Słowa, słowa, słowa…

„Samuel rósł, a Pan był z nim i nie pozwolił, aby nie spełniło się żadne z jego słów. Cały Izrael, od Dan do Beer-Szeby, dowiedział się, że Samuel jest wiarygodnym prorokiem Pana” (1 Sm 3.19).

Każdego dnia miliony słów przepływa przez agencje informacyjne. Każdej godziny jesteśmy bombardowani słowami reklam zachwalającymi wszystko co naj…, naj…, najlepsze na świecie — numer jeden. Powietrze wypełnione jest pustymi dźwiękami. Rzeczywistość jest nieco mniej kolorowa, mniej atrakcyjna. Znacznie więcej jest biedy, łez, nieszczęścia. Słyszymy paplaninę, niespójny bełkot, upadek słowa. Potoki słów bez pokrycia.
Jezus powiedział: „Niech wasze »tak«  znaczy »tak« , a »nie«  znaczy »nie«. Co ponadto pochodzi od Złego” (Mt 5.37).
Słowa te stawiają wierzącym bardzo wysoko poprzeczkę. Dziś mamy do czynienia z upadkiem odpowiedzialności za słowa. Mam poważne obawy, że w środowisku chrześcijańskim zjawisko też się zadomowiło. Chcę zwrócić naszą uwagę na to, jak wykorzystujemy informację, jaki z niej czynimy użytek lub jaki powinniśmy czynić. Każda z informacji, jakie do nas docierają, może być w różnoraki sposób wykorzystana: poprawny lub zły, dla dobra człowieka lub przeciw niemu, można nią manipulować i jednych wynieść na piedestał, a innych z niego strącić.
Dynamit ma w sobie element destrukcyjny, ale i pożyteczny (np. w kopalni). Elektryczność — krzesło elektryczne lub oświetlenie. Energia jądrowa — Hiroszima lub elektrownia.
Za dobrą informację lub donos, możesz otrzymać wynagrodzenie lub mieć satysfakcję. Zawsze jest wybór.
Zwiadowcy wysłani przez Mojżesza mieli zdobyć informacje o ziemi, ale po powrocie zaczęli manipulować informacją, wzbudzając bunt. Zwiadowcy nie mówili nieprawdy, ale mieli cel — wywołać reakcję. Tylko Kaleb stwierdził, że Anakici nie są przeszkodą, bo „Pan jest z nami”.
Wszyscy mamy jakieś informacje, na temat przywódców, rodziny, pracodawcy, jakiegoś człowieka, który zadarł ze mną, a ja mam na niego haka. Możemy manipulować informacją tak, że częściowo będzie prawdą. Co z tym robisz? Próbujesz naprawić czy lecisz do osiedlowego BBC? Jesteś wiarygodny?
Pewien student wygrał konkurs na ekologiczną informację, w której usiłował pokazać, jak podatni jesteśmy na bzdurną niewiedzę. W projekcie zachęcał ludzi, by podpisywali petycję dotyczącą ścisłej kontroli lub całkowitej eliminacji substancji chemicznej zwanej „tlenkiem wodoru; nazwa systematyczna oksydan”.
Podał oczywiście powody:
• ten związek może powodować nadmierne pocenie się i wymioty.
• jest to główny składnik kwaśnych deszczy.
• może powodować w stanie gazowym silne płomienie.
• Przypadkowe zachłyśnięcie może spowodować śmierć.
• zmniejsza skuteczność hamulców samochodu.
• substancja jest wykrywana w guzach nieuleczalnie chorych na raka.
Na 50 ludzi przetestowanych za całkowitym zakazem używania tej substancji chemicznej, 43 powiedziało tak, 6 było niezdecydowanych i tylko jedna osoba wiedziała, że tą substancją chemiczną było H2O (woda).
Wykorzystanie posiadanej informacji w sposób niewłaściwy może spowodować zamieszanie.
Ten wierzący ma dobry samochód, a ja tylko malucha. Oni jadają na porcelanowej zastawie, a ja tylko na glinianej „cienko”. Ona ma kuchnię wyposażoną we wspaniałe meble a ja nie. Co z taką informacją robimy? Puszczamy plotkę, chyba w sposób nieczysty zdobył wszystko, podgrzewamy siebie i innych czy błogosławimy?

Sprężyna została nakręcona, a później wystarczy ją uwolnić.

„Kto oszczędza słowa, ma wiedzę, kto panuje nad sobą, jest rozumny. Nawet głupca, gdy milczy, uznaje się za mądrego, gdy zamyka usta – za rozsądnego” (Prz 17.27-18).
Jednym z najważniejszych źródeł informacji dla chrześcijanina nie są dzieła filozofów, ale Biblia.
Ważne jest, aby nasz umysł był zapisany właściwymi informacjami:
„Słowo Chrystusa niech mieszka w was obficie” (Kol 3.16).
Możesz zachęcić do modlitwy, dać dobrą radę, dać namaszczoną informację, ludzie mogą dowiedzieć się o Bogu, albo będziesz milczeć i robić z nimi to, co oni, a później w domu będziesz próbować usprawiedliwiać się przed Bogiem.
Musimy wiedzieć jak przetwarzać informację. Musimy być biblijnym informatykami. Kiedy zagubisz się w podróży, co robić? Zatrzymaj się i zasięgnij informacji.
Naszym zadaniem jest, aby „Słowo Chrystusa mieszkało w nas obficie”. Zresetuj swój komputer, pozwól Bogu zapisać twój twardy dysk Słowem Chrystusa. Wyłącz wszystkie kanały i zostaw jeden.
Kilkadziesiąt lat temu programy komputerowe były niewielkie, nieprzeładowane i wypełniały zadziwiające zadania. Komputer o pojemności zaledwie 125 kb kontrolował lot na księżyc. Dziś przeładowane, rozrośnięte programy są skierowane na nasze kieszenie, a ich zdolności wykorzystujemy w ułamku procenta.
Posłużę się pewnym przykładem z badań kosmicznych. Istniał program Pioneer – misji amerykańskich sond kosmicznych przeznaczonych do prowadzenia badań przestrzeni międzyplanetarnej i planet. Starty sond Pioneer odbywały się w latach 1958 – 1978. Do najbardziej znanych i udanych należały misje sond Pioneer 10 i Pioneer 11, które dokonały pierwszych przelotów w pobliżu Jowisza i jako pierwsze osiągnęły prędkość ucieczki z Układu Słonecznego. Ostatnie bardzo słabe sygnały zdołano odebrać 23 stycznia 2003 roku. Sygnały emitował 8-watowy nadajnik, którego sygnał potrzebował dziewięć godzin, by dotrzeć do Ziemi. Inżynierowie zaprojektowali Pioniera 10 na okres użytkowania tylko trzech lat. Jego mały 8-watowy nadajnik radiowy dokonał więcej, niż przypuszczano. Nie był przeładowany informacjami.
Kiedy oferujemy siebie w służbę Bogu, On może pracować nawet przez kogoś z 8-watowymi zdolnościami.
Czy Biblia dziś ekscytuje? Nic nie może zastąpić Słowa Bożego w naszym życiu.
Miej zdrowe informacje i w zdrowy biblijny sposób nimi się posługuj. Jeśli chcesz słyszeć, co Bóg mówi, musisz spędzać z Nim czas, aby rozwijać swoją umiejętność rozpoznawania co mówi.
„Słowo Chrystusa niech mieszka w was obficie”.
Samuel nie pozwolił, by Słowo Boga było sponiewierane, upadło na ziemię, był wiarygodny.
Bywa, że kilku ogłoszeń nie pamiętamy lub je ignorujemy. To tylko słowa, nad którymi można przejść spokojnie. Ile pamiętamy z kazania, gdy dochodzimy do drzwi wyjściowych? Bóg nie mówi, by zająć nasz czas, ale chce by życie nasze zmieniało się pod wpływem Jego Słowa.
„Tak będzie ze słowem, które wychodzi z Moich ust, nie wraca do Mnie bezowocnie, zanim nie wykona tego, co chciałem, i nie osiągnie celu, w jakim je posłałem” (Iz 55.11).
Słyszymy Boże poselstwo w dzisiejszych czasach płynące z tysięcy kazalnic i jaki to ma wpływ na ludzi słuchających?
Bierni słuchacze – czy spotykasz ich dzisiaj? Przychodzą do zboru, śpiewają, podnoszą ręce podczas uwielbienia i pozostają zupełnie bierni wobec słowa, które słyszą.
Wiele razy słyszę komentarz; to było dobre słowo i dobre pozostało. Zamrożeni w stanie bierności.
Zdarza się, że współczesne pokolenie ma własną koncepcję Boga. „Stare style” nie są wystarczająco współczesne.
Ludzie uzależnieni od pobłażliwego stylu życia obecnego wieku.
„Słowo Chrystusa niech mieszka w was obficie”.
John R.W. Stott w książce „Biblia dzisiaj” powiada:
„Biblia jest niezbędna dla życia, wzrostu, karmienia, kierowania, reformowania, jedności i odnowy Kościoła. Kościół bez Biblii nie może istnieć”.

