protestant powinien umieć powtórzyć.
1. „Sola Scriptura” – tylko Pismo. Tylko Biblia jest jedynym autorytetem dla wszystkich kwestii wiary i praktyki.
2. „Sola Gratia” – zbawienie tylko przez łaskę Bożą.
3. „Sola Fide” – zbawienie tylko na podstawie wiary.
4. „Solus Christus” – zbawienie tylko w Chrystusie.
5. „Soli Deo Gloria” – tylko Bogu należy się chwała.
Luter nie zamierzał ani nie przewidywał tworzenia nowego Kościoła i tego, co dziś nazywamy Reformacją. Chciał tylko zreformowania życia istniejącego Kościoła. Kiedy jednak niezrozumiany i wręcz zmuszany do odwołania tego, co napisał, złożył historyczne oświadczenie na Sejmie w Wormacji 1521 r. przed cesarzem i władzami kościelnymi:

„Mogę być przekonany świadectwem Pisma Św. albo jasnym, oczywistym dowodem, bo papieżowi i soborom nie wierzę — jasna i oczywista to rzecz, że się myliły i przeczą sobie wzajemnie. Związany przekonaniem sumienia na podstawie Słowa Bożego, nie mogę i nie chcę niczego odwołać, bo niepewna i niebezpieczna to rzecz, czynić cośkolwiek przeciw swemu sumieniu. Tak mi, Boże dopomóż !”

