utworzone przez Zdzisław Józefowicz | 30 maja 2020 | 2020, Maj 2020
„A gdy nadszedł dzień Zielonych Świąt, byli wszyscy razem na jednym miejscu. I powstał nagle z nieba szum, jakby wiejącego gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, gdzie siedzieli. I ukazały się im języki jakby z ognia, które się rozdzieliły i usiadły na każdym z nich. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał.(Dz 2.1-4).
Wspominamy dzień zesłania Ducha Świętego — Pięćdziesiątnicę, bardziej znana nazwa to Zielone Świątki (Dz 20.16), a w Izraelu obchodzi się je jako święto Szewaot, Święto Żniw („bikkurim” – święto Pierwocin), tygodni. W synagodze odczytuje się Dziesięć Przykazań oraz księgę Rut.
Wspominamy dzień, który przeszedł do historii chrześcijaństwa, a który wstrząsnął Jerozolimą i tak dopiero co wstrząśniętą niewygasłymi wydarzeniami Golgoty i Zmartwychwstaniem. Dzień, którego rezultaty wstrząsają do dzisiaj chrześcijaństwem, tak katolickim, jak i protestanckim. Dzień, który annały historyczne odnotowały jako narodziny Kościoła widzialnego na ziemi.
Święto w naszej kulturze religijnej ma więcej z charakteru festynu ludowego niż z przeżycia, jakim być powinno. Zesłanie Ducha Św. nie jest świętem ludowym, ale jest przesłaniem dla człowieka, jak ma się stać świętym, Bożym dzieckiem. Przypominanie Pięćdziesiątnicy jest przypominaniem jej celu, a on brzmi:
„…weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”.
Centrum każdego przeżycia zielonoświątkowego jest zawsze Chrystus, którego Duch Św. Przyszedł wywyższyć! Pierwsza część historii jest emocjonująca. Szum potężnego wiatru, języki ognia, ludzie słyszący we własnych językach wypowiedzi Galilejczyków. Kiedy Duch Św. zstąpił, ludzie nie wychwalali przeżycia, głosili chwałę i wywyższali Boga.
„…słyszymy ich, jak w naszych językach głoszą dzieła Boże” (Dz 2.11).
Wierzący potrzebowali wyposażenia w moc do życia w pogańskim świecie. Czasem w komentarzach do Dziejów Apostolskich doczytywałem się, że głównym tematem jest osoba Ducha Św. Niewątpliwie Dzieje Apostolskie są relacją, jak Duch Św. wkroczył na terytorium zajęte przez dzieła diabelskie, aby je zniszczyć. Jednak najważniejszym tematem jest wzrastający kościół poprzez ludzi napełnionych mocą Ducha Św. i odwagą.
„Pan zaś codziennie pomnażał liczbę tych, którzy mieli być zbawieni” (Dz 2.47).
Nie wspominamy przeżycia, które było doświadczeniem kilku zapaleńców, ale mówimy o fakcie, który miał wpływ na rozwój Kościoła. Przeżycie to stało się „drożdżami Kościoła”.
Wydaje się, że w zbyt uproszczony i emocjonalny sposób podchodzimy do Pięćdziesiątnicy. Zbyt często niewłaściwie rozkładamy akcent tego przeżycia. Skoncentrowani na przeżyciu, doznaniu, językach, darach, ale głównym akcentem tego duchowego doświadczenia jest Bóg obecny w nas, dający życie, rozpalający nasze serca dla Jezusa. To nie był Jezus Chrystus, o którym przeczytali w książce; to nie był Jezus Chrystus, który żył w przeszłości, to nie był Jezus Chrystus, o którym powiedzieli im rodzice.
To było doświadczenie z pierwszej ręki.
Ośmielam się postawić tezę, że zbyt uboga jest Pięćdziesiątnica, jeśli kończy się na językach. Ona więcej znaczy niż języki i dary Ducha. Ona ukształtowała życie ludzi i narodzonego Kościoła. To doświadczenie było czymś więcej niż mówienie językami. Pięćdziesiątnica to przemienione życie podane z pierwszej reki, od samego Boga. Pierwsi chrześcijanie Pięćdziesiątnicę przełożyli na trwanie we wspólnocie, łamanie chleba, modlitwę, praktykę ulicy. Pięćdziesiątnica tamtego czasu zmieniła ludzi, że świat widział przełożenie między teorią a praktyką.
Nie mieli czasu na stratę czasu.
Zbyt wielu ludzi marnuje czas i swój duchowy potencjał na przyglądanie się czy inni są pełni Ducha Św., zamiast dać dowód, że Duch Św. jest w ich życiu doświadczeniem, które zmieniło ich życie. Przeżyciem, które poszerzyło horyzont miłości, praktyki chrześcijańskiej, tolerancji, obdarzyło Darami i przynosi Jego owoce.
W zesłaniu Ducha Św. Bóg objawił się, by ożywić ludzi, którzy myśleli, że wszystko się skończyło. Objawił się, by przepłynęła przez nich woda życia, by ich życie zamienić na świadectwo Dziejów Apostolskich.
Pięćdziesiątnica nie jest liturgicznym świętem czczenia przeszłości, ale realnym dotykaniem Boga dzisiaj.
Do tych oczekujących i skoncentrowanych na Chrystusie, przyszedł Duch Święty. Sednem tego przeżycia nie był gwałtowny wiatr ani ogień, ani języki. To były dodatki.
Sednem było wyposażenie, które wstrząsnęło nimi i wysłało ich, by wstrząsnęli światem.