Jak jest w naszej chrześcijańskiej rzeczywistości? Słowa, słowa, słowa…?

Luty 2008

Ukazywał się…

„Przypominam wam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, a którą przyjęliście i w której trwacie. Przez nią również dostępujecie zbawienia, jeśli zachowujecie ją tak, jak wam głosiłem, chyba że nadaremnie uwierzyliście. Przekazałem wam bowiem na początku to, co i ja przejąłem, że zgodnie z Pismem Chrystus umarł za nasze grzechy, że został pogrzebany i trzeciego dnia wskrzeszony z martwych, zgodnie z Pismem, że UKAZAŁ SIĘ Piotrowi, potem Dwunastu. Następnie UKAZAŁ SIĘ więcej niż pięciuset braciom jednocześnie, z których większość żyje do dziś, niektórzy zaś pomarli. Później UKAZAŁ SIĘ Jakubowi, potem wszystkim apostołom. A jako ostatniemu ze wszystkich, jakby poronionemu płodowi, UKAZAŁ SIĘ się także mnie”. 1Kor 15.1-8


„Nie mogę uwierzyć!”, „coś nadzwyczajnego, coś niezwykłego, coś niespodziewanego”. „Nie mogę uwierzyć, że dostałem pracę!”, „Nie mogę uwierzyć, że on to powiedział!”. Zdarza się, że wypowiadamy takie oceny, gdy myśleliśmy, że coś się nie zdarzy, a faktycznie miało miejsce.

Naśladowcy Jezusa Chrystusa nigdy nie zapomną pierwszego dnia po sabacie, zwłaszcza kobiety, gdy zastały pusty grób z odsuniętym kamieniem, bez pilnujących straży. Maria Magdalena, gdy zobaczyła odsunięty kamień, pobiegła do Piotra, wierząc, że ktoś ukradł ciało Jezusa. Tego poranku trwało zamieszanie, bieganie od grobu do grobu. Zamieszanie i niedowierzanie.

Wszystkie biografie ogólnie kończą się ze śmiercią osoby, której dotyczą. Biografia Jezusa nie ma zakończenia na cmentarzu. Ona trwa. Po zmartwychwstaniu Jezus ukazał się niewiastom, uczniom, ludziom kościoła, a towarzyszy temu niedowierzanie, lęk. Przyzwyczailiśmy się uważać śmierć za należącą do naturalnego porządku rzeczy. W rzeczywistości jest ona i pozostanie wrogiem nawet dla odkupionego chrześcijanina.

Uczniowie zgromadzili się za zamkniętymi drzwiami z obawy przed Żydami i doznali nowej obawy. Zamiast lęku przed religijnymi liderami, mieli nowy powód do lęku:

„Gdy to mówili, sam Jezus stanął pomiędzy nimi i powiedział: Pokój wam. Oni przerazili się i przestraszeni myśleli, że widzą ducha. A On ich zapytał: Dlaczego jesteście zatrwożeni? Dlaczego wątpliwości ogarniają wasze serca?” (Łk 24.36-38)

Jezus użył prostego codziennego pozdrowienia, które funkcjonowało między Żydami: „Pokój Wam”. Powiedział językiem, jakiego zawsze używał, by nie mieli wątpliwości. Pokazał rany, to musiał być dramatyczny i wzruszający moment, który odblokował umysły uczniów. Wiedzieli na pewno, że to nie jest duch. Zostali przesunięci od przygnębienia do tryumfalnej radości. Teraz wiedzieli, co znaczy, że On jest Drogą, Prawdą i Życiem.

„Być może transformacja uczniów Jezusa jest największym dowodem zmartwychwstania” (John R. W. Stott).

Ap. Paweł kierując do Koryntian swoje poselstwo, powiada, chcę Wam przypomnieć: „Ukazał się…”. Przez kolejnych 40 dni będą odbywać się spotkania z Jezusem, ostatnie wskazówki, zalecenia.

Wiara w zmartwychwstanie towarzyszy kościołowi od pierwszego dnia, gdy grób opustoszał i jest potwierdzana przez spotkania ze Zmartwychwstałym. Wymienieni przez Pawła świadkowie nie są jedynymi, ale równocześnie są uzupełnieniem relacji ewangelicznych.

Chrześcijaństwo Pawła ukształtowało się nie na podstawie objawień, ale żmudnej, dociekliwej pracy. Wszystko, co napisał w listach, było wynikiem pracy, doświadczeń, służby, studiowania Pism Zakonu i prowadzenia Ducha Św.. Pomimo wielu spotkań z Jezusem byli kwestionujący fakt zmartwychwstania.

W życiu chrześcijańskim nie chodzi o poglądy, ale fakty. Jeśli usuwamy zmartwychwstanie, usuwamy fundament zbawienia. Chcemy powtórzyć za ap. Pawłem: „a jednak Chrystus został wzbudzony z martwych”. Skutkiem zmartwychwstania może mało zauważalnym powiada ap. Paweł jest pochłonięcie śmierci w zwycięstwie.

Miliony ludzi wierzyło i wierzy w prawdę o Jezusie Chrystusie i gotowi są dla tej prawdy ponosić najwyższą cenę. Kiedy uczniowie otrzymali moc Ducha Św., zaczął się marsz na miasta Europy. Mówili o tym, co Bóg uczynił dla nich i między nimi. Nie opowiadali snów ostatniej nocy lub co im się wydaje, ale głosili Jezusa Zmartwychwstałego, żyjącego, mającego moc, a On potwierdzał świadectwo znakami i cudami. Oni nie musieli szukać dowodów potwierdzających ich chrześcijaństwo. Oni żyli tak, że wszyscy wiedzieli, czy mają do czynienia z chrześcijanami, czy poganami. Apostołowie mieli jedno zwiastowanie Jezus Chrystus zmartwychwstały apostolscy fanatycy. Tak, byli zakochani w Tym, który dał im nowe życie.

