Dlaczego wjechał?

 „A gdy On jechał, rozpościerali szaty swoje na drodze. Gdy zaś zbliżał się już do podnóża Góry Oliwnej, zaczęła cała rzesza uczniów radośnie chwalić Boga wielkim głosem za wszystkie cuda, jakie widzieli” (Łk 19,36-37).

Była Niedziela Palmowa i z powodu chorego gardła sześcioletni chłopiec musiał pozostać w domu z opiekunką. Kiedy rodzina wróciła z kościoła do domu z gałązkami w dłoniach, chłopiec zapytał gdzie byli, że mają jakieś zielone gałązki? Jego mama delikatnie wyjaśniła: „Kochanie ludzie trzymali te gałązki, którymi witali przechodzącego Jezusa”.
Chłopiec nagle zdenerwował się: „wyobrażasz to sobie, tylko jednej niedzieli nie poszedłem, a On ukazał się!”
On chodził do kościoła z pewnym oczekiwaniem, a z jakim oczekiwaniem my przychodzimy?

Chrześcijanie wspominają tryumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy. Jak dalece jest ważne to wspominanie z punktu widzenia mojego życia duchowego. Opis wprowadza nas w scenerię ostatniego tygodnia zwanego Wielkim ze względu na ostateczny dramat, jaki rozegra się w Jerozolimie i poza jej murami. W ciągu dni składających się na Wielki Tydzień, to co Jezus czyni, ma w sobie coś wzniosłego, majestatycznego, a zarazem niepokojącego. Ostatnia droga, ostatnie nauczanie, ostatnie spotkania, ostatnie słowa i dramatyczne wyznanie: „Wykonało się”.

Czas poprzedzający święta Wielkanocne zawsze kojarzy mi się z narodowym rozgrzeszaniem. Poprzedzają ten okres rekolekcje w kościołach, spotkania, których celem jest jakaś zapewne poprawa. Mimo radosnego nastroju, jaki przebija się z opisu ewangelicznego, przypominającego festyn ludowy i taki dominuje, wydaje się w dzisiejszej formie świętowania Niedzieli Palmowej, był to dramatyczny pochód po śmierć.

Od tryumfu do tragedii.

Te słowa nie brzmią dobrze. Myślę, że wolelibyśmy „od ubóstwa do milionera”, od „pucybuta do milionera”, od „cieśli do króla”, to brzmi lepiej, ekscytująco. Było inaczej; od bogactwa do ubóstwa, z Królestwa do grzesznego świata, od zaszczytu do hańby, od tryumfu do tragedii.

Jezus przyszedł do miasta pęczniejącego od ludzi gotowych na religijne wrażenia. Tłum wyległ z Jerozolimy, aby Go ujrzeć.

„Gdy zaś zbliżał się już do podnóża Góry Oliwnej, zaczęła cała rzesza uczniów radośnie chwalić Boga wielkim głosem za wszystkie cuda, jakie widzieli” (Łk 19,37).

Witali Go jako człowieka, który był po ich stronie, ale On miał dla nich dramatyczne przesłanie:

„Jeśli się nie narodzicie na nowo, nie wejdziecie do królestwa Bożego”.

Jezus przerwał ich sen o królestwie ziemskim i świętym spokoju. Jerozolima miała już wpisany dramat w swoją historię, a nowy miał być dopisany.

Jezus pozwolił, by Jerozolima usłyszała, że On jest Mesjaszem. Nie kolejnym królem, którego wita miasto, by doświadczyć ulgi politycznej, ale Królem Bożego pokoju.

„Wesel się bardzo, córko syjońska! Wykrzykuj, córko jeruzalemska! Oto twój król przychodzi do ciebie, sprawiedliwy on i zwycięski, łagodny i jedzie na ośle, na oślęciu, źrebięciu oślicy” (Zach 9,9-12).

Jezus wjechał do miasta w taki sposób, a oczy wszystkich były na Nim skupione. Miasto zostało poruszone. „Kto to jest?”

„Tedy mówili faryzeusze między sobą: Widzicie, że nic nie wskóracie, oto cały świat poszedł za nim”   (Jan 12,19).

Tłumy przyjmowały Go entuzjastycznie, ale ówczesne władze nienawidziły. Prawie każdy człowiek w takiej sytuacji uznałby ostrożność za rzecz właściwą – Jezus nie. On miał jeszcze do powiedzenia: „Wykonało się!” On musiał wrócić do domu Ojca.