Jeżeli Duch Św. mieszka w nas, to On ożywi nasze śmiertelne ciała. Będziemy mieli siłę, by czynić to, co On chce. Jesteśmy kontynuatorami dzieła Jezusa na ziemi.
Giacomo Puccini napisał kilka oper, które stały się sławne. W 1922 roku zachorował na raka, kiedy pracował nad ostatnią operą, „Turandot”. Puccini powiedział do jednego ze swoich studentów: „Jeśli nie skończę »Turandota«, chcę, byś skończył to dla mnie”. Wkrótce zmarł. Studenci Pucciniego studiowali operę ostrożnie i wkrótce dokończyli ją. W 1926 roku odbyła się światowa premiera „Turandota”, została wykonana w Mediolanie pod batutą ulubionego studenta, Arturo Toscaniniego. Wszystko szło pięknie, aż do miejsca, gdzie Puccini został zmuszony, by odłożyć swoje pióro. Łzy popłynęły po twarzy Toscaniniego. Zatrzymał orkiestrę, położył batutę i zwrócił się do widowni: „Do tego miejsca Puccini napisał i umarł”. Zaległa ogromna cisza. Toscanini podniósł batutę, uśmiechnął się i wykrzyczał: „Ale jego uczniowie skończyli tę pracę”. Kiedy „Turandot” dobiegł końca, widownia grzmiała aplauzem. Nikt nie zapomniał tamtego dnia.
Jeśli będziemy naprawdę uczniami Jezusa, będziemy żyli tak jak On, że inni będą widzieli Chrystusa w nas, będziemy mogli powiedzieć: Jego dzieło kontynuujemy.
Bibliści zgadzają się, że przeżycie zielonoświątkowe powinno mieć miejsce w dzisiejszym Kościele.
Bądźmy pełni Ducha Św., bo przyjdzie dzień zmian, a bez Jego mocy nie oprzesz się „mocy nieprawości”.
Poddanie się Duchowi Św. jest zawsze nową przygodą, indywidualną dla każdego z nas. Wydma poddaje się działaniu wiatru, to on ją formuje, nadaje kształt. Duch św. musi mieć możliwość formowania nas wg. swego projektu.
W zborach jest ogromne ciśnienie na manifestacje darów Ducha Św. i na pewno tych manifestacji potrzebujemy. Naszym zadaniem jest to, co czynili ludzie Pięćdziesiątnicy:
„…słyszymy ich, jak w naszych językach głoszą wielkie dzieła Boże”.
To jest nasze zadanie w tym przeżyciu, głosić Chrystusa i jego dzieła, a nie dzieła i dokonania ludzi.
Być napełnionym Duchem Św. jest rzeczą niebezpieczną, bo to rodzi odpowiedzialność. Mogę z dumą mówić, że reprezentuję nurt chrześcijaństwa, w którym zawsze coś się burzyło, fermentowało i wstrząsało posadami tradycji chrześcijańskiej. Tu zawsze rodzi się z woli Ducha Św. pragnienie do bardziej uświęconego, odsekularyzowanego życia poświęconego Bogu. Tu rodzą się nowe formy uwielbiania, przeżywania pobożnościowego, dopuszczające Ducha Św. do głosu i działania. To ten ruch łamie często chrześcijańskie konwencje, tradycje, sposoby misji i zwiastowania Ewangelii, ale jest z pierwszej ręki.
Maj 2008
utworzone przez Zdzisław Józefowicz | 26 maja 2020 | 2020, Maj 2020
„Przywodzę sobie na pamięć nieobłudną wiarę twoją, która była zadomowiona w babce twojej Loidzie i w matce twojej Eunice, a pewien jestem, że i w tobie żyje” (2 Tym 1.5).
W naszej kulturze matka zajmuje miejsce szczególne. Mama to pierwsze słowo, którego nauczyliśmy się w dzieciństwie. Mama to jednak słowo na dźwięk, którego biją nam mocniej serca, jesteśmy wzruszeni, bo z nią od dziecka przebywamy, jesteśmy mocno uczuciowo związani. Ona nas wprowadza w świat ludzi dorosłych i nawet te bardzo dorosłe dzieci lubią w trudnych chwilach swego życia pójść do niej i wyżalić się oczekując pomocy. Jej przytulenie, dobre słowo, czyni bardziej znośnym ciężar, a jej pocałunek łagodzi ból.
Poświęcenie jednego dnia uhonorowaniu mam nie stoi w sprzeczności z nauczaniem Biblii. Szacunek do matki wynika z przykazania:
„Czcij ojca swego i matkę swoją, aby długo trwały twoje dni w ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie”(Wj 20.12).
Biblia w wielu miejscach zwraca uwagę na rolę kobiety-matki dając przykłady.
Mojżesz w domu swojej matki dowiedział się, że istnieje Bóg, który go kocha i troszczy się o niego, że jest Stworzycielem i Wszechmogącym, że tylko Jego ma miłować i kochać.
Rebeka matka Jakuba i Ezawa znała Boże błogosławieństwo dotyczące Jakuba, a gdy widziała kończące się życie Izaaka, pomogła błogosławieństwu się nie spóźnić. Wyprzedziła Boga w działaniu, bo zależało jej bardzo, tak jak każdej matce na świecie, by szczęście nie opuściło jej syna.
Anna matka Samuela była tak szczęśliwa, że swego syna oddała na służbę w świątyni, a Pan wynagrodził jej błogosławieństwem. Taką rolę wychowawczą spełniły też dwie kobiety, wspomniane w liście do Tymoteusza. Były to córka i matka, a dla Tymoteusza matka i babka, Eunice i Loida. Znaczący wpływ musiały mieć na Tymoteusza, skoro Ap. Paweł poświęca temu uwagę.