W kim jesteś zakochany, o nim mówisz.

Apostołowie głosili Imię Jezusa obecnego w ich życiu, a nie jakąś odkurzoną historyjkę. Wszystko czynili w jednym celu, który ap. Paweł określił:

„…abyśmy dla Imienia Jego przywiedli do posłuszeństwa wiary wszystkie narody” (Rz 1.5).

Nauczanie w swej treści miało poselstwo o śmierci i ukrzyżowaniu Jezusa Chrystusa. Ap. Paweł jednak powiada: „bylibyśmy pożałowania godni, gdybyśmy w tym miejscu się zatrzymali”.

Poselstwo apostołów miało ważne przesłanie: Chrystus zmartwychwstał.

Zmartwychwstanie stało się pieczęcią dla tego, co było napisane.

Dla chrześcijan nadzieja nie jest niewyraźna. Mamy nadzieję, która jest historyczna i osobista. Mamy nadzieję, która staje przed pustym grobem Jezusa i oświadcza: „Jezus żyje!”. Każdy na swojej drodze potrzebował usłyszeć i spotkać Jezusa rozmawiającego z nimi. Potrzebowali przełamać lęk i obawy, aby z odwagą mówić o Zmartwychwstałym, aż zostali wyposażeni w moc Ducha Św..

Jego obecność była bardzo prawdziwa.

Kwiecień 1987

Ludzie wielkanocy

„Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie powiedzieli mu: Widzieliśmy Pana. On jednak powiedział: Jeśli nie zobaczę na Jego rękach śladu gwoździ i nie włożę palca w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki w Jego bok, nie uwierzę. A po ośmiu dniach Jego uczniowie znowu byli w domu, a z nimi Tomasz. Chociaż drzwi były zamknięte, Jezus przyszedł, stanął pośrodku i powiedział: Pokój wam! Następnie oznajmił Tomaszowi: Podnieś tu swój palec i zobacz Moje ręce, podnieś swoją rękę i włóż w Mój bok, i nie bądź niewierzącym, lecz wierzącym. Wyznał Mu Tomasz: Mój Pan i mój Bóg. Jezus mu powiedział: Uwierzyłeś, ponieważ Mnie ujrzałeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (Jan 20.24–29).

„Powiedz mi dziadku, o Jezusie, gdy on umarł. Powiedz mi, jak włożyłeś Twoje ręce w Jego rany. Powiedz mi, jak nauczyłeś się prawdy o zmartwychwstaniu. Powiedz mi, jak Twoje życie zostało zmienione tamtego dnia. Czuję się tak sfrustrowany, że urodziłem się zbyt późno, by widzieć i dotknąć. Ty byłeś tak szczęśliwy, mogłeś Go spotkać i zobaczyć Jego zmartwychwstanie”.
Tomasz popatrzał na wnuka, młody człowiek, otwarty, wrażliwy, pytający i wątpiący. Tomasz widział się w swoim wnuku. Tomasz znalazł wygodne miejsce pomiędzy poduszkami fotela i zaczął.
„Chcę powiedzieć Ci wszystko o moim spotkaniu ze Zmartwychwstałym Chrystusem. Chcę powiedzieć Ci, że moje doświadczenie nie może być Twoim doświadczeniem, chcę powiedzieć, co zdarzyło się, ponieważ to był zwrotny punkt mojego życia …chociaż być może trudno będzie to wyobrazić sobie”.
„Czy od tamtego czasu Ty byłeś w stanie zaufać w wierze, nie miałeś nigdy więcej zwątpień i pytań? Nie myślę, że mógłbym kiedykolwiek być tak silny w mojej wierze” – powiedział wnuk.
„Oczywiście, zwątpiłem, i ciągle potrzebuję odnowienia i zaangażowania w codziennym życiu dla Jezusa. To moja naturawątpić. Wyraźnie, odziedziczyłeś ten rodzinny rys wnuczku”.

Kilkadziesiąt lat temu niektórzy sceptycy uważali, że chrześcijaństwo umiera, a ludzie są w stanie żyć bez religii. Wydarzenia ostatnich kilkunastu lat jednak przeczą temu: film Mela Gibsona „Pasja”, książka Browna „Kod Leonarda da Vinci”, niewiarygodny sukces „Left Behind” („Pozostawieni”) opowieści, która sprzedała się w ponad 40.000.000 egzemplarzy. Nie wnikam w biblijną poprawność, ale patrzę na zjawisko.
Co się stało? Dlaczego tak jest? Co jest tajemnicą dynamiki chrześcijaństwa? Ewangelia Jana mówi, że uczniowie zebrali się po ukrzyżowaniu Jezusa w zamkniętym pomieszczeniu z obawy przed represjami. Jezus nagle pojawił się, przywitał ich i pokazał rany na dłoniach i boku. Powiedział, że wysyła ich, tak jak Ojciec wysłał Jego, a potem zrobił bardzo dziwną rzeczy. Biblia mówi: „…tchnął na nich i powiedział: Weźcie Ducha Świętego”. Co to było?
Jezus rozpoczął rewolucję przemian, która nigdy się nie zatrzymała. Chrześcijaństwo kształtowało sztukę i myśl wszystkich wieków. Doprowadziło do powstania wielkich uniwersytetów, rozwoju medycyny i filantropii, etyki. Gdy Jezus tchnął Ducha Św. na uczniów w tym małym pokoju, przekształcił świat na wieki.
Duch i moc Boga są nadal aktywne i są przypomnieniem, że Duch Boży, który unosił się nad powierzchnią wód w stworzeniu, nadal pracuje. Duch Boży będzie przejawiać się w tak twórczy sposób, że będziemy całkowicie zaskoczeni. Ludzie boją się nieznanego. Przed uczniami było nieznane, ale Bóg nie zawiedzie.
Reakcja Tomasza na wieść o zmartwychwstałym Chrystusie nie powinna dziwić. Był realistą.
Czemu mówię jeszcze o zmartwychwstaniu? Tomasza nie było, gdy Jezus objawił się innym jako zmartwychwstały. Mówię o tym, aby przypomnieć, że Wielkanoc to nie tylko jeden dzień wspomnień. Wielkanoc to nie tylko święto, to sposób życia.
Część ludzi, jak Tomasz, boi się uwierzyć. Wątpliwości nie dopadają nas w nocy. One skradają się powoli, krok za krokiem.
Pierwszym krokiem w kierunku wątpliwości jest nieobecność w gronie ludu Bożego.
Drugą rzeczą, którą musisz zrobić, to otoczyć się ludźmi wiary.
Kawałek węgla drzewnego pozostanie czarnym kawałkiem, jeśli będzie z boku paleniska. Gdy jesteśmy z wierzącymi, będziemy rozpalać naszą wiarę ponownie.
Wierzę, że wewnątrz nas jest iskierka nadziei, która pozwala nam zerknąć zza naszych drzwi wątpliwości i strachu, spojrzeć jak przez dziurkę od klucza, i dostrzec Zmartwychwstałego. Pierwszy dzień tygodnia był emocjonalną mieszanką rozpaczy i smutku. Strach i lęk wypełniają powietrze i tylko słowa Marii Magdaleny, „Widziałam Pana”, otrzymują potwierdzenie. Stanął Jezus między nimi. Pokazuje ręce i bok, mimo że nie oczekują takiego dowodu — nie oni.
Co, gdyby Jezus ukazał się uczniom, bez blizn? Nie byliby w stanie zaufać, że ten naprawdę jest ich zmartwychwstałym Panem, który umarł na krzyżu. Brak blizn rodziłby pytanie, czy Chrystus rzeczywiście rozumiał ludzki ból i cierpienie.
Tomasz oświadczył: „Mój Pan i mój Bóg”. Tym wyznaniem wypowiedział najpotężniejsze wyznanie tożsamości Jezusa w Ewangelii.
Czy to nie jest dziwne, że Bóg może wzbudzić Jezusa z martwych, ale nie usunąć ran po gwoździach? Przeoczenie? Na pewno nie.