Jezus znał prawdę kryjącą się za tym powitaniem i entuzjazmem. Nie ma znaczenia, co ma miejsce teraz w twoim życiu, ostateczna nagroda jest w niebie. Zawsze pamiętajmy: „Nie jesteśmy jeszcze w domu”.

Kiedy minął tryumf wjazdu, Jezus zapłakał nad Jerozolimą, a później przeprowadził najdziwniejsze rekolekcje w świątyni. Następnego dnia pojawia się w świątyni, a ludzie zatrzymują się, milkną, obserwują, może z nadzieją, że dziś zacznie się nowy etap po takim entuzjastycznym wjeździe? Jest wczesne rano, ale już w świątyni jest harmider działalności i hałasu. Słychać wszystkie znaki chciwości, tylko na zewnątrz pozornie święte miejsce. Między kantorami wymiany pieniędzy, klatkami gołębi, przegród bydła, ludzie tłoczą się i gawędzą z przyjaciółmi, wybierają gołębie na ofiarę, wymieniają pieniądze na świątynne sykle. To jest wygodne, by kupić ofiary na miejscu zamiast ciągnięcia ich z daleka. Jest coś w Jego nastawieniu, w Jego oczach, w Jego twarzy, w tej złowieszczej ciszy, w której On staje. Podchodzi do pierwszego straganu i bez zapowiedzi wywraca stół, schyla się po jakieś rozrzucone sznury i rozpędza gołębie, handlarzy. Jedni wstają oniemiali, inni rzucają się zbierać swoje brudne pieniądze.

Z Jego postaci bije majestat, dostojeństwo, to nie jest szaleniec, ale Syn Boży, który nie może patrzeć na to, co zrobiono z Domu Ojca. Krzyczy: „coście zrobili”? To miejsce ma być miejscem modlitwy, chwały, azylem dla skołatanych. Niestety, we wrzawie kupowania i sprzedawania, targowania się i licytacji, modlitwa nie była możliwa. Poszukiwali obecności Bożej, ale byli jej pozbawieni. Przepędził ten jazgot. Ani jedna ręka podniesiona w sprzeciwie, ani jeden głos, „co robisz”? Ceremoniał, aktywność, ofiary, a On mówi precz z tego miejsca. To chyba inny Jezus. Tak bardzo lubimy tego, który głaszcze, tuli, zaprasza, uzdrawia, ale wypędza? Tryumf wjazdu minął tak szybko, jak się pojawił. To, co ma miejsce, nie jest jakąś błahą sprawą, ale śmiertelnie poważną. Sami zapewne szybko opuścilibyśmy miejsce, mówiąc: „tu nie ma miłości”. DLACZEGO?

Co jest złego, że szukamy pomostu między światem a kościołem? Skoro to było tak praktyczne, to czemu Jezus przepędził to towarzystwo. Zburzył pomost. Jego dom ma być Domem chwały, a nie dyskoteką, podium świeckich trendów, teatrem. Ponieważ świątynia należała do Niego, nie należała do duchownych albo polityków.

„Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą wodną przez Słowo, aby sam sobie przysposobić Kościół pełen chwały, bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby był święty i niepokalany” (Ef 5,25-27).

Jezus pragnie czystości w Jego kościele. On nie zadowoli się niczym mniej. Jeśli wchodził do Świątyni z taką „furią”, jak czytamy w ewangeliach, to zadaję sobie pytanie, co czeka kościół za nieposłuszeństwo? Nie zamaślimy tego miłością.

Tak miało być pięknie – „Hosanna” a było „ukrzyżuj”.

Upomnij się tylko o świętość, powiedzą, jesteś konserwatystą, nie masz miłości, jesteś za ostry, staroświecki.

Błyskawicznie ludzie przeszli od chwalenia do wrogości. Ci sami ludzie, którzy chwalili, teraz chcieli ukrzyżować. Jezus, syn cieśli, witany entuzjastycznie wkrótce został wykpiony, wzgardzony.

Zanim będziemy świętować radość zmartwychwstania, musi pojawić się krzyż, rozprawa z grzechem, a potem wspaniałe zawołanie „WYKONAŁO SIĘ”.

Bóg objawia swoją moc i chwałę. Nie chodziło o ciekawą historię, którą będziemy opowiadać swoim dzieciom i wnukom.

Bóg jest zainteresowany tymi, którzy pragną zmienić swe życie i postępowanie, aby żyć święcie.

Dlatego wspominając wjazd Jezusa do Jerozolimy, przypominamy, że On jest Tym, który jest gotów zawsze złamać diabelski monopol, aby dać błogosławione życie.