Matka jest pierwszym nauczycielem wprowadzającym w życie. Jej rola wychowawcza jest nie do przecenienia. Matka Tymoteusza postawiła sobie za punkt honoru zapoznać syna z drogą Pańską i zrobiła wiele, aby od dzieciństwa Tymoteusz został wychowany w wierze w żywego Boga. Matka nie przyjęła biernej postawy, stwierdzając, jest młody, później zdecyduje. Nie poprzestała na teorii, ale zapewne pokazała młodemu Tymoteuszowi sposób chrześcijańskiego życia w praktyce, świadczy o tym stwierdzenie: „nieobłudna wiara”. Nie zaniedbała daru Łaski, który otrzymała, wszczepiając go swemu synowi. Jego dobre chrześcijańskie wychowanie procentowało tym, że był prezbiterem zboru. Nie przypuszczała jakie plany Bóg ma wobec Tymoteusza, ale nie zaniedbała biblijnego wychowania. Klimat domu i atmosfera w dużej mierze zależą od kobiety i jakie wyrastają później dzieci. Pewien kaznodzieja stwierdził: „gdy Bóg chce dać światu wielkich kaznodziei, najpierw przygotowuje matkę”.
Nie przypuszczała Monika matka Augustyna, jaką rolę odegra jej syn w kościele zachodnim, nie przypuszczała matka Billy Grahama, że jej syn będzie tak znanym ewangelistą.
Drogie matki nie rezygnujcie z tego, o czym nie wiecie, a może okazać się szczególnym błogosławieństwem dla was.
Wspominając mamy, mówimy o ich ogromnej odpowiedzialności i wychowawczej roli w życiu rodziny, domu. Wiara matki jej chrześcijański tryb życia będą przypominane i opiewane po wielu latach.
Niech Dobry Bóg błogosławi każdą z niewiast matek za jej trud i poświęcenie w wychowaniu każdego dziecka, za ich domową ewangelizację.
Maj 1987
utworzone przez Zdzisław Józefowicz | 24 maja 2020 | 2020, Maj 2020
„Bo bezsprzecznie wielka jest tajemnica pobożności: Ten, który objawił się w ciele, został usprawiedliwiony w duchu, ukazał się aniołom, był zwiastowany między poganami, uwierzono w niego na świecie, wzięty został w górę do chwały” (1Tym 3.16).
Chciałbym zwrócić naszą uwagę na wydarzenie, które właściwie nie ma swego zdecydowanego odbicia w poświęconym temu świętu. Wydarzenie, które w całym spektrum tematów, jakie kaznodzieje lubią poruszać, jest właściwie traktowane marginalnie. Podniesiono do rangi święta wniebowzięcie Marii, które nie ma biblijnego uzasadnienia i jest poglądem opartym na legendach, a tymczasem biblijne udokumentowane zdarzenie przemija bez echa.
Wniebowstąpienie.
Chcę odświeżyć ten niezwykły moment powrotu, bo jest to biblijne święto dla chrześcijanina. Są święta nie biblijne i są biblijne. Jezus powiedział do zobaczenia aniołom w niebie i przyszedł na ziemię jako zwykły człowiek. Ludzie odwiedzają święte miejsca, rzeki, świątynie, miasta. Najświętszym miejscem wierzących w Chrystusa nie jest Jerozolima, ale niebo, bo nasz wywyższony Zbawiciel, znajduje się w niebie:
Chcę odświeżyć ten niezwykły moment powrotu, bo jest to biblijne święto dla chrześcijanina. Są święta niebiblijne i są biblijne.
Jezus powiedział do zobaczenia aniołom w niebie i przyszedł na ziemię jako zwykły człowiek. Ludzie odwiedzają święte miejsca, rzeki, świątynie, miasta. Najświętszym miejscem wierzących w Chrystusa nie jest Jerozolima, ale niebo, bo nasz wywyższony Zbawiciel, znajduje się w niebie:
„Główną zaś rzeczą w tym, co mówimy, jest to, że mamy takiego arcykapłana, który usiadł po prawicy tronu Majestatu w niebie” (Hbr 8.1).
Zasiadł na najwyższym podium wszechświata.
Jezus udał się tam, gdzie jest Bóg Ojciec. Powrócił do domu, do tych, z którymi pożegnał się, idąc na ziemię. Musiał nadejść taki dzień, zdecydowany, wyraźny, kiedy Jezus powrócił do Ojca. Nie mogło być tak, że ukazywałby się coraz rzadziej i rzadziej aż ustałyby Jego pojawienia się. Wtedy ludzie mogliby zwątpić, czy On nadal żyje, gdzie jest i gdzie my będziemy, bo rozmyłby się gdzieś w tych pojawieniach.
„I gdy tak patrzyli uważnie, jak On się oddalał ku niebu, oto dwaj mężowie w białych szatach stanęli przy nich i rzekli: Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc w niebo? Ten Jezus, który od was został wzięty w górę do nieba, tak przyjdzie, jak go widzieliście idącego do nieba” (Dz 1.10-11).
Wniebowstąpienie jest ważnym dniem w kalendarzu, jest gwarancją miejsca, do którego powrócimy, miejsca, gdzie trwa życie oraz spotkania oczekującego nas Pana:
„A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli” (Jan 14.3).
Żyjemy w nowoczesnym, naukowym świecie, który nie siada na chmurce, by poszybować w kosmos. Nie mamy tego samego poglądu na kosmos, jaki mieli starożytni, ale to nie jest ważne w tym miejscu ani w tym dniu. Historia wniebowstąpienia Chrystusa nie jest informacją z książki o astronomii. Czym zatem było i jest Wniebowstąpienie?