Kiedy Jezus pokazał uczniom swoje blizny, mówił: „Tu jest mój podpis”.

Te blizny służą jako przypomnienie, że Bóg jest z nami we wszystkich sytuacjach. Kiedy cierpimy, wiemy, że Chrystus może powiedzieć: „Byłem w tym i mam rany jako dowód”. Nie wszystko i nie zawsze musimy mieć uzdrowione. Blizny są też potrzebne.
Osiem dni później, Tomasz dołączył do grona wierzących, przechodząc od niewiernych do wiary. Przypomina to nam, że droga wiary jest niezbędne dla wszystkich.
Oszałamia w tym tekście fakt, że Jezus nie ma żadnej pretensji, mimo że miał prawo do tego. Powiedział „Pokój wam”. Mogli spodziewać się wykładu: „sądzicie, że jesteście w porządku, myślałem, że mogę na was liczyć. Okazało się, że jesteście tchórzami. Zobaczcie przebite ręce, bok. Co z tym zrobić?” Przywitał ich tak jak za dawnych czasów: „Shalom”, jakby nic się nie stało. Oto zapowiedź nowej jakości życia.

„Na początku swojej wspaniałej powieści „Nędznicy” Victor Hugo opisuje robotnika Jeana Valjeana, który jest skazany na pięć lat więzienia za kradzież bochenka chleba, aby ratować rodzinę od głodu. Po 19 latach opuszcza więzienie i wyczerpany, trafia do domu starego biskupa, który wita go grzecznie i traktuje jak honorowego gościa.
Valjean, kradnie srebrne sztućce i ucieka. Następnego dnia przyprowadza go policja do domu biskupa. Za taką zdradę Valjean wie, że trafi ponownie do więzienia i wtedy stary biskup zadziwia jego i policjantów.
A, jest pan wreszcie! Zawołał patrząc na Jana Valjean. Rad jestem, że pana widzę. Jak to, darowałem panu przecież również i lichtarze, które są też ze srebra i za które dostałbyś co najmniej dwieście franków. Czemu nie zabrałeś ich razem z nakryciem”?
Jan Valjean otwarł oczy i patrzył na czcigodnego biskupa wzrokiem, którego żaden język nie wysłowi.
Ekscelencjo, odezwał się wachmistrz żandarmów – a więc to prawda, co mówił ten człowiek? Spotkaliśmy go na drodze. Szedł tak, jakby uciekał. Zatrzymaliśmy go i przejrzeliśmy jego rzeczy. Miał przy sobie to srebro…
I powiedział wam, przerwał z uśmiechem biskup, że mu je dał stary poczciwiec, ksiądz, u którego nocował? Rozumiem, o co chodzi. I przyprowadziliście go tutaj? To pomyłka.
A więc – odrzekł wachmistrz – możemy go puścić?
Oczywiście – odpowiedział biskup.
Żandarmi puścili Jana Valjean, a on cofnął się.
Przyjacielu – odezwał się biskup – oto twoje lichtarze. Weź je.
Zdjął z kominka dwa srebrne lichtarze i przyniósł Janowi Valjean.
A teraz – rzekł biskup – niech pan odejdzie w spokoju. A gdybyś chciał kiedyś wrócić tutaj, przyjacielu, nie trzeba przechodzić ogrodem. Zawsze możesz i wejść, i wyjść przez drzwi od ulicy. Zamknięte są tylko na klamkę i w dzień, i w nocy”.

„Pokój wam” mówi Chrystus, to nowa jakość życia.
Większość z nas woli mówić, analizując życie: „nie byliśmy tak źli, jesteśmy dobrzy”. Jezus nigdy by nas nie zatrudnił na tych warunkach. Uczniostwo zaczyna się w miejscu, w którym uświadamiam sobie, co zostało mi przebaczone. Ap. Paweł wie o tym, ponieważ Jezus wybrał go, człowieka, który prześladował chrześcijan.
Nasze życie może czasem wydawać się bardzo ciemne i Bóg nie obiecuje, że nie będziemy zmagali się z duchową nocą, ale On obiecuje nam świt. Jezus nie powiedział: „Będę Zmartwychwstaniem i Życiem”. On powiedział: „Jestem Zmartwychwstanie i Życie”.

Jesteśmy ludźmi Wielkanocy.

Czy Tomasz słusznie nazywany jest niewiernym Tomaszem?
Martin Luther King powiedział: „Wiara jest pierwszym krokiem, nawet jeśli nie widać całej klatki schodowej”.
Żyjmy w wierze życiem Zmartwychwstałego. Trzymajmy się społeczności, by nie podglądać przez dziurkę od klucza, czy na pewno zmartwychwstał?

On przebacza, kocha i powiada: „IDŹCIE, LUDZIE WIELKANOCY!!!”

Kwiecień 2012

Zapach zmartwychwstania

„Po swoim zmartwychwstaniu, wczesnym rankiem pierwszego dnia tygodnia, Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której przedtem wyrzucił siedem demonów. Następnie ona poszła i oznajmiła to tym, którzy z Nim byli, pogrążonym w smutku i płaczu. Oni jednak słysząc, że żyje i że Go widziała, nie chcieli jej uwierzyć. Po tym wszystkim w innej postaci ukazał się dwom z nich na drodze, gdy szli na wieś”. Mr 16.9-12