Wielu chrześcijan pragnie nowych rzeczy, że sami dają im początek. Niektóre z nowości nie mają nic wspólnego z Bożym przebudzeniem, są fałszywym pomostem. Są ludzie, którzy bardzo szybko czują się znudzeni, zaszufladkowani, sfrustrowani, gdy jakiś pomysł jest zbyt długo realizowany, a zwłaszcza bez widocznych efektów. Moglibyśmy powiedzieć nastawieni na „sukces”. Jeśli nie ma sukcesu, trzeba go stworzyć.

„Nie chcemy, aby nam mówiono jak odnosić sukces, potrzebujemy wiedzieć jak oddać nasze życie Chrystusowi”.

By doświadczyć inspirującej radości, nowego życia w Bogu nie potrzebujemy religijnych technik, ale powiewu Ducha Św. Duch Święty będzie przekonywał o grzechu, sądzie i sprawiedliwości oraz poruszał i przyciągał, aż wierzący zaczną tęsknić za duchowym oczyszczeniem i wyzwoleniem. Jego Dom będzie miejscem, gdzie wierzący będą trwali, jak to relacjonują Dzieje Apostolskie:

„Wszyscy trzymali się wiernie nauki apostołów, trwali w łączności braterskiej, uczestniczyli w łamaniu chleba i oddawali się modlitwie” (Dz 2,42).

Chcę to mocno zaakcentować, że nie potrzebujemy tylko wspólnych nabożeństw, w środę i niedzielę, ale potrzebujemy trwania we wspólnocie, bo jeśli nadejdzie czas kryzysu, niepowodzeń, duchowego załamania, gdzie znajdziemy oparcie? Potrzebujemy siebie wzajemnie, aby stworzyć atmosferę wspólnoty, która trwa w „Domu modlitwy”, dając świadectwo wiary w Jezusa Chrystusa.

Chrystus powróci po Kościół bez zmazy i skazy.

Wjechał i zmienił, wszedł i wypędził, dał nadzieję. Dlatego wjechał!!!

marzec 2018

Stara manna

„Pospólstwo zaś, które znalazło się wśród nich, ogarnęła pożądliwość, więc także i synowie izraelscy zaczęli na nowo biadać i mówili: Obyśmy mogli najeść się mięsa! Przypominamy sobie ryby, któreśmy jadali w Egipcie za darmo, i ogórki, dynie i pory, i cebulę, i czosnek; A teraz opadliśmy z sił, bo nie mamy nic, a musimy patrzeć tylko na tę mannę” (4 Mojż 11,4-6).