Opuścił Kościół, w którym nie pozwolono mu kochać Jezusa w myśl przykazania:
„Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca swego i z całej duszy swojej i z całej myśli swojej i całej siły swojej”.
Odkryciem dla Marcina Lutra studiującego Biblię stał się werset z listu ap. Pawła do Rzymian 1,17 a sięgający swymi korzeniami księgi Habakuka.
„Sprawiedliwy z wiary żyć będzie”.
W 1555 roku w Augsburgu luteranie przyjęli następujący artykuł dotyczący wiary zbawiającej: „ludzie nie mogą być usprawiedliwieni przed Bogiem przez swoją własną moc, zasługi albo czyny, lecz usprawiedliwieni są darmo, przez Chrystusa, przez wiarę. Mogą wierzyć, że zostali przyjęci do społeczności oraz że grzechy ich są przebaczone dzięki Chrystusowi, który przez swoja śmierć uczynił zadośćuczynienie za nasze grzechy. Tę wiarę uznaje Bóg za sprawiedliwość przed Nim”.
Rzeczą najważniejszą jest właściwa wiara, która daje pokój z Bogiem, pokój w sercu i zmienia życie. 90% chrześcijaństwa jakoś wierzy w Chrystusa, ale niekoniecznie są w Nim, stoją często na zewnątrz. Dla poprawności życia z wiary musimy być w Nim jak ryba w wodzie.
Dla niektórych Sola fide stoi pozornie w sprzeczności z innym biblijnym sformułowaniem. Dotyczy ta uwaga Jakuba:
„Podobnie z wiarą. Jeśli nie towarzyszą jej uczynki, jest martwa jako taka” (Jak 2,17).
Jakub domaga się doszacowania wartości dobrych uczynków, moralnego heroizmu i przykładnego życia.
Sola Fide jest podstawą teologii usprawiedliwienia przez wiarę i zasadą ustanowioną bezpośrednio przez Boga. Tylko wiara, a nie dobre uczynki, są podstawą do usprawiedliwienia człowieka przed Bogiem, chociaż wierze zawsze towarzyszą dobre uczynki jako skutek tej wiary.
Doktryna: „Wiara przynosi usprawiedliwienie i dobre uczynki” jest przeciwna katolickiej doktrynie: „Wiara i dobre uczynki przynoszą usprawiedliwienie”.
Biblia nigdy nie uczy, że dobre uczynki produkują wiarę.
Formułka nie brzmi 75% wiary plus 25% uczynków = zbawienie. Zasada brzmi: przez wiarę od początku do końca.
Wiara, która podoba się Bogu, jest wiarą, która coś robi. Bóg chce, byśmy mieli dynamiczną wiarę, nie martwą!
„Wiara bez uczynków jest jak ptak bez skrzydeł; chociaż on może skoczyć z innymi ptakami na ziemię, jednak nigdy nie będzie leciał z nimi do nieba” (Francis Beaumont).
Katolicyzm przeszacowuje rolę uczynków, protestantyzm niedoszacowuje ich roli.
Sola Fide „jedynie wiara” – oznacza, że grzeszny człowiek może przyjąć Boże przebaczenie jedynie przez wiarę w Jezusa Chrystusa.
Marcin Luter uznał tę zasadę za „artykuł, od którego zależy trwanie lub upadek Kościoła” (articulus stantis et cadentis ecclesiae). Punktem wyjścia sola fide jest uznanie, że każdy człowiek jest grzeszny i w wyniku tego oddzielony od Boga. Z powodu swojej grzeszności nie jest w stanie zrobić nic, by uratować się od Bożego gniewu i potępienia. Bóg jednak udziela darmo (Sola Gratia) przebaczenia i usprawiedliwienia tym, którzy uwierzą w Jezusa Chrystusa (Solus Christus). Słowo „tylko” użyte jest w celu podkreślenia, że uczynki człowieka nie stanowią podstawy dla jego usprawiedliwienia.
Przykładowo: dwa stwierdzenia, które wydają się sprzeczne, ale oba są prawdziwe, w zależności od ich zastosowania.
A. „Nie działaj pochopnie”.
B. „Kto waha się, traci”.
Jeśli rozmawialibyśmy z mechanikiem samochodowym, to chcielibyśmy przypomnieć: „Nie działaj pochopnie”. Jeśli rozmawialibyśmy z rolnikiem, którego zboże oczekuje zbioru, potrzebuje przypomnienia, że wahając się, zwlekając, może stracić wszystko.
Sola Fide reprezentuje ten sam rodzaj napięcia: jesteśmy uratowani przez wiarę, ale wiara bez zmiany, bez właściwych czynów, jest tylko okładką książki naszego życia.
„Teraz natomiast, niezależnie od Prawa, objawiła się sprawiedliwość Boża, poświadczona przez Prawo i Proroków. Jest to sprawiedliwość Boża oparta na zawierzeniu Jezusowi Chrystusowi i dostępna dla wszystkich, którzy wierzą. Nie ma przy tym wyjątków — wszyscy zgrzeszyli i są pozbawieni Bożej chwały. Usprawiedliwienie natomiast otrzymują w darze, z Jego łaski, dzięki temu, że Jezus Chrystus dokonał odkupienia” (Rzym 3.21-24).
Sprawiedliwości Bożej nie można uzyskać na podstawie naszego posłuszeństwa Bożemu prawu. Ponieważ nikt z nas nie zachowuje doskonale Bożego prawa, a tego Bóg wymaga.
Wiara jest środkiem, przez który przyjmujemy tę sprawiedliwość.
Musi to być wiara w Jezusa Chrystusa, ponieważ On jest Tym, który umarł, płacąc karę za grzechy. Tylko On mógł zapłacić za nasz grzech w pełni, ponieważ jest doskonałym Synem Boga. Dlatego właśnie konieczne jest złożenie naszej wiary w Nim.
Czym zatem jest zbawienie?
Niech odpowie nam na to pytanie sam Jan Wesley fragmentem swego kazania wygłoszonego w kościele Panny Maryi w Oxfordzie, przed władzami i studentami Uniwersytetu, w dniu 18 czerwca 1738 r.; „Zbawienie jest czymś osiągalnym przez nas. Cokolwiek mielibyśmy na myśli, znaczy to przynajmniej, że możliwość zbawienia istnieje dla każdego dziś. Jest ono czymś osiągalnym, a nawet czymś już osiągniętym na ziemi przez tych, którzy są współuczestnikami wiary. Tak bowiem powiada Apostoł do wierzących w zborze w Efezie: „Zbawieni jesteście przez wiarę”, a nie: „Zbawieni będziecie” (chociaż i to nie mijałoby się z prawdą). Zbawieni jesteście od grzechów. Oto zbawienie, którego się dostępuje przez wiarę”.
Istotą chrześcijaństwa jest Jezus Chrystus. Tej prawdy dzięki Bogu nie można zmienić. Do takich faktów należą także słowa o nowym narodzeniu. Ofiara Chrystusa zapłaciła karę za nas, abyśmy mogli być sprawiedliwi przed Bogiem. Ona jest naszą jedyną nadzieją i jedynym pośrednikiem. „Wykonało się” to sedno usprawiedliwienia z wiary. Łotr nie miał czasu na uczynki, a jednak doświadczył usprawiedliwienia.
Po pierwsze: Bóg chce, by ludzie nawrócili się do Niego.
Po drugie tylko Bóg powoduje nawrócenie.
Przegląd materiału biblijnego wyraźnie wskazuje, że poselstwo tak Starego Testamentu, jak i Nowego akcentuje konieczność podjęcia decyzji. Jezus powiedział: „jeśli się nie nawrócicie” (Mt 18,3), ap. Piotr przypominał: „upamiętajcie i nawróćcie się” (Dz 3,19), ap. Paweł wzywał: „pojednajcie się z Bogiem” (2 Kor 5,20).
Nikodemowi Jezus powiedział; nie wystarczy stać się Moim zwolennikiem. Nie można stać się chrześcijaninem, usiłując żyć jak chrześcijanin, wykonując dobre uczynki, tu nie chodzi o formalne podobieństwo, ale o nowe narodzenie. Bez niego nie można nawet ujrzeć Królestwa Bożego, a cóż dopiero wejść. Wiara odgrywa ogromną rolę w naszym życiu i bez niej nie mogłoby być mowy o chrześcijaństwie. Nie jedno kazanie słyszeliśmy na temat wiary, ale trudno przy omawianiu tej prawdy Sola Fide nie mówić o niej.