Tłem tego rozważania jest zakończenie Ewangelii Łukasza. Zacytowany tekst w nagłówku wprowadza nas w poranek zmartwychwstania. Zakończenie Ewangelii zawiera wiele kontrastów. Zwróciły moją uwagę sformułowania, które mówią o przygnębieniu, zaskoczeniu, zakłopotaniu, zdziwieniu, nierozpoznaniu. Dwaj uczniowie w drodze do Emaus, nie mogli nie rozmawiać o tym, co się stało w Jerozolimie. Wydarzenie zdominowało rozmowę, miało wpływ na życiowe decyzje. Jeśli to był koniec, trzeba poczynić nowe plany. Teraz wszystkie ich nadzieje i sny były tak martwe, jak Jezus. Zmartwychwstały Pan dołączył do Kleofasa i jego przyjaciela na drodze do Emaus, ale oni nawet w tym momencie nie potrafili zmienić tematu rozmowy. Zapytani o temat rozmowy wyrażają zdziwienie ustami Kleofasa: „Ty jesteś chyba jedynym przybyszem w Jeruzalem, który nie wie o tym, co tam się stało w tych dniach” (Łk 24.18).
Chciałoby się wejść w tę scenę i powiedzieć tym dwóm: „co jest z wami, nie widzicie, że to Jezus?” Dlaczego oni nie mogą rozpoznać Jego? Przecież nie był w przebraniu. Czy Jezus płata im figla?
Nie rozpoznali, bo: „Lecz ich oczy były jakby zasłonięte, tak że Go nie poznali” (Łk 24.16).
Lubimy być rozpoznawalni. Wielokrotnie widziałem na lotnisku, oczekujących ludzi na wychodzących pasażerów. Obce twarze i nagle widzisz u kogoś błysk w oczach, szeroki uśmiech, rozpostarte ramiona. Jest wśród tych obcych ta jedna twarz, która jest rozpoznana. Przyjemne uczucie dla obydwu stron. Czasem ktoś was rozpoznaje, macha na powitanie, a my stoimy zastanawiając się kto to jest?
Kleofas i przyjaciel jego idą przygnębieni, zapamiętali ukrzyżowanego, martwego Jezusa. Ten idący obok nich Jezus jest bez kontekstu, bez odniesienia. Takiego jeszcze nie znali. Jezus pozwala, by opowiedzieli co wiedzą o Nim, jakie mają odniesienie do całej sytuacji.
„Oni zaś odpowiedzieli: O tym, co dotyczy Jezusa z Nazaretu, który był wielkim prorokiem w działaniu i w mowie przed Bogiem i całym ludem, o tym, jak arcykapłani i przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A my spodziewaliśmy się, że On właśnie ma wybawić Izraela. Dzisiaj upływa już trzeci dzień, jak się to wszystko stało” (Łk 24.19-21).
Frustrująca scena! Przecież byli uprzedzeni. Nie pamiętali. Kamień zakrywał im nadal grób. Stoi przed nimi Jezus, a oni go nie rozpoznają.
Zadaję sobie pytanie, ilu ludzi chodzi daleko od poranka zmartwychwstania? Wiedzą co Jezus powiedział. Mamy słowa aniołów, że On żyje! Śpiewają Alleluja, On Zmartwychwstał. Jednak jasność, świętość i zapach Wielkanocy zanikają po kilometrze lub dwóch w drodze do Emaus.
Ile kilometrów już jesteśmy w drodze do Emaus? Czujemy może tylko zapach spalin samochodu kierowcy, który wepchnął się przed nas i włączamy naszą trąbkę wielkanocną. Nie musimy przejeździć zbyt wiele kilometrów od Wielkanocy, by się dać złapać w ruch na drodze do Emaus.

Chwytają nas nasze zmartwienia i frustracje, cierpimy i umieramy, gniewamy się i radujemy. Marzymy o doskonałym życiu i rozczarowujemy się, nie możemy pozbierać kawałków rozbitego życia. „Spodziewaliśmy się”, że On coś zrobi. Mieliśmy wielkie nadzieje! Jak daleko jeszcze będziemy podążać do Emaus, zanim zatrzymamy się na drodze i spojrzymy na siebie? Jeszcze nie zareagowali, bo już myślami byli w swoim Emaus. „Na to On powiedział do nich: O, bezmyślni i zbyt nieczułego serca, by wierzyć we wszystko, co powiedzieli prorocy. Przecież Mesjasz musiał to wycierpieć, by wejść do swojej chwały” (Łk 24.25-26).
Szli drogą od Wielkanocy do Emaus dwaj uczniowie, zabrakło im kontekstu życia. Im dalej byli od Jerozolimy, tym słabszy był zapach Zmartwychwstania, aż zasiedli do stołu, do kolacji. Nagle gość stał się gospodarzem, wziął chleb, złamał i zobaczyli. To była iskra jak wymówione imię przez Jezusa do Marii.
Często nie widzimy Jezusa z powodu huku naszego życia, wydarzenia niszczą nasze marzenia, zanurzają nas w depresji i goryczy. Zawiedli Go, zostawili, rozproszyli się, ale On był na drodze do Emaus i, mimo że ostro im przypomniał, co miało się zdarzyć, powiadają: „Czy serce nie biło nam mocniej, gdy mówił do nas w drodze i wyjaśniał Pisma?”
Wróć do Jerozolimy, a serce zacznie bić nowym rytmem, poczujesz ten wspaniały zapach Zmartwychwstania, zapach Wielkanocy. Ludzie potrafią tak wiele zrobić, by pielgrzymować do szczególnych miejsc, jak: Lourdes, Compostela, Madjugorje, ponieważ liczą na inne życie. Tylko zmartwychwstały Chrystus może wejść i przekształcić życie rozczarowanych i zawiedzionych.
Jeśli pojawiło się przygnębienia w teście naszego życia, to niech radość z obecności Jezusa zawróci nas z drogi do Emaus. Drogi własnych decyzji, powrotu do starych rzeczy, a wróćmy do Jerozolimy. Miejsca chwały dla Boga, uświęcenia, przebaczenia. Bywa, że życie skłania nas do decyzji – wrócę do Emaus, tam będzie łatwiej żyć, tyle możliwości. Emaus nie jest naszym miejscem. Nie w Emaus uczniowie mieli doświadczyć mocy Ducha Św., ale w Jerozolimie, tu mieli czekać i doświadczyć zmiany przygnębienia w radość.
Jezus przyłączył się do tych, którym nie był potrzebny cały świat u stóp, ale potrzebowali nadziei na przyszłość. Nie obraził się, że Go nie rozpoznali, ale On rozpoznał ich i zostawił im zapach Zmartwychwstania.
Oto historia, która przygnębiła i taka byłaby pointa życia Jezusa na ziemi, gdyby nie dotyczyła zbawienia, a tylko zwykłej śmierci, nawet jeśli niesprawiedliwie zadanej. Dziękuję Bogu, że Ewangelia nie kończy się na cmentarzu, ale w Betanii.

„Potem wyprowadził ich aż do Betanii, podniósł ręce i pobłogosławił. Podczas gdy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba” (Łk 24.50-51).

Kwiecień 2008

Niewłaściwy Nekrolog

„Pierwszego dnia tygodnia, wczesnym rankiem, kiedy było jeszcze ciemno, przyszła do grobu Maria Magdalena i zobaczyła kamień odsunięty od grobowca. Pobiegła więc i przyszła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus miłował. Powiedziała do nich: Zabrali Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położyli. Wyszedł więc Piotr i ten drugi uczeń, i udali się do grobu. Biegli razem, lecz ten drugi uczeń wyprzedził Piotra i pierwszy przybył do grobu. Nachylił się i zobaczył leżące płótna, jednak nie wszedł do środka. Przyszedł także Szymon Piotr, który z nim podążał, i wszedł do grobowca. Zobaczył leżące płótna oraz chustę, która była na głowie Jezusa. Nie leżała ona z płótnami, ale była zwinięta oddzielnie, na jednym miejscu. Wówczas wszedł również ten drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu, zobaczył i uwierzył. Jeszcze bowiem nie rozumieli Pisma, które mówi, że On musi powstać z martwych” (Jan 20.1 – 9).