Kiedy po latach przeprowadzek i oczekiwań otrzymaliśmy mieszkanie, byliśmy tak zachwyceni, że nie widzieliśmy najmniejszych wad i niedoróbek. Kiedy już ochłonęliśmy, zobaczyliśmy ich wiele. Myślę, że każdy z nas w jakiejś dziedzinie swego życia doświadczył sfrustrowania. Ciągle ten sam widok z okna, ciągle po mieszkaniu krzątająca się ta sama żona, ten sam starzejący się mąż.
Kiedyś zapytałem studentów w Seminarium, jak się żyje, usłyszałem: „ciągłe to samo jedzenie”, „ta sama manna”, „powtórka z rozrywki” z tygodnia na tydzień. Nie zauważyłem jednak, by marnieli w oczach, a wręcz przeciwnie z dnia na dzień się zaokrąglali.
Na pytanie: „co słychać” zwykle pada odpowiedź: „stara bieda”. Amerykanie odpowiadają: – jest dobrze, a Polacy jest źle.
Po euforii wyprowadzenia z Egiptu bardzo szybko pojawiło się narzekanie, niezadowolenie, nuda i monotonia. Opuszczenie Egiptu poprzedziło wiele nadzwyczajnych wydarzeń, nie jakiś malutki cud, ale szereg niezwykłych cudów. Wydawałoby się, że Izraelici powinni być oczarowani i zachwyceni Bogiem i tak było. Bóg nas wyprowadził, teraz będzie wspaniale, wychodzimy pod osłoną Jego ręki, a więc i Jego troski. Dopóki wszystko gładko się toczyło, ale życie to splot nieprzewidywalnych zdarzeń. Bóg chciał mieć naród wypróbowany, doświadczony.
„Staraj się usilnie o to, abyś mógł stanąć przed Bogiem jako wypróbowany i nienaganny pracownik” (2 Tym 2,15).
Dziewięćdziesiąt procent ludzi chciałoby żyć jak w bajce, bez problemów, kłopotów.
Chrześcijaństwo – ach! Cóż za wspaniałe życie.
„Podnieśli oczy swoje i ujrzeli, że Egipcjanie ciągną za nimi” (2 Mojż 14,10-24).
Minęło zaledwie kilka dni od wyjścia, a pieśń, którą śpiewano: „wszystko tobie dziś oddaję”, zamieniła się „w gorzkie żale”. Czy nie zdarzyło się Wam spotkać z podobnym zachowaniem – z chrześcijańskim znudzeniem, znużeniem?
„Żona pewnego skrzypka na emeryturze usłyszała, jak mąż gra cały czas na tej samej strunie i ten sam dźwięk. Zaniepokojona weszła do pokoju i pyta, czy nie zauważył, że inni tak przebierają palcami po gryfie. Mąż na to, tak oni ciągle szukają tej właściwej nuty, a ja już znalazłem”.
Możesz grać na tym samym dźwięku, ale to brzmi nudnie. Jeszcze po nawróceniu możnabyło usłyszeć w świadectwie, jak Bóg okazał miłość, ile jej doświadczyli niektórzy, a później za kolejnych kilka miesięcy możesz usłyszeć: „tu niema miłości”. Dlaczego? Bo ktoś został upomniany np. za nie chrześcijańskie zachowanie. Ciągle ci sami kaznodzieje, już się osłuchaliśmy. Ta sama Ewangelia w różnych konfiguracjach, a my potrzebujemy „wodotrysków”. Pogoń za nowinkarstwem wielu ludzi wyprowadziła na duchowe manowce.
„Stara manna” zaczyna nudzić się, ale przyczyna nie tkwi w mannie, lecz w nas.
Manna za każdym razem, kiedy ją spożywano, inaczej smakowała, miała wszystkie składniki potrzebne do życia. Bóg dał swoją mannę, jaką jest Słowo Boże. Czy już masz jej przesyt? Czy Boży chleb już Cię znudził?
„Musimy patrzeć tylko na tę mannę” (w.6).
Jak wielu ludzi już znudziło się Bożym życiem, nowym życiem i zawrócili do starego. Byli zapaleni do działania, przenosiliby góry, a za kilka dni już mają wszystkiego dosyć, bo nie są w centrum uwagi. W niedzielę ewangelizowaliby cały świat, a poniedziałek nie są w stanie pomodlić się nad hamburgerem. Kiedy jedni uwielbiają Boga w pieśniach, inni ziewają, nudzą się, lub świadomie się spóźniają. Wielu ludzizaczęło życie chrześcijańskie z wielkim entuzjazmem, z czasem jednak konstatują, że droga nie jest usłana wyłącznie różami. Oto powód, dla którego tracą zainteresowanie Chrystusem.
Jezus nie powiedział, że jest to droga łatwa, ale będzie ci na niej dobrze. Musisz przyłożyć rękę do pługa i nie oglądać się, musisz o tym zdecydować. Jesteś chrześcijaninem, ale niechlujnie prowadzisz swój pług. Wielką szkodę wyrządzają kaznodzieje mówiący, tylko przyjdź do Jezusa, a wszystko będzie dobrze, cudownie. Takie zwiastowanie jest dobre dla lekkoduchów. Jest to zwiastowanie dla tych, którzy chcą być chrześcijańskimi paralotniarzami, lada wiatrem pędzeni.
Kto dziś nie jest zdolny na odrobinę bohaterstwa dla Chrystusa, jutro znów stanie po drugiej strome bez Chrystusa.
Jednego bądźmy pewni, jeśli pozwolimy sobie na narzekanie, to „duch patrzenia na mannę” szybko nas dopadnie.
Poszukiwacze „nowej manny” jeżdżą na skrzydłach doktryn. Zawsze coś wynajdą i odczytają tak tekst, by być innymi niż wszyscy. Skonstruują taką doktrynę, że aż niemiło patrzeć jak na niej jadą do piekła.
Wytrwałości wam potrzeba.
Pewien człowiek codziennie wychodził do miasta i na jednej z ulic rozdawał przez kilka lat Ewangelie, ale nigdy nie dowiedział się w tym czasie czy daje to jakieś efekty. Poczuł się zniechęcony, codziennie to samo robił, ale nie widział rezultatu. Rozdawał mannę, aż któregoś dnia zaniechał tego. Po dwóch latach przechodził obok tego miejsca, gdzie stał kiedyś, rozdając Ewangelię i zobaczył człowieka, który rozdawał Ewangelie. Podszedł i zaczął rozmowę. Człowiek ten powiedział, że kilka lat temu otrzymał w tym miejscu broszurę i Ewangelię, poznał Chrystusa jako swego Zbawiciela i chciał podziękować tamtemu człowiekowi, ale już go nie było. Sądził, że zmarł i postanowił zająć jego miejsce.
Nie zniechęcaj się. Bywają chwile zupełnej jałowości, ale w okresach takiego zastoju najlepszą jest praca na rzecz Zboru. Znużenie to najlepsza droga, by zostać obserwatorem z daleka.