„A wiara jest pewnością tego, czego się spodziewamy, przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy” (Hbr 11,1).
To skok na głęboką wodę. Wierzenie w coś lub czemuś, co przeczy zdrowemu rozsądkowi. Jak ocenić Noego? Deszczu nie widział, a mówi o potopie.
Kiedy ktoś zakłada kamizelkę kuloodporną, musi wierzyć, że jej struktura zatrzyma kulę.
Wiara to nie jest coś mistycznego, ubranego w ludzkie uczucia.
Wielu ludzi można opisać słowem „łatwowierny”. Ludzie pilnują się, by być logiczni albo racjonalni, ale chrześcijanie są łatwowierni dla ich wiary w Boga.
Wierzymy w niewidzialnego Boga, w zmartwychwstanie Jezusa, w cuda i to jest dowód naszego bycia łatwowiernymi.
Czy rzeczywiście jest to wiara w niesprawdzalne? Skok na głęboką wodę? Mamy wiarę, która pozwala się sprawdzać.
„W czasie tego spotkania z Jezusem nie było wśród nich Tomasza, jednego z Dwunastu, zwanego Dydymos. Uczniowie przekazali mu zatem: Widzieliśmy Pana. On zaś odpowiedział: Jeśli na Jego rękach nie zobaczę śladów gwoździ i ich nie dotknę, i jeśli w Jego bok nie włożę mojej ręki — nie uwierzę! Po ośmiu dniach uczniowie znów byli razem i Tomasz wśród nich. Wtem, mimo zamkniętych drzwi, zjawił się Jezus, stanął pośrodku i powiedział: Pokój wam! Potem zwrócił się do Tomasza: Zbliż tu swój palec i obejrzyj moje ręce; zbliż swoją rękę i włóż w mój bok, i nie bądź bez wiary, ale wierz” (Jan 20,24-27).
Eliasz był człowiekiem takim jak my. Miał takie same niepokoje, obawy i frustracje, jak my. Jego wiara była taka sama, jaka jest w sercach naszych, którzy narodziliśmy się z Boga. Mojżesz, kiedy stanął przed faraonem, miał takie same obawy i strach, jak my, kiedy stajemy przed niemożliwą sytuacją, ale on wstał i poszedł. Wiara staje po stronie Bożej.
Nie trzeba wiary, by ochrzcić człowieka. Wiary trzeba, by zmienić życie człowieka.
Posłuszeństwo wierze to wierzenie w to, co mówi Bóg. Nie możecie słuchać ludzi, którzy kwestionują nieomylność Słowa Bożego. Wierzenie Biblii to wierzenie w to, co mówi Bóg. Teologia „łatwej wiary” sprzedała kościołowi kłamstwo, że wiara, to jakaś siła, przez którą człowiek może manipulować Bogiem. Wiara to życie według tego, w co wierzysz. Dla Hebrajczyków stojących przed piecem ognistym ich wiara nie miała nic wspólnego z tym, czy będą wyratowani z tego ognia. Ich wiara, to życie według tego, w co wierzyli. Stali tam sami, ale mieli Słowo Boże, a to słowo mówiło, że „nie będziesz miał innych bogów przede mną” i ich wiara wymagała tego, by się nie pokłonili.
Wiara działa przez uczynki.
Nie chodzi o to, co mówisz, ale co robisz. „Przykazań Moich przestrzegać będziecie”. Bóg nie jest zainteresowany tym, czy będziecie mieć dobrobyt, czy nie. On jest zainteresowany życiem poprzez was. Biblia uczy, że ta wiara jest kluczem, by otworzyć drzwi do wieczności. Niektórzy podejrzewają taką wiarę o arogancję, ale wierzę, że tylko wiara w Jezusa jest moją pewnością dokąd zmierzam. Przez wiarę przychodzimy do Chrystusa. Przez wiarę prowadzimy nasze chrześcijańskie życie.
Wiara jest rdzeniem naszego chrześcijańskiego życia.
Biblia nie mówi, że sprawiedliwy będzie uratowany przez wiarę, ale deklaruje, że sprawiedliwy będzie żyć z wiary.
„Od wiary do wiary”.
Czy ludzie zauważają różnicę w twoim życiu z powodu twojej wiary w Jezusa Chrystusa? Czy wyraziłeś tę wiarę publicznie w chrzcie?
„Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu; kto bowiem przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają” (Hbr 11,6).
Dla wielu współczesnych chrześcijan życie z wiary oznacza: zero problemów, życiowy ślizg jak na torze bobslejowym, na końcu wysoki czek na duchowe konto w duchowym banku. Wielu zapomina, że z tego toru bobslejowego można wypaść i boleśnie, dramatycznie zderzyć się z rzeczywistością a cała wiara wali się w gruzy. Ekscytujące jest życie wiary, ale to nie jest zaklinanie rzeczywistości. Wiara nie jest jakąś magiczną pigułką, którą bierzesz i masz odlotowe życie, bezbolesne, bezproblemowe, żadne trudności, żadne walki. Pismo Święte nie uczy tego.
„Tam umacniali dusze uczniów; zachęcali ich, aby trwali w wierze, i mówili, że trzeba doświadczyć wielu trudności, aby wejść do Królestwa Bożego” (Dz 14,22).
Bycie wierzącym to jeden z ekscytujących stylów życia jakie zna człowiek. Nie tylko życie przygody i niebezpieczeństwa, ale też życie, gdzie stanowimy różnicę w tym świecie.
Powiedzieć, że „sprawiedliwy z wiary żyć będzie”, gdy sprawy idą dobrze, kiedy nie ma kryzysów, życiowych tragedii, bólu jest łatwo. Co, kiedy na koncie jest pusto, rachunki nie zapłacone, żadnego rozwiązania w zasięgu wzroku, kiedy życie rzuca cię w środek kryzysu bez żadnego powodu? Sądzimy, że Bóg spóźnia się i daje powody by zwątpić.
Utrzymywać się z wiary znaczy, że będziemy czekali na odpowiedź Boga.
Czy nie zdarzyło się tak, że mimo odpowiedzi usiłujemy coś zrobić po naszemu?
„Jakuba ogarnął strach. Poczuł się jak osaczony. Postanowił zatem swoich ludzi, owce, bydło i wielbłądy podzielić na dwa obozy. Wychodził z założenia, że jeśli Ezaw napadnie na jeden obóz i pobije go, drugi obóz będzie miał czas, by ratować się ucieczką. Jakub zwrócił się też do Boga: Boże mego ojca Abrahama i Boże mego ojca Izaaka, PANIE, który do mnie powiedziałeś: Wróć do swojej ziemi i do swoich krewnych, a będę ci szczęścił, nie jestem godny wszystkich łask i całej wierności, które okazywałeś swemu słudze, bo o samym kiju przeprawiłem się przez ten Jordan, a teraz mam ze sobą dwa obozy. Wyrwij mnie, proszę, z ręki mego brata Ezawa, bo ja sam boję się, że przyjdzie i zabije mnie oraz matki z dziećmi. A przecież Ty powiedziałeś: Na pewno będę ci szczęścił i uczynię twoje potomstwo liczne jak piasek morski, którego z powodu nieprzebranej ilości nie da się policzyć!” (1 Mojż 32,7-12).
Żyć z wiary znaczy być posłusznym, nie zważając na okoliczności i konsekwencje. Z Noego śmiano się przez dziesiątki lat. Amator zbudował arkę a fachowcy Titanica, ale to jego Arka przetrwała, a Titanic zatonął.
Żyć z wiary oznacza mieć więcej pytań niż odpowiedzi.
Odkrycie Lutra „wiary w działaniu” przetoczyło się jak kula śniegowa, sprawiając, że ludzie ówczesnej Europy i nie tylko zaczęli stanowić różnicę. Nie byli już tylko religijni, ale głęboko wierzący.
Wiara wie, dlaczego wierzy w Boga, nie tylko na podstawie lektury Biblii, ale też z doświadczenia.
Przez nią: niewidzialne staje się widzialne, nieuchwytne i nieosiągalne rzeczywiste, dalekie staje się bliskie, wieczne cenniejsze nad wszystko.