Jest czasem opartym o wiarę w niewidzialnego i uwielbionego Jezusa. Wniebowstąpienie wypełnia lukę jaka powstała między grzesznym człowiekiem a świętym Bogiem. Ono mówi nam o miejscu, do którego zdążamy. Ziemię niejako mamy we krwi, a oczekiwanie nie jest wiarą w krainę z tysiąca baśni. Oczekujemy rzeczywistości, jaką jest ojczyzna w niebie. Czekanie nie jest naszą mocną stroną, ale Wniebowstąpienie, to nie pożegnanie na zawsze. Dlaczego mamy czekać? Chcielibyśmy wiedzieć przynajmniej jak długo, a w międzyczasie coś byśmy sobie zaplanowali. Żyjemy w świecie, który mówi nam, nie czekaj, bierz już teraz. Czekanie oznacza, że ograniczasz siebie i żyjesz w dyskomforcie.
Kończąc życie na ziemi, nie rozstajemy się z ojczyzną, ale wracamy do ojczyzny. Tam będzie żywy Kościół Jezusa Chrystusa.
Jezus wstąpił, aby być z Ojcem, by wypchnąć uczniów z misją w mocy Ducha Św..
„Lepiej dla was, żebym ja odszedł. Bo jeśli nie odejdę, Pocieszyciel do was nie przyjdzie, jeśli zaś odejdę, poślę go do was” (Jan 16.7).
Chrystus powraca do świata, do którego my jesteśmy w drodze.
Nasze zadanie zostało jasno określone. Wniebowstąpienie było początkiem oczekiwania na ewangelizację w mocy Ducha Św. z wszystkimi symptomami tej ewangelizacji jak: znaki i cuda, demaskowanie diabelskiego oddziaływania na ludzi, wyposażenia w narzędzia, jakimi są dary Ducha Św., do zwalczania destrukcyjnego działania piekła. Gdyby nie było Wniebowstąpienia, ludzie mogliby ciągle oczekiwać, że Jezus za nich wykona to zadanie, bo jest, wędruje po ziemi, a oni byliby tłem dla Jego ewangelizacji.
„Drogą do nieba jest wypełnianie obowiązków na ziemi” (Johan Heinrich Pestalozzi).
Uczniowie usłyszeli odpowiedź, co jest ich zadaniem; patrzeć w niebo czy ziemię?
„Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody”.
Wniebowstąpienie pokazuje nam, kto jest naszym Zbawicielem, kto miał moc zbawić grzesznika, kto miał moc nad śmiercią, kto żyje i króluje dla naszego zbawienia, kto jest godzien swego święta na ziemi.
W sposób widzialny wzniósł się do góry, ale w taki sam sposób powróci, to nie jest pożegnanie na zawsze.
„Ten Jezus, który od was został wzięty w górę do nieba, tak przyjdzie, jak go widzieliście idącego do nieba” (Dz 1.11).
„…i ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach nieba z wielką mocą i chwałą…” (Mt 24.30).
Jest niewątpliwą sprawą, że jesteśmy przez zwiastowanie o powrocie Chrystusa zachęcani do czuwania.
Życie bez czuwania sprowadza nastrój, że mamy jeszcze dużo czasu a jest to najbardziej niebezpieczne ze złudzeń.
Kościół powinien stale przypominać o Tym, Który był, jest i będzie – wczoraj, dzisiaj i na wieki.
Powiedziano nam: „On wróci”.
Zatem do zobaczenia.
Maj 2009
utworzone przez Zdzisław Józefowicz | 19 maja 2020 | 2020, Maj 2020
Ten świat nie jest domem mym.
„Postępujcie wśród pogan nienagannie, aby ci, którzy oczerniają was jak złoczyńców, przyglądając się waszym dobrym uczynkom, oddali chwałę Bogu w dniu nawiedzenia” (1 Piotr 2.12).
„Przykładnie żyjcie wśród niewierzących sąsiadów. Bo gdy nadejdzie dzień powrotu Pana, już nie będą rzucać na was fałszywych oskarżeń, ale przypomną sobie wasze dobre czyny i będą wielbić Boga” (Słowo Życia).
Apostoł Piotr przypomina, że jesteśmy tylko pielgrzymami, przechodzimy przez tę ziemię. Zostaliśmy porównani do kamieni życia, które Bóg używa w Jego duchowym domu. Bóg nie powołał nas, byśmy byli stosem kamieni bezużytecznych. Powołał nas, by coś zrobić z naszą wiarą. Inaczej mówiąc nasz stan duchowy, nie jest sprawą półetatu. Nie jesteśmy kapłaństwem w godzinach obecności w kościele, a później zdejmujemy nasze świąteczne ubranie i jest zwykły dzień roboczy.
„Wy jednak jesteście potomstwem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem wykupionym, abyście opowiadali o cnotach Tego, który was wezwał z ciemności do swojej niezwykłej światłości” (1 Piotr 2.9).
Nie przestajemy być mężem czy żoną, gdy wychodzimy z domu do pracy. Dzieci nie przestają być naszymi dziećmi, gdy idą do szkoły. Tak samo jesteśmy reprezentantami Boga zawsze.
Coś zmieniło się — spotkaliśmy Jezusa. Jesteśmy w drodze, w drodze do domu, tu nie mamy miejsca trwałego:
„Nie mamy tu przecież trwałego miasta, ale poszukujemy przyszłego” (Hbr 13.14).
W 1961 r. Jurij Gagarin po powrocie na ziemię z pierwszego lotu człowieka w kosmos stwierdził: „nie widziałem żadnego Boga ani nieba”.