Stara manna ma ciągle świeżą prawdę.

Słyszałem o kaznodziejach, którzy zaniechali swej służby, bo poczuli się wypaleni, ale Boży ogień się nie wypala. Ogień w krzewie na pustyni nie wypalił się i nie spalił krzewu, a Mojżesz stał na ziemi świętej.
Diabelski ogień i jego pokarm nudzą się, wypalają i trzeba go podsycać.
Posłuchajcie, co mówi Pan:
„Ludu mój! Cóż ci uczyniłem? I czym ci się uprzykrzyłem? – Odpowiedz mi! Wszak wyprowadziłem cię z ziemi egipskiej i z domu niewoli wykupiłem cię, posłałem przed tobą Mojżesza, także Aarona i Miriam” (Mich 6,3-4).
Jak boleśnie brzmi to słowo. Co ogarnęło wybrany lud i doprowadziło ich do tak wielkiego sporu z Bogiem? Micheasz widział chorobę pośród ludu Bożego i nieunikniony sąd, dlatego apelował. Fałszywi prorocy powiedzieli Micheaszowi, aby się uciszył!
„Nie głoś tak wiele o Bożym sądzie! Skończ z tymi ostrzeżeniami o nieszczęściu! Jesteśmy Bożym ludem. Pan nas miłuje i nie spadnie na nas Jego sąd” (Mich 2,6-8).
Chodzenie z Bogiem zostało zredukowane do formułek i wzorów. Jeśli naciśniesz odpowiedni guzik, to na pewno pojawi się właściwa odpowiedź, ale to nieprawda. Chrześcijaństwo zaczyna być chrześcijaństwem sloganów takich jak: SUKCES, MIŁOŚĆ, STRATEGIA, to słowa na tzw. topie.
Żyjemy w epoce czasów ostatecznych. Nie możemy zatracić poczucia biegu historii! Musimy pozostać przy naszej „starej mannie” i wejść do wieczności.
Nauka Chrystusa
Oznaką dojrzałego Chrześcijanina jest odrzucenie bycia „miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki…” (Ef 4,14).
Chrześcijanie wzrastają w Chrystusie. Ucztują na zielonych pastwiskach. Nauczyli się Chrystusa i będą się trzymali czystego Słowa, bo są ciągle jego głodni. Jakże często myślimy, że nasza wiara, ufność, modlitwy, to tylko zmarnowany czas. Mamy wrażenie, że nic się na skutek naszej wiary nie dzieje, a modlitwy zatrzymały się pod sufitem lub gdzieś się rozwiały. Tak jednak nie jest, Bóg działa i wzywa nas do chodzenia w wierze. Wiara nasza nie jest daremną. To nie jest rzucanie grochu o ścianę. Niebo położyło swoją pieczęć na naszym wybraniu, o którym mówił ap. Piotr:
„I uczyniłeś z nich dla Boga naszego ród królewski i kapłanów,”
Trzymajmy się starej Ewangelii, chodźmy z Chrystusem. Biblia mówi: „z obfitości serca mówią usta”. Napełniaj się manną Słowa Bożego. Zobaczysz, że nie był to zmarnowany czas przy dziecku w modlitwie, czytaniu mu biblijnych historii na dobranoc, nie był stracony czas na spotkaniach młodzieżowych, nabożeństwach i grupach modlitewnych, bo osiągniesz cel wiary – zbawienie duszy.
Pamiętajmy – mamy Wielkiego Boga w działaniu i bardzo malutkiego spekulanta – rozum, który nie daje wiary. Możemy stanąć przed Bogiem w modlitwie i prośbie, by Boży pokarm nigdy nam się nie znudził. Byśmy nie byli znudzonymi i wypalonymi ludźmi, którzy są w stanie tytko patrzeć na mannę, zamiast nią żyć.

luty 2003

Naoliw zawiasy

„Synowie moi, nie bądźcie teraz niedbali, bo wybrał was Pan, abyście stali w Jego obecności, abyście byli dla Niego sługami do Jego rozporządzenia i składali Mu ofiary kadzielne” (2 Krn 29,11) /BT/.