Tylko Biblia, zbawienie tylko przez łaskę Bożą, tylko na podstawie wiary, zbawienie tylko w Chrystusie, tylko Bogu należy się chwała. Tak nam dziś Boże pomóż, bo inaczej nie możemy.

październik 2017

WIEM, NIE WIEM

„Wiem, komu zaufałem. I jestem pewny, że On zadba o to, bym wywiązał się z tego, co mi zlecił, zanim przyjdzie ten wielki Dzień” (2 Tym 1.12).

Jest wiele rzeczy, sytuacji, które są niewiadomą. Dojeżdżając do skrzyżowania zadajemy sobie pytanie: „którą drogę wybrać?”. W lewo czy w prawo? Jeśli wybierzesz niewłaściwą drogę, konsekwencje mogą być dramatyczne (np. niewłaściwy wjazd na autostradę). Jaka szkoła, jakie studia, jaki partner itd. Jeśli poślubiasz niewłaściwą osobę, konsekwencje mogą być fatalne.
Jeśli dołączasz do niewłaściwej społeczności kościelnej, konsekwencje mogą mieć wymiar wieczności. Szereg decyzji może być nieodwracalnych. Z tego powodu potrzebujemy znać wolę Boga, byśmy mogli poruszać się we właściwym kierunku.
Zdarza się, że ludzie mówią: „Gdybym podjął inną decyzję?”
Niektórzy radzą się wróżbiarzy, astrologów, ufają fałszywym prorokom i okultystycznym mocom, bo chcą wiedzieć co zrobić w przyszłości. Wielu polityków to robi. Przykładem tego była pani prezydent Korei Południowej, która radziła się szamanów.
Jako chrześcijanie, nie potrzebujemy radzić się szatańskich mocy, by znać przyszłość. Bóg dał nam Biblię i prowadzenie Ducha Świętego. W Starym Testamencie tylko prorok wydawał się znać wolę Boga.
„Jeśli powstałby między wami prorok albo ktoś, komu przyśniłby się sen, i zapowiedziałby, że nastąpi jakiś znak albo cud, i ten znak albo cud by się spełnił, a jednocześnie oznajmiłby ci on: Idźmy za innymi bogami — których nie poznałeś — i służmy im, to nie posłuchasz słów tego proroka ani tego, komu przyśnił się sen, ponieważ to PAN, wasz Bóg, wystawia was na próbę, aby stwierdzić, czy kochacie PANA, swojego Boga, z całego swojego serca i z całej swojej duszy. Tylko za PANEM, waszym Bogiem, będziecie chodzić i Jego będziecie się bać, Jego przykazań przestrzegać i Jego głosu słuchać, Jemu służyć i do Niego lgnąć” (5 Mojż 13,2-5).
Wybieranie właściwego głosu i słuchanie tego głosu jest pozwoleniem na prowadzenie przez Ducha Boga.
Nie wiem co dalej?
„Nasze postępowanie opiera się na wierze, a nie na tym, co widzialne” (2 Kor 5,7).
Często chcielibyśmy wiedzieć, co nam przyniesie jutro. Wtedy moglibyśmy się przygotować, mieć wpływ lub czegoś uniknąć. Gotując jajka nie możemy ich otworzyć i zajrzeć do środka. Są sprawy, w które chcielibyśmy wejrzeć, zobaczyć, ale nie możemy. Jutra nie da się „otworzyć”, ale czy rzeczywiście tego byśmy chcieli? Jednak ingerowanie w jutro, mogłoby zepsuć zarówno dzisiaj, jak i jutro.
Jezus obiecał troszczyć się o nas codziennie, a to obejmuje też jutro. Możemy żyć wiarą każdego dnia.
„Dlatego mówię wam: Przestańcie martwić się o życie, o to, co zjeść lub wypić; a także o ciało, o to, w co się ubrać. Bo czy życie nie jest czymś więcej niż pokarm, a ciało niż okrycie?” (Mat 6,25).
„Nikt, poza Bogiem, nie może wejrzeć poza dzisiaj”.