Pewien mężczyzna skwitował to tak: „to mnie nie zmartwiło, że kosmonauta nie wpadł na Boga zaledwie kilkaset kilometrów od ziemi. Zmartwiłoby mnie, jeśli on wpadłby na Niego. Niebo to świat mojego Ojca nie kosmonautów”.
Ap. Piotr przypomina, że jesteśmy pielgrzymami. Mamy obietnice, błogosławieństwa, a równocześnie doświadczamy rzeczy, które wydawałoby się, powinny nas ominąć.
„Kochani, nie bądźcie zaskoczeni tym żarem w was, który istnieje dla waszego doświadczenia, jakby coś niezwykłego się wam przytrafiło, ale ponieważ jesteście współuczestnikami cierpień Chrystusa, cieszcie się, abyście, gdy objawi się Jego chwała, cieszyli się i radowali” (1 P 4.12).
Taka jest rzeczywistość. Nie należymy tutaj, tylko przechodzimy. Jeśli nie zrozumiemy tego, będziemy zdezorientowani, chorzy. Jak to się nazywa? Jest to duchowa choroba lokomocyjna nazywana chorobą morską.
Choroba lokomocyjna (kinetoza) – schorzenie wywołane podczas poruszania się dowolnymi środkami transportu. Przyczyną jest brak zgodności bodźców, sygnałów wzrokowych i błędnika, odbieranych przez mózg. Podczas jazdy wzrok odbiera zmianę otoczenia, co mózg interpretuje jako ruch, jednak błędnik, jako narząd równowagi, nie odnotowuje zmian położenia ciała. Reaguje jednak na inne siły powstające podczas jazdy (hamowanie, przyspieszanie, kiwanie), co w efekcie skutkuje brakiem zgodności tych bodźców z określoną sytuacją. Choroba zwykle ustępuje wkrótce po zakończeniu podróży.
Dwie różne rzeczywistości wzajemnie się przenikające, bo jesteśmy w drodze. Powstaje konflikt między naszą percepcją a rzeczywistością. Niektórzy w tej chorobie tkwią. Sądzą, że im się należy, mają prawo, ale konsekwencją są mdłości. Osoby mające dolegliwości związane z chorobą lokomocyjną powinny:
siadać przodem do kierunku jazdy;
w czasie jazdy patrzeć na horyzont – stabilny punkt w krajobrazie, ponieważ obserwacja mijanych drzew czy słupów przydrożnych wzmaga dolegliwości chorobowe;
gdy wystąpią mdłości, zamknąć oczy i głęboko oddychać, zaczerpnąć świeżego powietrza.
„Wpatrujmy się w Jezusa, który jest twórcą naszej wiary i ją doskonali” (Hbr 12.2).
W książce „Bezpieczna kryjówka” Corrie Ten Boom powiada, że tylko wpatrywanie się w osobę Jezusa pozwoliło jej znieść piekło obozu Ravensbruck.
Zawsze patrz na Jezusa, spoglądaj na horyzont, dom Ojca, oddychaj świeżym powietrzem, nie oglądaj się do tyłu. Styl życia jest po prostu symptomem choroby wewnętrznej.
Ten świat nie jest naszym domem, tylko przechodzimy.
Ilu z nas po powrocie z jakiegoś wyjazdu, dłuższej podróży, powiedziało: „cieszę się, że jestem w domu”? Nie mogę czuć się jak w domu w tym świecie, ponieważ on nie jest moim domem.
Uczniowie i wczesny kościół wierzyli, że żyją w dniach ostatnich, że Chrystus powróci lada moment. W tym oczekiwaniu jest napięcie, bo Jego powrót będzie nagły. Jezus zaczął publiczną służbę prostą informacją:
„Nadszedł czas, Królestwo Boga jest już blisko, nawróćcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mr 1.15).
Nie wiemy wszystkiego, co czeka na nas po drugiej stronie. Możemy mieć opisy, pomysły, ale nasze umysły nie są nawet zdolne objąć tego.
Słyszę, jak ludzie mówią: „czekam na przyjście Pana”. Pytanie nie tylko brzmi czy oczekujesz przyjścia Pana, ale jak żyjesz? Jak żyjesz, decyduje, czy naprawdę oczekujesz przyjścia Pana.
Możemy zostać na własnym przyjęciu lub zdążać na przyjęcie z wieloma wierzącymi w niebiańskiej rzeczywistości. Możemy doświadczyć duchowej choroby morskiej, rozdarcia między dwiema rzeczywistościami — ziemską i niebiańską.
Dziecko w podróży często zamęcza nas pytaniami: „Daleko jeszcze?”. Dzieci nie liczą czasu w drodze jak rodzice, im się dłuży. Czy już dłuży się nam podążanie w kierunku tego innego świata? Jak się sprawujemy?
Pachniesz światem, na który oczekujesz, czy masz chorobę morską, bo chcesz pogodzić obydwie rzeczywistości?
Ten świat nie jest domem naszym.
Listopad 2016
utworzone przez Zdzisław Józefowicz | 10 maja 2020 | 2020, Maj 2020
Świat nie jest domem mym (3)
„Nie mamy tu bowiem miasta trwałego, ale tęsknimy za przyszłym” (EIB) (Hbr 13.14).
„Bo ten świat nie jest naszym domem; my oczekujemy wiecznego domu w niebiosach” (Słowo Życia).
Życie na ziemi jest tymczasowe. Nasza obecność jest przejściowa i to jest oczywiste. Niektórych ta myśl jednak może stresować, mimo że Boże Słowo zawsze jest zachętą.