Jeśli byłyby gazety, to po śmierci Jezusa ukazałby się nekrolog w „Głosie Nazaretu”, a krótka nota mogłaby brzmieć następująco: „Jezus z Nazaretu urodzony w 6 roku pne. Syn Marii i Józefa cieśli z Galilei, o którym było głośno z powodu niezwykłych zdarzeń łączonych z Jego życiem: jak uzdrowienie niewidomych, głuchych, chromych. Mówi się, że radykalnie zmienił życie ludzi. Ostatnio w niedzielę w Jerozolimie wielkie tłumy przybyłe na Paschę witały Go w Jerozolimie jako króla. Wkrótce tłumy obróciły się przeciw Niemu. Minionego piątku 14 Nisana po południu, został skazany na karę śmierć przez rzymskiego prokuratora, Piłata Poncjusza, reprezentującego rzymskie imperium w Jerozolimie. Został ukrzyżowany o trzeciej godzinie po południu na wzgórzu Golgoty. Jego pogrzeb odbył się w grobowcu Józefa z Arymatei. Rodzinną prośbą było, by żadne kwiaty nie były wysłane, ani stawiany pomnik, ale raczej prosimy przekazać fundusze do synagogi w Betlejem na chore dzieci, miejsca Jego narodzin”.
Tak mógłby brzmieć hipotetyczny nekrolog w gazecie Nazaretu w niedzielę rano.
Jeśli nekrolog zostałby wydrukowany, każdy uznałby, że ruch Jezusa się skończył. Jego lider był teraz martwy. Jego uczniowie zniknęli. Historie cudów zniknęły. Ten mały epizod stałby się jednym małym kawałkiem rzymskiej historii. To byłoby jak kamyk rzucony do stawu: zrobił chwilowy plusk i zmarszczki stopniowo zniknęły. Tak byłoby z Jezusem z Nazaretu. Jego życie byłoby chwilowym pluskiem. Jego reputacja, pamięć, jego nauczanie zanikłyby z wyjątkiem jednego unikalnego wydarzenia.
Trzeciego dnia stała się rzecz nieprawdopodobna – odkryto, że grób jest pusty. Jezus z Nazaretu został wskrzeszony przez potężną moc Boga. On był znów żywy, rozpoznawalny.

On zmartwychwstał, a ten nekrolog jest nieprawdziwy.

Chrześcijaństwo jest jedyną religią, która jest oparta na historycznym fakcie śmierci i zmartwychwstaniu jego założyciela. Nawet świeccy historycy uznają, że zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa jest unikalne w historii świata.
Umierający ateista Voltaire, który był bardzo bogaty, zadeklarował, że odda połowę swego bogactwa lekarzowi, który przedłuży jego życie o sześć miesięcy. Nie miał żadnej nadziei, chciał tylko przedłużyć życie na ziemi.
Zmartwychwstanie Jezusa Chrystus jest historycznym faktem i to jest kamień węgielny chrześcijaństwa.
Wiadomość Anioła przekazana Marii, Piotrowi a później 500 uczniom spowodowała, że stali się nowymi ludźmi. Oni stali się nową jakością ludzi, którzy zostali napełnieni nową mocą, mocą Wielkanocy, mocą zmartwychwstania. Oni już nie byli przerażeni życiem. Oni mieli nową pasję dla życia. Dlaczego?
Ponieważ nekrolog był nieprawdziwy, był niekompletny. Nie powiedział całej historii. Dlaczego miliony świętują każdej niedzieli i przez dwa tysiące lat minionej historii Zmartwychwstanie?

Ponieważ ten nekrolog jest nieprawdziwy.

Moc zmartwychwstania jest silniejsza niż wszystkie nekrologi. Nie idziemy do kościoła w Wielkanoc z powodu tradycji. Może odkryliśmy, że życie jest twardsze, niż myśleliśmy i potrzebujemy Chrystusa?

Przychodzimy do kościoła, ponieważ nekrolog był nieprawdziwy.

O trzeciej nad ranem najlepszy chirurg w mieście wychodził z sali operacyjnej. Był wyczerpany i przygnębiony, bo nie udało się uratować małego pacjenta. Musiał podpisać akt zgonu. Sterylne chirurgiczne instrumenty były bezradne. Śmierć przyszła. Nic więcej nie mógł zrobić. Trzy dni później, wziął udział w pogrzebie. Zwykle nie brał udziału w pogrzebach swoich pacjentów, tym razem czuł, że musi. Zamyślony i znudzony ceremonią nagle został wyrwany stwierdzeniem: „A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki” (Jan 11.26). Te słowa utkwiły w jego umyśle, powtarzały się echem: „nie umrze na wieki, nie umrze na wieki, nie umrze na wieki”.
Chirurg wiedział, że usłyszał o największym przełomie w nauce. Bóg zwyciężył najgorszą z wszystkich chorób — śmierć. Słowa dzwoniły w jego umyśle: „Nigdy nie umrą. Nigdy nie umrą. Nigdy nie umrą”. Zostawił pogrzeb i powtarzał: „nigdy nie umrą, nigdy nie umrą”.
Duchowe nekrologi też bywają przedwczesne i nie mówią całej historii. Bóg podnosi duchowo martwych ludzi do życia cały czas. Przykładasz duchowy stetoskop i prawie nie słychać duchowego bicia serca. Zbyt zajęci.
Na monitorze linia Twojej fali mózgu, jest prawie płaska. Życie duchowe jest czasem poza kręgiem naszego zainteresowania.

Bóle piekła nie przestraszą, a radość nieba nie przyciąga.

Wiadomość Wielkanocy może cudownie brzmieć i ma piękne przesłanie: Chrystus zmartwychwstał, przeżywamy radość i dzielimy się nią, ale!!! Jest też i drugi jej aspekt:
„Bóg wprawdzie puszczał płazem czasy niewiedzy, teraz jednak wzywa wszędzie wszystkich ludzi, aby się opamiętali, gdyż wyznaczył dzień, w którym będzie sądził świat sprawiedliwie przez męża, którego ustanowił, potwierdzając to wszystkim przez wskrzeszenie go z martwych” (Dz 17.30-3 1)
Ateńczycy drwili z tego, co mówił ap. Paweł o zmartwychwstaniu, ale powiedział filozofom ateńskim, naukowcom, materialistom i racjonalistom, że Bóg wyznaczył dzień rozliczenia, czy ktoś wierzy, czy nie, będzie zdumiony, zaskoczony lub rozczarowany. Rozliczenie nastąpi. Brak wiary, ignorowanie zmartwychwstania niesie dramatyczne konsekwencje i nie dajcie się zwieść twierdzeniom, że Bóg jest miłosierny. Owszem, ale i konsekwentny. Uważaj na Wielkanoc!