Jest kilka możliwości by wybrać:
1. Głos Boga
Bóg podjął inicjatywę przemawiając do Mojżesza w płonącym krzaku. Cudem nie było, że krzak płonął. Na pustyni mogło się to zdarzyć, ale że krzak nie spłonął. Zwykłe wydarzenie zostało użyte do nadzwyczajnego celu. Bóg często przemawia przez pozornie zwykłe zdarzenia, zwykłe sytuacje, zwykłych ludzi, używając ich do nadzwyczajnego celu. Jest nieporozumieniem nalegać, by Bóg objawił się przez jakąś cudowną, nadzwyczajną okoliczność.
Czy wiemy jak Bóg przemawia do nas dzisiaj?
Kiedy Mojżesz obrócił się w kierunku Boga usłyszał Jego głos. Odwróceni od Boga nie usłyszymy Jego głosu.
1) CO chce byśmy zrobili – „zdejm”.
2) JAK to zrobić – „idź”.
3) KIEDY – „teraz”.
Czasem myślimy, że Bóg ma jakiś problem z kierowaniem nami, gdy chcemy być w Jego woli. Poznać głos Boży i umieć go rozróżnić, zrozumieć Jego wolę i podejmować właściwe decyzje każdego dnia. Jest to takie ważne dlatego, że każda błędna decyzja ma wpływ na nasze życie.
2. Głos ciała
„Zrób co czujesz, że jest miłe i łatwe”.
Dzisiaj ludzie są odpowiedzialni albo zaangażowani tak długo, jak jest im dobrze. Nasz Pan zaoferował nam prowadzenie, nawet kiedy opuszczą nas przyjaciele, kiedy świat jest przeciw. On jest wierny.
3. Głos umysłu
Umysł jest jednym z najcudowniejszych prezentów, który Bóg dał każdemu. Nie wolno wysyłać umysłu na urlop, ponieważ stałeś się osobą wierzącą. Wiedza może doprowadzić do frustracji, ale połączenie Ducha Św., Boga i głosu umysłu prowadzi do właściwego życia i służby.
4. Głos diabła
Jest głos szatana, próbujący sprowadzić nas na niewłaściwą drogę, albo co najmniej, zamieszać w głowie. Oczywiście głosów pozytywnych, jak i negatywnych jest znacznie więcej: głos proroka, głos twojego pastora, głos twoich przyjaciół, głos twoich rodziców, głos twojego ducha, głos twojego współmałżonka, głos okoliczności. W zależności kim jesteś możesz zostać zmanipulowany przez któryś z głosów.
Nie trzeba znać wszystkiego, aby dobrze przeżyć życie. Zawsze możesz poszukać informacji w encyklopedii, internecie. Możemy się cieszyć, że nie musimy wiedzieć wszystkiego, aby właściwie poruszać się w tym świecie. Często możemy polegać na wiedzy kogoś innego. Jest jednak rodzaj wiedzy, za którą jesteśmy indywidualnie odpowiedzialni, jeśli chcemy wejść do Królestwa Bożego. Osobista znajomość Chrystusa. Dopóki Go nie znamy, cała nasza wiedza jest bez znaczenia.
Ap. Paweł był pełen troski, aby Tymoteusz pozostał wierny Bogu i oddany głoszeniu Ewangelii. Paweł tak ufa Panu, że nawet w obliczu śmierci bardziej myśli o innych niż o sobie.
Jest kilka rzeczy, które znam.

Wiem, że Bóg kocha.
„…żebyście byli przez Ducha jego mocą utwierdzeni w wewnętrznym człowieku”, „…i mogli poznać miłość Chrystusową, która przewyższa wszelkie poznanie, abyście zostali wypełnieni całkowicie pełnią Bożą” (Efez 3,16.19).
„Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł” (Rzym 5,8).

Wiem co to jest Boże Słowo.
Jeśli jakiś człowiek będzie zwiastował Słowo, to wiem, czy to jest od Boga, czy mówi od siebie.
„…owce zaś idą za nim, gdyż znają jego głos. Za obcym natomiast nie pójdą, lecz uciekną od niego, ponieważ nie znają głosu obcych” (Jan 10,4).

Wiem, Bóg dał zbawienie.
„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto słucha słowa mego i wierzy temu, który mnie posłał, ma żywot wieczny i nie stanie przed sądem, lecz przeszedł ze śmierci do żywota” (Jan 5,24).

Wiem, że Bóg odpowiada na modlitwy.
„Taka zaś jest ufność, jaką mamy do niego, iż jeżeli prosimy o coś według jego woli, wysłuchuje nas. A jeżeli wiemy, że nas wysłuchuje, o co prosimy, wiemy też, że otrzymaliśmy już od niego to, o co prosiliśmy” (1 Jan 5,14-15).

Wiem, że mam dom
TU
„Uradowałem się, gdy mi powiedziano: Do domu Pana pójdziemy!” (Ps 122,1).
TAM
„Wiemy bowiem, że jeśli ten namiot, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny” (2 Kor 5,1).

Wiem, że idę do domu Ojca.
„Gdyż sam Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie, potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nimi porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem. Przeto pocieszajcie się nawzajem tymi słowy” (1 Tes 4,16-18).

Wiem, że czas jest ostateczny.
„Radujcie się w Panu zawsze; powtarzam, radujcie się. Skromność wasza niech będzie znana wszystkim ludziom: Pan jest blisko” (Flp 4,4-5).

