„A gdy nadszedł dzień Zielonych Świąt, byli wszyscy razem na jednym miejscu. I powstał nagle z nieba szum, jakby wiejącego gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, gdzie siedzieli. I ukazały się im języki jakby z ognia, które się rozdzieliły i usiadły na każdym z nich. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał.(Dz 2.1-4).
Wspominamy dzień zesłania Ducha Świętego — Pięćdziesiątnicę, bardziej znana nazwa to Zielone Świątki (Dz 20.16), a w Izraelu obchodzi się je jako święto Szewaot, Święto Żniw („bikkurim” – święto Pierwocin), tygodni. W synagodze odczytuje się Dziesięć Przykazań oraz księgę Rut.
Wspominamy dzień, który przeszedł do historii chrześcijaństwa, a który wstrząsnął Jerozolimą i tak dopiero co wstrząśniętą niewygasłymi wydarzeniami Golgoty i Zmartwychwstaniem. Dzień, którego rezultaty wstrząsają do dzisiaj chrześcijaństwem, tak katolickim, jak i protestanckim. Dzień, który annały historyczne odnotowały jako narodziny Kościoła widzialnego na ziemi.
Święto w naszej kulturze religijnej ma więcej z charakteru festynu ludowego niż z przeżycia, jakim być powinno. Zesłanie Ducha Św. nie jest świętem ludowym, ale jest przesłaniem dla człowieka, jak ma się stać świętym, Bożym dzieckiem. Przypominanie Pięćdziesiątnicy jest przypominaniem jej celu, a on brzmi:
„…weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”.
Centrum każdego przeżycia zielonoświątkowego jest zawsze Chrystus, którego Duch Św. Przyszedł wywyższyć! Pierwsza część historii jest emocjonująca. Szum potężnego wiatru, języki ognia, ludzie słyszący we własnych językach wypowiedzi Galilejczyków. Kiedy Duch Św. zstąpił, ludzie nie wychwalali przeżycia, głosili chwałę i wywyższali Boga.
„…słyszymy ich, jak w naszych językach głoszą dzieła Boże” (Dz 2.11).
Wierzący potrzebowali wyposażenia w moc do życia w pogańskim świecie. Czasem w komentarzach do Dziejów Apostolskich doczytywałem się, że głównym tematem jest osoba Ducha Św. Niewątpliwie Dzieje Apostolskie są relacją, jak Duch Św. wkroczył na terytorium zajęte przez dzieła diabelskie, aby je zniszczyć. Jednak najważniejszym tematem jest wzrastający kościół poprzez ludzi napełnionych mocą Ducha Św. i odwagą.
„Pan zaś codziennie pomnażał liczbę tych, którzy mieli być zbawieni” (Dz 2.47).
Nie wspominamy przeżycia, które było doświadczeniem kilku zapaleńców, ale mówimy o fakcie, który miał wpływ na rozwój Kościoła. Przeżycie to stało się „drożdżami Kościoła”.
Wydaje się, że w zbyt uproszczony i emocjonalny sposób podchodzimy do Pięćdziesiątnicy. Zbyt często niewłaściwie rozkładamy akcent tego przeżycia. Skoncentrowani na przeżyciu, doznaniu, językach, darach, ale głównym akcentem tego duchowego doświadczenia jest Bóg obecny w nas, dający życie, rozpalający nasze serca dla Jezusa. To nie był Jezus Chrystus, o którym przeczytali w książce; to nie był Jezus Chrystus, który żył w przeszłości, to nie był Jezus Chrystus, o którym powiedzieli im rodzice.
To było doświadczenie z pierwszej ręki.
Ośmielam się postawić tezę, że zbyt uboga jest Pięćdziesiątnica, jeśli kończy się na językach. Ona więcej znaczy niż języki i dary Ducha. Ona ukształtowała życie ludzi i narodzonego Kościoła. To doświadczenie było czymś więcej niż mówienie językami. Pięćdziesiątnica to przemienione życie podane z pierwszej reki, od samego Boga. Pierwsi chrześcijanie Pięćdziesiątnicę przełożyli na trwanie we wspólnocie, łamanie chleba, modlitwę, praktykę ulicy. Pięćdziesiątnica tamtego czasu zmieniła ludzi, że świat widział przełożenie między teorią a praktyką.
Nie mieli czasu na stratę czasu.