Wydaje się, że w nowoczesnym społeczeństwie jesteśmy zniewoleni kalendarzem i zegarami.
Potrzebujemy ponumerowanych dni i godzin, byśmy nie sądzili, że mamy nieograniczony czas. Gdy tylko coś się przedłuża, już jesteśmy niecierpliwi, bo nie wiemy co dalej. W przeszłości twórcy map nie dysponując tak nowoczesną techniką jak teraz, mogli tworzyć mapy na podstawie tego, jak daleko dotarli oni, czy podróżnicy. Poza punktem, w którym nie byli, mogli na mapie napisać: „a dalej mogą być smoki”. Dalej było nieznane.
Często czujemy się jak twórcy map, tylko tyle wiemy ile już przeżyliśmy, a dalej wszystko zakryte.
„A wszyscy Ateńczycy i zamieszkali tam cudzoziemcy na nic innego nie mieli tyle czasu, co na opowiadanie lub słuchanie ostatnich nowin” (Dz 17,21).

Nowość nadal fascynuje.
Ciśnienie do nowości jest na początku roku bardzo duże również w sprawach duchowych. Mamy nadzieję na nowe doświadczenia duchowe, nowe poruszenie i wiele spraw zamykających się w słowie „nowe”. Co nowego pastor zaproponuje, jaką myśl przewodnią na rok, może na miesiąc? Nie wszystko będzie inne, ale nowe, bo dopiero będzie. Nie dajmy się jednak ponieść pragnieniu, tylko nowości, chociaż nie wątpię, że będą. Nie wszystko, co stare pozostanie za nami i tylko nowe przed nami.

Nie da się zastąpić wartości starego złota, hałdą nowego żużlu.
Chociaż nie ma istotnej różnicy między dniem a dniem, to wiemy, że jakiś etap życia jest zamknięty i przewracamy następną kartkę naszego życia. Nie możemy żyć bez jakiegoś planowania, gdyż mogłoby okazać się, że na końcu drogi zobaczylibyśmy napis „ślepa uliczka”.
Zwykle jest za nami jakaś przeszłość, a w Jezusie przyszłość jest nasza. Chcielibyśmy wejrzeć w tę przyszłość odrobinkę, może jak przez dziurkę od klucza. Zadaję sobie pytanie, co Bóg chciałby powiedzieć mnie, jak poprowadzić, czego mam oczekiwać?
W ostatnich latach słyszę powtarzające się zdanie, że potrzebujemy zielonoświątkowej tożsamości, charyzmatycznych przejawów i dobrze byłoby jakoś do nich dojść. Jednym z możliwych rozwiązań tu i ówdzie podejmowanych jest próba ręcznego sterowania, wzbudzania przeżyć po naszemu, lub zmiany na poziomie organizacyjnym. Gdy o tym myślałem, Bóg pokazał mi słowo, które jest jakąś inspiracją.
„Hiskiasz objął władzę królewską, mając dwadzieścia pięć lat, panował zaś w Jeruzalemie dwadzieścia dziewięć lat.
On to w pierwszym roku swojego panowania, w pierwszym miesiącu kazał otworzyć bramy świątyni Pańskiej i naprawić je” (2Krn 29,1.3).
Czyżby to była odpowiedź na potrzeby, które mamy w sercach? Może w tym miejscu obracają się na zawiasach drzwi naszych serc?

Nie bądźcie teraz niedbali.
Tak, to jest wskazówka, chcesz przeżyć, nowych rzeczy, nie bądź niedbały w drodze za Panem. Kiedy kościół miał się rozwijać, wzrastać, zdobywać Azję i Europę potrzebował ludzi oddanych, gotowych do służby. Kiedy były problemy nie mówili: „tu nie ma”. Stanęli w Bożej obecności – ONI I BÓG.
Zmiany przychodzą poprzez dwa kanały: Bóg i człowiek. Hiskiasz nie był niedbałym – zależało mu i zrobił wszystko, co od niego zależało. Chcesz przeżyć charyzmatycznych, to musisz naoliwić zawiasy drzwi swojego serca. Pierwsze co zrobił Hiskiasz, kazał naprawić drzwi świątyni. Może nie obracały się prawidłowo, może nieprzesmarowane oliwą były otwarte i wszystko mogło wejść bez ograniczeń. Nie masz, bo drzwi twoje zacięły się, naoliw je. Może zamknięte są zbyt długo, a gdy je otwierasz, tylko skrzypią – „nie ma”, „nie ma” – a gdzie oliwa?
Dlaczego nie widzimy kościoła, który jest dynamiczny dzisiaj? Bo drzwi się zacinają, nie pracują prawidłowo na zawiasach. 8 dni zabrało oczyszczenie na zewnątrz i 8 wewnątrz. Potrzebowali zmian i podjęli się dzieła. Ten tekst pokazuje, że nie tylko wewnątrz musi być oczyszczona świątynia, ale i na zewnątrz. Nie tylko święte życie w zborze, ale i na zewnątrz, inaczej oznacza, że zawias jest zacięty, zardzewiały, niedziałający. Bóg wybrał Ciebie, byś stał przed Nim, służył przed Nim, byś nie był niedbałym. Czy to opisuje Ciebie?