„Jestem zmartwychwstaniem i życiem. Ktokolwiek żyje i wierzy we mnie, nigdy nie umrze”.
Taki będzie twój nekrolog?
Była młoda dziewczyna, która została sparaliżowana i częściowo straciła wzrok. Pewnego dnia jej doktor przyszedł ją odwiedzić. Szeptem powiedział do rodziny, która była w pokoju: „Ona najlepsze już widziała, biedne dziecko”. Dziewczyna usłyszała, co doktor powiedział i głośno zawołała: „Doktorze moje najlepsze dni są jeszcze przede mną, kiedy zobaczę twarzą w twarz mojego króla”.
W 1899 D. L. Moody, wielki ewangelista, umierał. Jego syn usłyszał, jak wykrzykiwał: „Ziemia cofa się, niebo otwiera się i Bóg przychodzi”.
„Tato śnisz?”
„Nie synu. To nie jest żaden sen, to jest śmierć? To jest błogość. To jest wspaniałe”. Wtedy jego córka zaczęła modlić się o poprawę jego stanu, a ojciec ją zatrzymał mówiąc: „Nie córko nie módl się tak. Bóg przyszedł. To jest dzień mojej koronacji”. „Czekam z niecierpliwością na to” i odszedł.
Zakończę pewnym niezwykłym opowiadaniem nie mojego autorstwa.
W piątek rano zauważyłem młodego człowieka, przystojnego i silnego, idącego ulicami naszego miasta. Ciągnął stary wóz napełniony nowymi ubraniami i pięknym głosem tenora śpiewał pieśń:
„Szmaty, Szmaty! Nowe szmaty w zamian za stare! Biorę twoje zniszczone szmaty! Szmaty” śpiewał.
Myślałem sobie taki mężczyzna mógłby mieć lepszą pracę niż bycie szmaciarzem w ubogiej dzielnicy miasta?
Poszedłem za nim. Wkrótce Gałganiarz zatrzymał się przy kobiecie, która na ganku swego domu szlochała. Podszedł i powiedział: „Daj mi swoją zapłakaną chusteczkę. Dam Ci nową”.
Pociągnął swój wózek dalej, ale zrobił dziwną rzecz: położył jej splamioną chusteczkę na własnej twarzy i wtedy on zaczął płakać, szlochać tak boleśnie, jak ona to robiła. Kobieta pozostała bez płaczu. „To jest cud”, pomyślałem. Poszedłem dalej za nim.
„Szmaty! Szmaty! Nowe za stare”, ponownie zaśpiewał. W chwilę później spotkał dziewczynę z dzieckiem z zakrwawioną głową owiniętą bandażem. Krew przesączała się na policzek. Teraz Gałganiarz spojrzał na dziecko z litością i wyjął nową czapeczkę dla dziecka mówiąc, „daj mi ten wstrętny bandaż”. Wziął bandaż i zawiązał na własnej głowie. A spod niego popłynęła strużka krwi Gałganiarza.
„Szmaty! Stare szmaty!” wołał szlochający i krwawiący Gałganiarz.
„Czy idziesz do pracy?” spytał człowieka, który oparł się o telefoniczną budkę. Człowiek potrząsnął przecząco głową. „Czy masz pracę?”
„Czy Ty jesteś niepoważny”, pokazał pusty rękaw swojej kurtki. Nie miał ręki.
„Daj mi Twoją kurtkę i dam Ci nową”.
Człowiek zdjął kurtkę, a Gałganiarz podał mu nową. Zadrżałem, ponieważ ręka Gałganiarza pozostała w rękawie i kiedy jednoręki założył ją, miał dwie ręce, ale Gałganiarz miał tylko jedną. „Idź do pracy”, powiedział.
Teraz spotkał człowieka śpiącego na ulicy pod starym brudnym kocem i zamienił mu na nowy, czysty i ciepły.
Dokąd szedł? Przyszedł do wzgórza pełnego śmieci, oczyścił kawałek przestrzeni i zmęczony się położył. Oparł głowę na chusteczce i kurtce, przykrył się starym kocem i umarł.
Och, jak byłem zasmucony. Jak to, nie ma żadnej nadziei? Tak niezwykły człowiek?
Siedziałem we wraku samochodu i ze smutku zasnąłem na długo; piątek i sobotę i niedzielę. W niedzielę rano zostałem zbudzony. Stał Gałganiarz, składając koc, z blizną na czole, ale żywy, zdrowy, mający obie ręce! Nie było żadnego smutku ani starych szmat, wszystkie, które zebrał, świeciły czystością.
Wtedy zdjąłem moje ubranie i powiedziałem: „Ubierz mnie”.
On ubrał mnie. Mój Pan dał mi nowe szaty i jestem cudem obok Niego — Chrystusa!

Nekrolog o Jezusie Chrystusie był niewłaściwy.

Prawda Chrystusa jest silniejsza niż nasze łzy, Duch Chrystusa jest silniejszy niż nasz smutek, Bóg jest silniejszy niż nasz smutek, Wielkanoc jest silniejsza niż Wielki Piątek, życie jest silniejsze niż śmierć, życie wieczne jest silniejsze niż wieczna śmierć.

Chcę powiedzieć w moją Wielkanoc, że mój Pan żyje i ja będę żył na wieki. Chrystus zmartwychwstał Alleluja!!!

Kwiecień 2010

Widziane z krzyża

„Potem Go ukrzyżowali i rozdzielili Jego szaty, rzucając o nie losy, żeby rozstrzygnąć, co kto ma wziąć. A była godzina trzecia, gdy Go ukrzyżowali. Umieszczono też napis określający Jego winę: Król Żydów. Wraz z Nim ukrzyżowali dwóch łotrów, jednego po prawej, a drugiego po Jego lewej stronie. Ci, którzy przechodzili tamtędy, bluźnili, kiwali głowami i mówili: Ej! Ty, który burzysz świątynię i w trzy dni ją odbudowujesz, uratuj samego siebie i zejdź z krzyża! Podobnie arcykapłani z nauczycielami Prawa kpili sobie i mówili: Innych uratował, a sam siebie nie może. Mesjasz, król Izraela, niech zejdzie teraz z krzyża, żebyśmy zobaczyli i uwierzyli. Urągali Mu również ci, którzy razem z Nim byli ukrzyżowani.

O godzinie szóstej ciemność ogarnęła całą ziemię aż do godziny dziewiątej. O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Eloi, Eloi, lema sabachthani, to znaczy: Boże mój, Boże mój, dlaczego Mnie opuściłeś?

Setnik natomiast, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, powiedział: Naprawdę, ten Człowiek był Synem Boga. Były tam też kobiety przyglądające się z daleka, a wśród nich Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba Małego i Józefa oraz Salome, które, gdy był w Galilei, towarzyszyły Mu i usługiwały, oraz wiele innych, które razem z Nim przyszły do Jerozolimy” Mr 15.24-41

Rok po roku, chrześcijanie spotykają się w Wielki Piątek, by wspominać wydarzenia nazywane Męką Pańską. Każda z Ewangelii przedstawia nieznacznie inny opis tego zdarzenia. Oglądamy je jakbyśmy oglądali diament pod różnymi kątami, widząc różne refleksy, załamania, blaski, kolory. Relacja, którą przedstawia Ew. Marek nie jest jak to zwykle odbieramy spoglądaniem na krzyż, ale jest widokiem z perspektywy krzyża, dlatego zatytułowałem to rozmyślanie: „widziane z krzyża”.

Przypadkowy obserwator — Szymon Cyrenejczyk.