Bóg porównuje życie na ziemi do życia w obcym kraju. Ziemia nie jest naszym trwałym domem ani końcowym celem. Ludzie są tylko imigrantami, którzy wylądowali na ziemi, są tymczasowo. Zostaliśmy stworzeni dla czegoś lepszego.
Ponieważ ziemia nie jest naszym ostatecznym domem, doświadczamy trudności, smutku, czasem odrzucenia. Mimo wielu szczęśliwych chwil, nic nie da się porównać z tym, co w końcu będziemy przeżywać w wieczności z Bogiem. Jeśli będziemy tak myśleć o życiu, jako tymczasowym zadaniu, to doprowadzi do zmian naszych wartości i priorytetów.
C.S. Lewis spostrzegł: „To wszystko, co nie jest wieczne, jest wiecznie bezużyteczne”.
Przed Bogiem wielkimi bohaterami wiary nie są ci, którzy osiągają pomyślność, sukces, ale ci, którzy traktują to życie jako tymczasowe i podążają wiernie, oczekując obiecanej nagrody w wieczności.
„Nasza zaś ojczyzna jest w niebiosach, skąd też oczekujemy Zbawiciela, Pana Jezusa Chrystusa” (Flp 3.20).
Nasze prawdziwe obywatelstwo jest w niebie, a zatem ma bardzo ważne znaczenie. Ap. Paweł był obywatelem rzymskim i miało to w pewnych okolicznościach poważne znaczenie. Przysługiwały mu uprawnienia wynikające z tego obywatelstwa. Obywatelstwo nieba definiuje nasz kraj i wiedzę o nim. Według Biblii, niebo nie jest tylko symbolicznym stanem. Jest fizycznym miejscem. Księga Objawienia ap. Jana czyni wyraźne odniesienie do fizycznego powrotu Jezusa z fizycznego miejsca, gdzie Jezus teraz przebywa.
„Potem zobaczyłem, a oto drzwi były otwarte w niebie i głos – ten, który poprzednio usłyszałem, jakby trąby mówiącej do mnie – powiedział: Wstąp tutaj, a pokażę ci to, co ma się stać potem” (Ap 4.1).
Kiedy tę ziemię opuścimy, bo nie jest domem naszym, wejdziemy do miejsca fizycznego.
Dwie możliwości są, by stać się obywatelem nieba. Urodzić się w danym kraju i tak staliśmy się obywatelami Polski. Drugi to naturalizacja – przyjęcie obywatelstwa danego kraju. W takim przypadku trzeba spełniać pewne warunki. Osoba musi znać historię kraju, znać język, kulturę, mieć 18 lat, mieszkać co najmniej 5 lat, znać konstytucję itd. To są wspólne czynniki, które łączą obywateli. Aby stać się obywatelem nieba, osoba musi też przejść przez podobny proces. Chociaż nie ma ograniczenia wieku i wymagań rezydencji.
Wiele miejsc Biblii opisuje wymagania, jak stać się obywatelem nieba.
„Odpowiadając Jezus, rzekł mu: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego” (Jan 3.3).
„Zapewniam, zapewniam was, że kto słucha Mojego słowa i wierzy Temu, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na potępienie, ale przeszedł ze śmierci do życia” (Jan 5.24).
Pojawia się pytanie, czy jest sens poświęcać tyle uwagi obywatelstwu nieba i oczekiwaniu na nie, skoro jakoś życie na tej ziemi się toczy. Czy rzeczywiście ten świat nie jest naszym domem?
Tymczasowym tak, wiecznym nie.
Billy Graham powiadał: „Jedną z najlepszych dróg, by pozbyć się zniechęcania, to zapamiętać, że Chrystus powróci. Najwspanialszą prawdą jest poselstwo o zbawieniu i drugim przyjściu Jezusa Chrystusa. Kiedy spoglądamy wokoło i widzimy pesymizm, zniechęcenie, frustrację, powinniśmy pamiętać, że Biblia jest jedyną, która przewiduje przyszłość. Biblia jest dużo nowocześniejszą niż jutrzejsza gazeta”.
Nie, nie wolno być nieświadomym faktu, że Chrystus wróci pewnego dnia, a ten świat nie jest domem mym na stałe. Biblia daje nam obraz przyszłości.
Możemy wiedzieć, co będzie jutro przez czytanie Biblii dzisiaj.
W starożytnej Grecji igrzyska olimpijskie miały jeden szczególny bieg, który był inny od pozostałych. W tym biegu nie liczyło się kto będzie pierwszy, ale kto z zapaloną lampą dotrze do mety. To jest zachęta dla chrześcijanina dzisiaj – skończyć bieg z zapaloną lampą wiary.
Na czym się skupiamy? Na dobrych rzeczach czy najlepszych.
W pewnej gazecie ukazał się dziwny nekrolog:
„Mył zęby dwa razy dziennie. Lekarz dwa razy w roku badał go dokładnie. Gdy padał deszcz, nosił nieprzemakalny płaszcz. Pilnował diety z przewagą świeżych owoców i warzyw. Uprawiał sport, sypiał co najmniej 8 godzin. Nigdy nie palił, nie pił, nie stracił panowania nad sobą. Był przygotowany, by żyć 100 lat. Miał opinię 18 specjalistów, 4 instytutów zdrowia, 6 profesorów producentów zdrowej żywności. Pogrzeb odbędzie się w środę. Miał tylko 63 lata. O wszystko zadbał, oprócz rzeczy najważniejszej, zapomniał, że jest śmiertelny”.