Co zatem wiem?
Wiem, nie jak zdumiewająca jest miłość Boga do mnie, ani dlaczego, mnie niegodnego, Chrystus odkupił, ani jak wiara Jego Słowu dała pokój w moim sercu. Co dobrego albo przykrego może być zarezerwowane dla mnie, kiedy mój Pan może przyjść, w nocy czy w dzień.
„Wiem, komu zaufałem. I jestem pewny…”
Bóg jest zawsze w pracy. Tylko dlatego, że nie możemy rozpoznać ręki Boga nie znaczy, że On nie jest w pracy. Jeśli nie spełnił naszych marzeń, nie znaczy, że nie jest w pracy. Jeszcze raz odwołam się do Mojżesza. Bóg zadbał o jego duchowy rozwój. Bóg zadbał o jego edukację na dworze faraona. Bóg wypełnił go pasją dla narodu Izraelskiego. Bóg umieścił go w ziemi Midian, gdzie założył rodzinę. Poznał życie na pustyni. Wszystko to było od Boga. Bóg był zdecydowanie w pracy. Podobnie Bóg jest w pracy z nami!
Wiem komu uwierzyłem.
Możesz umieścić twoją wiarę w złocie, ale nie możesz zjeść złota. Za złoto nie możesz kupić czasu. Możesz złożyć pieniądze w najlepszym banku świata, ale może zbankrutować. Możesz umieścić twoje zaufanie w przyjaciołach, ale mogą zdradzić.
Kiedy powierzasz twoją przyszłość Jezusowi jesteś bezpieczny na zawsze. Paweł nie mówi, „wiem o Nim jako historycznej osobie,” albo, „Wiem, o Nim jako o kimś, którego opisują w książkach”. Powiada: „znam Jego jako mojego zbawiciela, jako mojego przyjaciela. Znam Jego, jako kogoś, kto idzie obok mnie, prowadzi mnie. Znam Jezusa i wiem, że On jest w stanie dotrzymać słowa, dlatego uwierzyłem”.
Czy znasz Jego? Możesz stać z Pawłem, Janem, Piotrem, i powiedzieć – „znam Jezusa?” Nie czujesz się zagubiony?
Co wiesz?
Nehemiasz podjął się rekonstrukcji murów Jerozolimy, ludzie w połowie drogi po 26 dniach byli już zniechęceni, wypaleni, jak wielu współczesnych kaznodziei, bo jakie powołanie takie wypalenie.
Jasna wizja „wiem komu uwierzyłem” umożliwia nam, by powiedzieć: „znamy nasz cel”.
Habakuk oświadczył: „Muszę stanąć na moim posterunku, zająć miejsce na baszcie, wypatrywać, by dostrzec, co mi powie… I PAN odpowiedział mi… Gdyż widzenie wciąż czeka na czas oznaczony, lecz wypełni się przy końcu — nie zawiedzie. Choćby się spóźniało, nie przestawaj czekać, gdyż spełni się na pewno…” (2,1-3).
Uczmy się od Habakuka. Jeśli coś nie spełniana się natychmiast, wtedy pamiętaj, że to tylko jest opóźnienie, nie usunięcie. Pan mówi „zaczekaj,” i to przyjdzie we właściwym czasie. Doświadczanie Boga nie polega na tym, że On przychodzi gdzie ja jestem, ale na tym, że przyprowadza mnie gdzie On jest.
Gdzie jesteś w twoim obecnym doświadczeniu z Bogiem? Jesteś gdzie On chce, byś był?
Czasem przychodzi taki moment, gdy jakaś sytuacja życiowa zupełnie przerasta nasze możliwości. Nie pomaga żadna ludzka rada, żaden lekarz, żaden doradca, lekarstwo. W takich momentach nadzieją jest uchwycenie się Jezusa.
Miejsce, gdzie dwie ścieżki spotykają się jest znaczące, ponieważ to jest okazja, by dokonać wyboru, podjąć decyzję, pozostać na tej samej ścieżce albo zmienić ją. Wyznaczyć nowe priorytety lub trwać przy starych. Podjąć wysiłek, by zapłacić cenę zmian lub czekać na okazję, przecenę, wyprzedaż.

Kiedy urodziłeś się płakałeś, gdy inni uśmiechali się i radowali. Żyj takim życiem, że kiedy będziesz odchodzić ty będziesz uśmiechać się, gdy inni dookoła ciebie będą płakać!

grudzień 2016

Zdrowa nauka boli

„Wzoruj się na zdrowej nauce, którą usłyszałeś ode mnie, żyjąc w wierze i miłości, która jest w Chrystusie Jezusie” (2 Tym 1,13).