Szymon stał się świadkiem zdarzenia niezwykłego. Zobaczył człowieka, jakiegoś przestępcę, walczącego pod ciężarem krzyża, wyprowadzanego poza miasto. Wtedy się zdarzyło. Rzymski żołnierz, zmęczony oglądaniem wysiłku pod ciężarem krzyża wyrwał Szymona z tłumu. „Ty — ponieś to!” Możecie wyobrazić sobie, to nagłe zaskoczenie? Z niewinnego widza, nagle jego sytuacja, życie, zostało zmienione. Z ludźmi, którzy noszą włócznie i miecz się nie dyskutuje.
Co widział Szymon zza krzyża? Ludzi, którzy podążali na widowisko, może wytykali Szymona palcami, że dał się w to wkręcić.
Co widzisz poprzez krzyż?
Może czujesz się ośmieszony, ponieważ traktujesz Biblię poważnie, to jest krzyż. Tracąc pracę, ponieważ nie chcesz barć udziału w przekrętach, to jest krzyż. Żadnego samolubstwa, chciwości i żądzy, to jest krzyż.
Jezus patrzył na niezadowolonego Szymona i mógł mu powiedzieć: „tylko dźwigasz, ale ja idę, by oddać swoje życie za ciebie”.
Wiedzieć o Jego śmierci jest bardziej pocieszające niż usłyszeć, że musimy umrzeć. Zza krzyża tchnęła jednak nadzieja.

Rzymscy żołnierze.

Rzymscy żołnierze, bez refleksji – taka codzienność. Śmierć tego człowieka znudziła ich. Bardziej byli zainteresowani wynikiem losowania o szatę Jezusa niż Jego śmiercią.
Można spotkać ludzi, którzy nie mają refleksji z powodu śmierci Chrystusa. Ich całe zainteresowanie jest skupione na robieniu szybkiego interesu. Trampolina do szybkiej kariery np. w kościele.
Czy z perspektywy krzyża coś zmieniło się w nas?

Złoczyńcy.

Nie darzyli sympatią Jezusa, ponieważ nie mógł im pomóc bardziej niż inni zwykli ludzie. Jednak jeden z nich miał chwilę refleksji, opamiętania. W ostatnim desperackim odruchu odwołał się do litości Jezusa i krzyknął, a głos ten odbił się echem przez wieki:
„Jezu, wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do Królestwa swego”.
Drugi pozostał w swoim przekonaniu.

Przechodnie.

Znali Jezusa z działalności publicznej, a mimo to drwili w tak dramatycznej sytuacji. Przechodnie – niby zwolennicy, ale powiedz, że „Jezus jest jedyną drogą do zbawienia”, nie pójdą za tym. Wolą dysputy na nieistotne tematy, o rzeczy, które nie są życiem prawdziwym.

Duchowni.

Wcześniej, usłyszeli ostrzeżenia od Jezusa, ale teraz co On mógłby im zrobić? Byli bardzo aroganccy. Tak bywa, religijni liderzy wolą omijać krzyż. On jest zbyt krwawy. Mówmy o miłości, akceptacji, niech grzesznik dobrze się poczuje. Czy oni lubią to, czy nie, krzyż, na którym wisiał Jezus Chrystus, jest jedyną drogą do naszego zbawienia. Jezus zapłacił za wszystko!

Widzowie.

Jeden z gapiów, którego imię nie jest znane, był zainteresowany tym, co się dalej zdarzy. Wygląda na człowieka zaniepokojonego o Jezusa. Wygląda, że próbuje pomóc, ale, to nie jest jego motywacja. Chce widzieć, czy coś ekscytującego się zdarzy. On nie jest poruszony współczuciem, ale ciekawością.
Ktoś stanął na dachu budynku i próbował skoczyć, a tłum jeszcze podsycał desperata: „no skacz”. Ludzie szukają dreszczyku emocji.
Są ludzie, którzy przychodzą do kościołów nie szukać zbawiciela, ale szukać dreszczyku, emocji i kiedy nie znajdują tego dreszczu, wychodzą, idą dalej.
Jezus umiera, ale Ew. Marek nadal ma relację o ludziach, którzy zebrali się dookoła krzyża, ci są inni.

Setnik.

Setnik poganin, któremu krzyż uświadomił, że coś, co oglądał, nie było żartem. Popełniono straszną pomyłkę. Setnik widzi, że Jezus był naprawdę Synem Boga. Jego świadectwo mogłoby brzmieć: „Coś, co widziałem i co usłyszałem, kiedy Jezus umarł, zmieniło moje życie na zawsze. Widziałem, co zniósł. Usłyszałem, co powiedział. Był inny od wszystkich, których widziałem podczas krzyżowania. Widziałem wielu ludzi ukrzyżowanych podczas mojej służby, ale nikt tak nie umierał, jak Jezus”. Jezus był więcej niż tylko człowiekiem, a Jego śmierć ma znaczenie dla nas.

Kobiety.

Kobiety nie zebrały się dookoła krzyża w nadziei, ale w desperacji. Niektórzy wierzą w Boga. Wierzą w zapis Pisma Świętego. Wierzą aż do momentu kryzysu, wtedy ich nadzieja znika, kończy się. Ich wiara jest silna tak długo, jak wszystko idzie dobrze, ale kiedy dno odpada, wiara znika.

Józef z Arymatei.

Tajny uczeń, członek Rady, zwolennik Jezusa, ale w konspiracji. Nie zabrał głosu w sądzie, ale po śmierci Pana nabrał odwagi i stanął przed Piłatem.
Ilu jest takich Józefów? Dziękuję Bogu za tych, którzy znajdują odwagę, by stanąć w obronie tego, w co wierzą. „Tak, jestem z Nim także”.
Z perspektywy krzyża widzimy tych wszystkich wokół, którym Jezus mówi: „Powiedzcie im, że umarłem dla każdego, kto podejdzie do mnie osobiście”.
Wczytując się w rozmyślania dotyczące ostatniego tygodnia z życia Jezusa, aż do dnia wniebowstąpienia, wszystko, co przeczytamy w Nowym Testamencie, jest wyznaniem, że Jezus był Synem Bożym. Każdy krok zmierzający w kierunku Golgoty był wielkim świadectwem Jego boskości. Jego postępowanie i działanie ma w sobie majestat Zbawiciela, Zwycięzcy.
Jaki był i jest sens śmierci Jezusa? Niektórzy mówili, że ich grzechy zostały przebaczone. Inni, że znaleźli pokój, lub, że pojednali się z Bogiem.
Dlaczego nas przyciąga Golgota? Dlaczego to miejsce ma taki magnetyzm?
Jesteśmy pociągani do krzyża, ponieważ wiemy, że krzyż jest kluczem, który otwiera naszą wiarę. Krzyż to okno, przez które widzę kochającego Boga. Śmierć Jezusa pozostaje dla nas ważnym znakiem, mówiącym o Bogu i Jego miłości do ludzi.
Karol Barth wybitny szwajcarski teolog XX wieku, który miał odwagę przeciwstawić się Hitlerowi, został skazany na wygnanie. Udał się do USA i na uniwersytetach prowadził wykłady. W Chicago jeden z dziennikarzy zapytał: „Doktorze Barth, jakiego najważniejszego odkrycia dokonał pan w swojej pracy teologicznej?”
Odpowiedź brzmiała: „Jezus mnie kocha, to wiem, ponieważ Biblia mi to mówi”.
Spoglądamy z perspektywy krzyża przyciągnięci do Niego, to inny wymiar życia, inna ocena sytuacji, to już nie tylko ja, ale:
„Z Chrystusem jestem ukrzyżowany […] świat jest dla mnie ukrzyżowany, a ja dla świata”.

Ocena wynika z tego, czy patrzymy z dołu na krzyż, czy na nim wisimy.

Kwiecień 2014