Jako chrześcijanie musimy trzymać się tej perspektywy, że jesteśmy pielgrzymami przechodzącymi przez życie, do życia następnego. Nie jest tak, że życie nie ma żadnego znaczenia dla nas, jest to życie, które określa, gdzie spędzimy następne. Nie jesteśmy obywatelami tego świata. Jesteśmy jak Abraham, kiedy przechodził z miejsca do miejsca, aż dotarł do miejsca obietnicy Boga.
„Dzięki wierze Abraham okazał posłuszeństwo wezwaniu, aby wyruszyć na miejsce, które miał wziąć w dziedzictwo. Wyruszył, nie wiedząc, dokąd zmierza. Dzięki wierze przebywał w Ziemi Obiecanej jako obcej, mieszkając pod namiotami z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na trwałych fundamentach, którego budowniczym i twórcą jest Bóg” (Hbr 11.8-10).
My nie jesteśmy tu, by pozostać, ale wędrujemy, gotowi, by wejść do domu wiecznego. Wszystko, co robimy, powinno skupiać się na tej podróży. Nasze skupienie jest na następnym, którego oczekujemy.
C. S. Lewis powiedział: „Jeśli mam pragnienie, którego żadne doświadczenie w tym świecie nie może zaspokoić, prawdopodobnie zostałem przeniesiony do innego świata”.
Kiedy ludzie powracają do domu z wakacji dzielą się z innymi, wspomnieniami. Pokazują filmy, zdjęcia wstawiają na Facebooka. To jest jakby najważniejsza część ich wakacji.
Kiedy dotrzesz do domu, do nieba, jakimi wspomnieniami będziesz się dzielić? Jakie życie prowadziłeś dla Jezusa? Czy byliśmy dobrymi obywatelami niebiańskiej ojczyzny, bo ten świat nie jest domem naszym.
Październik 2016
utworzone przez Zdzisław Józefowicz | 6 maja 2020 | 2020, Maj 2020
„Ja, Paweł, dopisuję to pozdrowienie własną ręką. Jeśli ktoś nie kocha Pana, niech będzie przeklęty. Marana tha!” (BE) (1 Kor 16.21-22).
Pozdrowienie w obecnym czasie stało się raczej grzecznościowym pustym zwrotem. Charakterystyczne dla dzisiejszej kultury jest unikanie korespondencji listownej. Dominuje krótka lapidarna informacja np. w formie SMS-a, ewentualnie emaila zakończonego lapidarnym „pozdrawiam”.
Przy spotkaniu wymieniamy się jakimś powitaniem: „jak się masz, co słychać, heja, jak leci, jak zdrowie, jak się macie?”. Z prawdziwym zainteresowaniem ma to niewiele wspólnego. Ludzie mówią: „dobrze Cię widzieć”, nie myśląc, czy kiedyś jeszcze się zobaczą. Odpowiedzi są banalne, ugrzecznione albo jakaś „chwalaczka”. Co kupiłem, w co zainwestowałem, jaki dom, samochód.
W środowisku chrześcijańskim wierzący też ulegają takiej nowo modzie. Jednego pozdrowienia nie usłyszymy: „Pan jest blisko – Marana Tha” (wyrażenie aramejskie, znaczy: Nasz Pan [Maran] nadchodzi [atha]). Dziś taki zwrot jest de mode.
Teraz oczekujemy na wielkie rzeczy, znaki, jakieś nieokreślone poruszenia. Jeszcze wiele rzeczy mamy do zrobienia. Jeszcze szkoła, ślub, wycieczka, zbuduję dom, dwa, a jak osiągnę setkę, to mogę pomyśleć, czy „Pan jest blisko”.
Pozdrowienie Pawła ma chronić nas przed pustosłowiem. On zachęca do prawdziwej motywacji w pozdrowieniu, szczerego wyrażenia chrześcijańskiej miłości i oczekiwania na spotkanie z Jezusem. Charakterystyczne było, że ap. Paweł każdy list kończy osobistym i niebanalnym pozdrowieniem:
„Pozdrówcie każdego świętego w Chrystusie Jezusie. Pozdrawiają was bracia, którzy są ze mną. Pozdrawiają was wszyscy święci, szczególnie zaś ci z domu cesarskiego. Łaska Pana Jezusa Chrystusa niech będzie z waszym duchem” (Flp 4.21-23).
Wzruszające są pozdrowienia kończące list do Rzymian, gdy o każdym z pozdrawianych chociaż dwa, trzy, pozytywne słowa przekazuje.
John Stott pisze: „To był zwyczaj w starożytnym świecie dla korespondentów, by skończyć listy życzeniem — zwykle świeckim życzeniem zdrowia albo szczęścia. Paweł nie widzi żadnego powodu, by opuścić ten zwyczaj. On schrystianizował inauguracyjne pozdrowienie, tak teraz chrystianizuje końcowe życzenie. Naprawdę to, co pisze jest w połowie życzeniem, a w połowie modlitwą. On życzy błogosławieństw od Boga Ojciec i Pana Jezusa Chrystusa”.
Dlaczego pozdrowienie: „Pan jest blisko”?
Świat nie jest naszym celem ostatecznym, ale przygotowujemy się na spotkanie uwielbionego Jezusa Chrystusa w naszej niebiańskiej ojczyźnie. Zawsze czegoś oczekujemy, mamy plany i spodziewamy się, a spełnienie wieńczy nasze marzenia.
Ziemia czy wieczność z Bogiem?
Co spowodowałoby w naszym myśleniu ogłoszenie, że za 24 godziny historia się zamknie – Jezus przyjdzie. Czy jesteś gotowy? Czy jesteś podekscytowany, czy przestraszony?