DUCH ŚW. I MY
Kościół był dynamiczny, bo te dwa źródła się nie zacinały. Duch Św. chyba nie, a MY? To, co zrobił Hiskiasz, nie było tylko jego pomysłem, on miał potrójne potwierdzenie:
„Kazał też stawić się w świątyni Pańskiej Lewitom z cymbałami, lutniami i cytrami  według nakazu Dawida, jasnowidza królewskiego Gada oraz proroka Natana,  gdyż od Pana pochodził ten nakaz za pośrednictwem jego proroków” (w.25).
Bóg może użyć Ciebie, byś był (-a) aktywny (-a) w rozwoju zboru. Pan miał ludzi do dyspozycji. Czy ma Ciebie?
To jest moja wizja: DUCH ŚW. I MY. Bóg dał nam możliwości i warunki, nie bądźmy niedbali w służbie.

Zamierzam zrobić przymierze z Panem, dołączysz do mnie? Będę w jego Słowie, codziennie moje bramy będą otwarte dla Niego, znajdę czas, by wyczyścić Świątynię swego serca, Jego ofiara będzie świeża dla mnie codziennie.

styczeń 2010

Największy przegrany

„Uzzjasz miał szesnaście lat, gdy objął władzę królewską, a panował w Jeruzalemie pięćdziesiąt dwa lata.
Gdy zaś doszedł do potęgi, wzbiło się w pychę jego serce ku własnej jego zgubie i sprzeniewierzył się Panu, Bogu swemu” (2 Krn 26,3.16).