Jeśli wierzący ma poczynić postępy w wierze, powinien trzymać się zdrowej nauki, co natychmiast przypomina, że jest też niezdrowa nauka. Ta niezdrowa wcale nie reklamuje się jako niezdrowa, ale przeciwnie jako zdrowsza od zdrowej. Nie każda nauka natychmiast szkodzi, niektóre mają opóźniony czas zapłonu. Za niezdrową nauką stoi „zwodniczy duch”, który posługuje się ludzkimi pomysłami, tworząc kłamliwą rzeczywistość, a później przedstawia ją tak, aby wyglądała jak prawdziwa, czyli podaje truciznę w „chińskiej porcelanie”.
„Albowiem przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce” (2 Tym 4,3).
Jako nawróceni trwamy w wierze i miłości Jezusa Chrystusa. Zdrową naukę przekazujemy przez naszą interpretację Bożego Słowa. Paweł Tymoteuszowi przekazał zdrowe nauczanie i mógł śmiało się pod tym podpisać. Lubimy to, co „fajne”, miłe, bez zobowiązań i obciążeń, co nie wymaga wysiłku. Praca lżejsza od spania, a nauczanie lżejsze od studiowania i czytania Słowa Bożego, zamiast wgryzania się w znaczenie biblijnego tekstu. Kiedy apostoł Paweł odjeżdżał z Efezu, mówił:
„Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając stada. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów. Dlatego czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was” (Dz 20,29-31).
Każdy potrzebuje edukacji i to niezależnie na jakim poziomie. Proces ten zaczyna się z chwilą narodzin. Od tego momentu poznajemy otoczenie, uczymy się kolejnych czynności, w odpowiednim wieku trafiamy do szkoły po to, by po jej ukończeniu, zyskać miano osoby wykształconej. Autor listu do Hebrajczyków mówi:
„Biorąc pod uwagę czas, powinniście być nauczycielami, tymczasem znowu potrzebujecie kogoś, kto by was nauczał pierwszych zasad nauki Bożej; staliście się takimi, iż wam potrzeba mleka, a nie pokarmu stałego” (Hbr 5.12).
Dlatego mamy trwać w zdrowej nauce, by po latach nie zadawać pytań na poziomie przedszkolaka.
Z powodu chorego nauczania, niezdrowych ambicji ludzi, którzy chcą zabłysnąć, poprawić Pana Boga. Jeden ze współczesnych ruchów wątpliwej jakości, reklamował się, że ma objawienie słowa, które nie zostało ujęte w Nowym Testamencie. Co mówi Biblia?
„Co do mnie, to świadczę każdemu, który słucha słów proroctwa tej księgi: Jeżeli ktoś dołoży coś do nich, dołoży mu Bóg plag opisanych w tej księdze; a jeżeli ktoś ujmie coś ze słów tej księgi proroctwa, ujmie Bóg z działu jego z drzewa żywota i ze świętego miasta, opisanych w tej księdze” (Obj 22,18-19).
W sprawie nauczania dokonano wielu nadużyć. Chrystus staje się kimś w rodzaju czarodziejskiej lampy Aladyna, gotowym do czynienia drobnych cudów na usługi tych wszystkich, którzy przywołują Go dla spełnienia swoich poleceń. Jaka jest zdrowa nauka?
„I trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach” (Dz 2,42).
Kiedy czytamy „trwali” oznacza to, że byli przeciw czemuś. Sprzeciwiali się czemuś, co nie było zdrowe. Coś chciało się wkraść, by upodobnić ich do innych. Pierwszy Kościół „trwał w nauce apostolskiej” i tego się trzymali, a oglądali przebudzenie. Kościół musi rozróżnić między tym, co czyste, a co nieczyste, co zdrowe, a co chore, między nikczemnym a świętym. Bóg jest tym samym świętym Bogiem, którym był kiedyś i mówi do Swojego kościoła:
„…Bądźcie świętymi, gdyż Ja, Pan, jestem Bogiem waszym” (3 Moj 20,7).
Apostołowie za swoje przekonania i trwanie w zdrowej nauce byli prześladowani. Niektórzy po takim doświadczeniu, potrzebowaliby dwutygodniowego wypoczynku w pięknej miejscowości wczasowej, recepty na Valium i pełnego zadośćuczynienia przed powrotem do zajęć. Apostołowie szli i głosili zdrowe nauczanie. Nasza kultura podaje pełen zestaw wymówek, usprawiedliwiających nieposłuszeństwo.
„Pochodzę z rozbitej rodziny, moja matka była…, mój ojciec był…, miałem matkę, miałem ojca, nie miałem matki, nie miałem ojca, jestem po chorobie, szerokie badania wykazały, że ze względu na moją osobowość niemożliwe jest, bym mógł być posłuszny Bogu”.
Miliony chrześcijan spotykają się w niedzielę na nabożeństwach, a ilu jest przygotowanych, by ponieść jakieś konsekwencje za swoją wiarę?
Kościół w pewnych sytuacjach usiłuje przymknąć oko. Kościół się zmienił, ale Bóg się nie zmienił.
Syn marnotrawny roztrwonił wszystko i zapukał do drzwi świata, prosząc o coś do jedzenia. Świat powiedział: „karm moje świnie, a ja będę karmił ciebie”. Za swoją pomoc świat zażądał: „obniżcie trochę swoje normy, a to zachęci więcej ludzi. Nie będziecie mieli wrogów”.
Jeżeli ktoś czemuś się sprzeciwia, jest posądzany o brak miłości. Brak trwania w zdrowej nauce jest często wynikiem lenistwa.
Leniwy umysł jest warsztatem diabła.
Powodem apostolskiego wezwania jest podział naszego umysłu na dwie półkule: religijną i świecką. Kiedy przychodzi niedziela, pozwalamy półkuli religijnej na dominację. Nawet nie zastanawiamy się zbytnio, że jej używamy. Kiedy przychodzi poniedziałek, posługujemy się drugą i też chyba zbytnio nie zastanawiamy się, że jej już używamy. Po czym tak sadzę? Po skutkach naszej moralności, wartościowania, zachowania. Po dostosowaniu się do nowoczesności, tej „epistemologicznej schizofrenii”.
„Prawdziwą wartość członka zboru ujawnia raczej jego życie w poniedziałek niż w niedzielę” /A.Tozer/.
Brak trwania w zdrowej nauce skłania kościoły do wydawania oświadczeń przypominających, co leży u podstaw wiary i praktyki, że to ma znaczenie, co w praktyce robimy, a nie tylko jak wierzymy. Jakość życia ludzi w kościele ma znaczenie dla przebudzenia.
Pojawiały się różne trudności, ale oni (apostolscy wierzący) trwali.
Drzewo Sekwoja gigant może wyrosnąć na kilkadziesiąt metrów wysokości i kilkanaście metrów w obwodzie. Mieć kilka tysięcy lat. Jednak sekwoje mają bardzo płytki system korzeniowy. Jak zatem stawiają czoła wiatrom i burzom oraz wszystkim przeciwnościom? Ich korzenie przeplatają się z korzeniami innych drzew. W ten sposób mogą przetrwać.
Trwajmy w tym, co było charakterystyczną cechą kościoła Dziejów Apostolskich.
„I trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach” (Dz 2,42).
Im więcej czasu upływa od chwili nawrócenia, podjęcia służby, tym bardziej potrzebujemy zachęty do wytrwania, bo tak łatwo o zniechęcenie, zaniechanie, znudzenie, rutynę. Szybko wypalamy się w swej aktywności. Dlatego szukamy atrakcyjnych zmian, „duchowych dopalaczy”.
Jedni lubią piłkę nożną, inni golfa, jedni są baptystami inni zielonoświątkowcami, ale jedno jest wspólne, nasz Zbawiciel Jezus. Trzymajcie się Jego i zdrowej nauki.
Czasem kandydaci na liderów mówią o powołaniu, a nie mają ochoty się uczyć. Myślą, że teologia to szkółka niedzielna i z tą szkółkową wiedzą chcieliby ewangelizować świat, świat intelektualistów.
Każde pokolenie musi otrzymać poselstwo na miarę swego czasu i na jego poziomie.
Obserwuję i co utwierdza mnie, że poselstwem na czasie jest zwiastowanie o wytrwałości w zdrowej nauce. Mamy często do czynienia z nauczaniem, które nie uderza w nas jawnie, tylko przychodzi w postaci pogmatwanych pojęć, idei wartości. Diabeł jest zbyt inteligentny, by próbować zwieść chrześcijan poprzez wyraźne kłamstwo. On przedstawia prawdę, ale wyrwaną z kontekstu.
Mojżeszowi faraon proponował rozwiązania kompromisowe, ale ten powiedział: „ani kopyto”. Ewangeliczni chrześcijanie naszych czasów zbyt koncentrują się na ziemi, zapominając o naszej „niebiańskiej nadziei”.
„Nasza zaś ojczyzna jest w niebie, skąd też Zbawiciela oczekujemy, Pana Jezusa Chrystusa” (Flp 3.20).