Jeśli ktoś niespodziewanie do nas przyjdzie, prowadzimy go do pokoju gościnnego i zanim otworzymy drzwi, w 15 sekund sprzątamy wszystko z tego pokoju do innego. Może to być za mało 15 sekund, gdy Pan przyjdzie, nie ogarniesz się, potrzebne jest tylko mgnienie oka.
Jeśli tylko prześledzić jeden tydzień w mediach i docierające informacje możemy wyczuwać atmosferę powrotu. Katastrofy, huragany, tornada, trzęsienia ziemi, pożary na niespotykaną skalę, epidemie chorób. Plan Boga wykona się, możemy zaufać Mu.
Oto katastrofy, które zdarzyły się w tylko w jednym tygodniu 2011 roku:
– Trzęsienie ziemi o amplitudzie 6.9 w Argentynie, trzęsienie ziemi (5.2) w Południowym Xin Jiang, Chiny.
– Trzęsienie ziemi (7.1) Chile.
– Więcej niż 1000 martwych ptaków spada z nieba w Arkansas.
– Wybuch żółtej febry w Ugandzie, zabija więcej niż 40 osób.
– Trzęsienie ziemi blisko Japonii wywołuje tsunami.
– Potężne trzęsienie ziemi na południowym wschodzie Iranu.
– 10.000 ptaków znaleziono martwych w Manitobie.
– Powódź w Rockhampto, Australia.
– 100 ton martwej ryby na brzegach – Brazylii.
– Martwe ptaki w Szwecji, miliony martwych ryby w Maryland, Brazylii, Nowej Zelandii.
– Przesunięcie magnetycznego bieguna północnego ziemi zakłóca prace portu lotniczego w Tampa.
– 40.000 krabów znaleziono na plażach Anglii.
Jest to bilans tylko jednego tygodnia. Mimo tych dramatycznych znaków Bóg jest suwerenny, On jest odpowiedzialny, On ma kontrolę nad wszystkim. Suwerenność znaczy, że Bóg jest Panem i Królem.
Ekscytującym znakiem jest, że Ewangelia Jezusa Chrystusa jest głoszona prawie w każdym zakątku ziemi. Mamy eksplozję Dobrej Nowiny. Właśnie teraz jest więcej misjonarzy niż kiedykolwiek w historii świata.
Nasze pozdrowienia dotyczą innych spraw, tak bardzo wydaje się odległych od przypomnienia, że o każdym czasie powinniśmy być przygotowani. Ciągle jesteśmy obcy, bo nasza duchowa ojczyzna jest w innym miejscu.
Jeśli decydujesz się być wierny wobec współmałżonka z powodu twojej wiary, jesteś obcym.
Jeśli jesteś chrześcijańskim nastolatkiem i starasz się żyć dla Jezusa, jesteś obcym w szkole.
Jeśli wybierzesz ścieżkę czystości, twoi przyjaciele będą myśleli, że jesteś świętoszkowaty, obcy. Stare biblijne standardy moralności są ośmieszone, niemodne.
Zbyt wielu ludzi opiera swoje życie na fałszywej filozofii, że życie powinno być łatwe. Chrześcijanie stają się uwiedzionymi przez fałszywą filozofię. Zastanawiają się, dlaczego muszą przejść przez jakieś próby, walki, finansowe upadki, problemy ze zdrowiem, w końcu śmiercią. Dlatego tak chwytliwe jest nauczanie, że nam się należy życie łatwe, miłe i przyjemne.
Nie ma żadnych zwolnień, tylko dlatego, że jesteś chrześcijaninem.
Nie możesz żyć w połowie po chrześcijańsku, a w połowie po świecku.
Chrześcijanie obserwują symptomy powrotu Jezusa, ale nie oczekują powrotu Chrystusa! Biblia nie uczy nas, by spoglądać na Jego powrót; mamy oczekiwać Jego powrotu! Jest różnica między CZEKANIEM i PATRZENIEM!
Jezus nie przyjdzie po wierzących na pół etatu. On przyjdzie po Swoich, którzy nie dali się uwikłać w sprawy tego świata. Kłopot polega na tym, że jesteśmy ciągle w pośpiechu, ale Bóg nie.
Kiedy oczekuję końca gry lub filmu, przewiduję szczęśliwe zakończenie. Bóg powiedział nam w Biblii, jakie będzie zakończenie.
„Niech się nie trwoży wasze serce. Wierzycie w Boga i we Mnie wierzcie. W domu Mojego Ojca jest wiele mieszkań. Jeśliby tak nie było, to czy powiedziałbym wam, że idę przygotować wam miejsce? Gdy pójdę i przygotuję wam miejsce, znowu przyjdę i zabiorę was do siebie, abyście tam, gdzie Ja jestem i wy byli” (J 14.1-3).
Wydaje się jednak, że czas jakby dla każdego był inny. Godzina nie jest równa godzinie. Czas jest bezlitosny, nieubłagany – ciągle mija, bez względu na to, co się dzieje, a ludzie mówią: „poczekajmy, jeszcze jest czas”. Naszym chrześcijańskim pozdrowieniem, a też wyrazem nadziei, którą żyjemy, jest pozdrowienie: Pan jest blisko – Marana Tha.
Nie chodzi o przesadne teraz witanie się tym starochrześcijańskim pozdrowieniem, ale o życie w gotowości, oczekiwaniu i czerpaniu z tego błogosławieństwa.
„Powinniśmy żyć jak gdyby: Jezus umarł wczoraj, wstąpił do nieba dzisiaj i wróci jutro”.
Ten świat nie jest naszym domem.
Listopad 2016