Zbyt wielu ludzi marnuje czas i swój duchowy potencjał na przyglądanie się czy inni są pełni Ducha Św., zamiast dać dowód, że Duch Św. jest w ich życiu doświadczeniem, które zmieniło ich życie. Przeżyciem, które poszerzyło horyzont miłości, praktyki chrześcijańskiej, tolerancji, obdarzyło Darami i przynosi Jego owoce.
W zesłaniu Ducha Św. Bóg objawił się, by ożywić ludzi, którzy myśleli, że wszystko się skończyło. Objawił się, by przepłynęła przez nich woda życia, by ich życie zamienić na świadectwo Dziejów Apostolskich.
Pięćdziesiątnica nie jest liturgicznym świętem czczenia przeszłości, ale realnym dotykaniem Boga dzisiaj.
Do tych oczekujących i skoncentrowanych na Chrystusie, przyszedł Duch Święty. Sednem tego przeżycia nie był gwałtowny wiatr ani ogień, ani języki. To były dodatki.
Sednem było wyposażenie, które wstrząsnęło nimi i wysłało ich, by wstrząsnęli światem.
Jeżeli Duch Św. mieszka w nas, to On ożywi nasze śmiertelne ciała. Będziemy mieli siłę, by czynić to, co On chce. Jesteśmy kontynuatorami dzieła Jezusa na ziemi.
Giacomo Puccini napisał kilka oper, które stały się sławne. W 1922 roku zachorował na raka, kiedy pracował nad ostatnią operą, „Turandot”. Puccini powiedział do jednego ze swoich studentów: „Jeśli nie skończę »Turandota«, chcę, byś skończył to dla mnie”. Wkrótce zmarł. Studenci Pucciniego studiowali operę ostrożnie i wkrótce dokończyli ją. W 1926 roku odbyła się światowa premiera „Turandota”, została wykonana w Mediolanie pod batutą ulubionego studenta, Arturo Toscaniniego. Wszystko szło pięknie, aż do miejsca, gdzie Puccini został zmuszony, by odłożyć swoje pióro. Łzy popłynęły po twarzy Toscaniniego. Zatrzymał orkiestrę, położył batutę i zwrócił się do widowni: „Do tego miejsca Puccini napisał i umarł”. Zaległa ogromna cisza. Toscanini podniósł batutę, uśmiechnął się i wykrzyczał: „Ale jego uczniowie skończyli tę pracę”. Kiedy „Turandot” dobiegł końca, widownia grzmiała aplauzem. Nikt nie zapomniał tamtego dnia.
Jeśli będziemy naprawdę uczniami Jezusa, będziemy żyli tak jak On, że inni będą widzieli Chrystusa w nas, będziemy mogli powiedzieć: Jego dzieło kontynuujemy.
Bibliści zgadzają się, że przeżycie zielonoświątkowe powinno mieć miejsce w dzisiejszym Kościele.
Bądźmy pełni Ducha Św., bo przyjdzie dzień zmian, a bez Jego mocy nie oprzesz się „mocy nieprawości”.
Poddanie się Duchowi Św. jest zawsze nową przygodą, indywidualną dla każdego z nas. Wydma poddaje się działaniu wiatru, to on ją formuje, nadaje kształt. Duch św. musi mieć możliwość formowania nas wg. swego projektu.
W zborach jest ogromne ciśnienie na manifestacje darów Ducha Św. i na pewno tych manifestacji potrzebujemy. Naszym zadaniem jest to, co czynili ludzie Pięćdziesiątnicy:
„…słyszymy ich, jak w naszych językach głoszą wielkie dzieła Boże”.
To jest nasze zadanie w tym przeżyciu, głosić Chrystusa i jego dzieła, a nie dzieła i dokonania ludzi.
Być napełnionym Duchem Św. jest rzeczą niebezpieczną, bo to rodzi odpowiedzialność. Mogę z dumą mówić, że reprezentuję nurt chrześcijaństwa, w którym zawsze coś się burzyło, fermentowało i wstrząsało posadami tradycji chrześcijańskiej. Tu zawsze rodzi się z woli Ducha Św. pragnienie do bardziej uświęconego, odsekularyzowanego życia poświęconego Bogu. Tu rodzą się nowe formy uwielbiania, przeżywania pobożnościowego, dopuszczające Ducha Św. do głosu i działania. To ten ruch łamie często chrześcijańskie konwencje, tradycje, sposoby misji i zwiastowania Ewangelii, ale jest z pierwszej ręki.
Maj 2008