Jest stare przysłowie: „światła innego samochodu są zawsze jaśniejsze niż twoje własne”.
Czasem można myśleć, że to, co wiem i robię, jest tak mało znaczące.
Żona pewnego kaznodziei trochę utyskiwała, że ma tak niewiele do powiedzenia z powodu zajętego czasu wychowywaniem dzieci. „Ależ to jest najzdrowsza służba, jaką wykonujesz, mów o tym, gdy cię pytają, co robisz”, doradzał mąż. Jak był bardzo zaskoczony, gdy kiedyś podsłuchał odpowiedź, jakiej udzieliła pytającej osobie: „co robisz?”
„Szkolę dwóch homo sapiens do panujących wartości Judeo-chrześcijańskiej tradycji, aby mogli stać się instrumentami w transformacji porządku społecznego z eschatologicznej perspektywy, którą Bóg ustanowił na początku czasu”. Pytająca kobieta powiedziała: „O, przepraszam, jestem tylko prawnikiem”.
Stańmy się ludźmi silnego przekonania, nie ustępując, kiedy trudne czasy przychodzą, wiedząc, kim jesteśmy w Bogu.
Ludzie poddali się i zrezygnowali z życia, są emocjonalnie i duchowo sparaliżowani. Czują się kalekami, niezdolnymi do życia, czują się bezsilnymi, bezradnymi. Zostali zranieni przez życie, boją się ruszyć, zadziałać, żyć, ponieważ wierzą, że śmiertelnie zostali zranieni, więc się poddają. Rzucają ręcznik na ring życia i rezygnują. Wstają, idą do pracy, oglądają TV, ale nie mają żadnej energii, żadnej siły, żadnej ochoty, żadnego ognia, żadnej pasji, ponieważ są duchowo i emocjonalnie sparaliżowani. Potrzebują, by ktoś przyszedł i uratował ich, by powiedział: „masz szansę, to jeszcze nie koniec”.
Pewien filozof powiedział: „im więcej ma człowiek w swoim własnym sercu, tym mniej będzie potrzebował z zewnątrz”.
Wiele osób stanie przed Bogiem w przekonaniu, że są w porządku i zostaną oddzieleni. Będą wołać: „ależ Panie, to jakieś nieporozumienie! Wierzyliśmy w Ciebie. Modliliśmy się, pościliśmy, chodziliśmy do kościoła. Jesteśmy owcami odkupionymi Twoją krwią”. Nie trwali jednak w nauce apostolskiej.
Kiedy chrześcijanin nie posiada wyraźnego obrazu, czym jest chrześcijaństwo, to albo staje się ofiarą świata, albo brata się z nim.
Jezus był przyjacielem celników i grzeszników, tj. ludzi ze świata. Szedł do nich, aby przywrócić ich Bogu.
Ewangelia znaczy więcej niż dostarczenie informacji o zbawieniu. Dobra Nowina zawiera całość objawienia, szczegółowe nauczanie w listach apostolskich. Apostolska nauka rozpoczyna się od osoby Chrystusa, od tego, że człowiek potrzebuje Jezusa, jak i podkreślenia, że ważnym jest przekazanie poselstwa o zbawieniu całemu światu.
Apostołowie przekazywali naukę Jezusa o życiu, śmierci i wieczności.
Uczniowie przekształcali w czyn naukę apostolską. Dlatego tak ważne jest, by chrześcijanie mieli czynną znajomość Biblii.
Niedoinformowanym chrześcijanom naprawdę brak dobrego oprogramowania, na podstawie którego mogliby dokonywać właściwych wyborów. Ich baza danych jest zbyt mała, by docierające informacje szybko przetworzyć, a dysk już dawno się zatkał śmieciami.
Rozwiązanie rozpoczyna się od intensywnego poświęcenia się prawdom biblijnym i zastosowaniu tych prawd. Wiedza biblijna sama w sobie nie ma żadnej mocy; lecz w połączeniu z aktywnością człowieka i Duchem Świętym pozyskuje energię, która czyni z niej potężną broń.
Kościół wzrastał z dnia na dzień, aż została zdobyta Europa, bo trwał i był wytrwały. Będziemy potrzebowali wytrwałości, by pociągnąć do Jezusa tych, którym zabrakło i chęci i zapału i czasu na Boga, lecz nie dla siebie.
Jeśli wierzysz, że Kościół buduje Jezus Chrystus, to wiedz, że On potrzebuje Ciebie w tym Kościele. Bądźmy wdzięczni Bogu, że jesteśmy w Kościele, który buduje Jezus Chrystus. Czasy, w których żyjemy i do których zmierzamy, będą trudne, ale mamy trwać w Bogu.
Mówisz, że zdrowa nauka boli. Kiedy dentysta nie da ci znieczulenia i w wierci się do nerwu, to podskoczysz, ale on skomentuje, „ten ząb jeszcze żyje”. Jak cię boli zdrowa nauka, to jeszcze masz szansę – sumienie żyje.
„Wzoruj się na zdrowej nauce, którą usłyszałeś ode mnie, żyjąc w wierze i miłości, która jest w Chrystusie Jezusie” (2 Tym 1.13).

wrzesień 2009