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jakie będzie po nas wspomnienie?
Winston Churchill powiedział: „Jestem gotowy, by spotkać mojego Stwórcę. Czy mój Stwórca jest przygotowany na wielką próbę, by spotykać mnie to już inna sprawa”?
Uzjasz wstępuje na tron i wydaje się mieć wszystko po swojej stronie. Dziadek Uzjasza, Joasz został scharakteryzowany jako król, który czynił to, co prawe w oczach Pana przez wszystkie dni życia kapłana Jehojady.
Amasjasz ojciec król, też czynił to, co prawe w oczach Pana. Uzjasz wstąpił na tron w wieku szesnastu lat, też czynił to, co prawe w oczach Pana. Jako trzeci kolejny król ma szansę wpisać się jako imponujący przywódca i człowiek wiary. Bóg jego rządy naznaczył pomyślnością. Odnosił sukcesy jako król w wielu dziedzinach życia. Dlaczego? Ponieważ Bóg był z nim. Co się stało, że panującemu królowi przez 52 lata z takim zapleczem powodzenia poświęcony jest tylko jeden rozdział? Coś się zdarzyło?
„Gdy zaś doszedł do potęgi, wbił się w pychę ku własnej zgubie i sprzeniewierzył się PANU, swojemu Bogu” (w.16).
Pycha, któż z nią już sobie poradził? Dopóki jesteś myszką, jeszcze jest znośnie, ale gdy zamieniasz się w rasowego szczura, zaczynają się problemy. Bolesna historia z życia króla Uzjasza, który zaczął jak „myszka”, skończył jak agresywny „szczur”, ale bez Bożego błogosławieństwa.
Jakie znaczenie ma ta historia sprzed wieków dziś? Czy jest jakaś analogia do czasów, w których funkcjonujemy? Zdaje się, że aż nazbyt podobna. Mogę być dumny z czegoś, czego dokonałem w życiu. Pozornie nic w tym złego. Wywiązanie się z pewnych obowiązków, odpowiedzialności, to dobrze. Jest jednak mały niuans, kiedy mówię, że jestem „dumny” z tych rzeczy. Jeśli sądzę, że te rzeczy są na zawsze i nie mogą zniknąć, to mam dumę aroganckiego człowieka. Nie ma czegoś, na co naprawdę zasługuję, ponieważ wszystko, co mam jest prezentem od Boga.
Biblia uczy, że wszystko, co mamy ostatecznie pochodzi od Boga. Nasze życie jest prezentem od Boga. Nasze dzieci są prezentem od Boga. Twój współmałżonek jest prezentem od Boga. Problem ludzi aroganckich polega na tym, że sądzą, iż coś, co mają, jest ich, ponieważ oni na to zasługują. Tak stało się z Uzjaszem. Stał się silny i Jego serce było dumne. Zaczął myśleć, że coś, co miał, na to zasłużył. Tak długo, jak szukał Boga, miał powodzenie.
„Pycha chodzi przed upadkiem, wyniosłość ducha — przed potknięciem” (Prz 16,18).
Pewnego dnia Uzjasz decyduje się, że – jako król – powinien mieć prawo, by złożyć też ofiarę w świątyni. Dlaczego to zrobił? Czy nie wiedział, że tylko kapłani mieli taki przywilej?
WIEDZIAŁ!!
Co było niewłaściwego, skoro chciał złożyć Bogu ofiarę? Uzjasz uznał, że to spodoba się Bogu, ale niestety nie.
„Bóg się pysznym przeciwstawia, lecz pokornych darzy łaską” (1Ptr 5,5).
Tego typu ludzie najczęściej zaczynają zdanie od słowa „JA”.
„Wtedy wszedł za nim kapłan Azariasz wraz z osiemdziesięcioma dzielnymi kapłanami PANA i przeciwstawili się królowi Uzjaszowi. Nie do ciebie, Uzjaszu, należy składanie ofiar z kadzidła — powiedzieli. — Należy to do kapłanów, synów Aarona, którzy zostali w tym celu poświęceni. Wyjdź z miejsca świętego! Dopuściłeś się wiarołomstwa. Nie przysporzy ci to chwały u PANA, Boga” (w.17-18).
Uzjasz zostaje porażony trądem i resztę życia spędza w odosobnieniu. Nigdy więcej nie mógł zbliżyć się do Świątyni z powodu trądu. Nigdy więcej nie mógł zrobić wielu rzeczy jako król.
Dlaczego Uzjasz coś tak oczywiście nierozsądnego zrobił? Uzjasz pomyślał: jestem dobry, jestem królem i nie muszę przestrzegać tych „głupich” reguł, dlaczego miałby przestrzegać przestarzałych standardów.
Współcześnie historia się powtarza. Czy musimy przestrzegać tego, co mówi Biblia? Tak, musimy, bo to nie jest książeczka do nabożeństwa, to jest księga życia. Uzjasz zapomniał, kto jest głową państwa. Trzeba iść z duchem czasów, tylko że ten duch jest diabelski. Czasem ludzie uważają się za zbyt dobrych, by trzymać się Biblii. Czy muszę, przecież to jest drobiazg? Edyta Geppert śpiewa w jednej z piosenek: „Boże, przecież nie jesteś drobiazgowy”. Bóg jest drobiazgowy. Jezus ostrzegał, że wielu wierzących odwróci się i oziębnie:
„Ponieważ rozmnoży się nieprawość, miłość wielu oziębnie” (Mt 24,12).
Jego przesłanie jest jasne: Wielu z tych, którzy kiedyś byli gorliwi dla Boga, odpadnie. Powoli zaczną ziębnąć duchowo, a niektórzy powrócą do starego, cielesnego życia. Jezus musiał zająć się podobnym problemem, kiedy matka dwóch uczniów poprosiła o dobre miejsca w wieczności. Ap. Paweł był zmuszony skorygować spór, w którym ludzie zaczęli być wychwalani zamiast Boga.
„Jedni z was mówią: Ja należę do Pawła. Drudzy: Ja do Apollosa. Inni: Ja do Kefasa. A jeszcze inni: Ja do Chrystusa!” (1Kor 1,12).
To prowadzi nas do kolejnej uwagi: wybór zawsze należy do nas. Uzjasz dokonał wyboru z powodu władzy i dumy, przekroczył granicę, którą Bóg ustanowił dużo wcześniej.
Dumni ludzie nie przewidują przeszkód. Oni myślą, że są ponad. W tym stanie umysłowym łatwo się potknąć. Dumni ludzie rzadko rozumieją, że duma jest ich problemem, chociaż każdy dookoła nich jest świadomy tego.
Pytanie brzmi: „Kiedy on w końcu zrozumiał, że upadł?” Prawdopodobnie, kiedy został dotknięty trądem. Uzjasz zaczynał dobrze, ale koniec był fatalny. To nie Bóg chciał, by rządy Uzjasza miały takie zakończenie. Bóg ze złamanym sercem patrzył na nieposłuszeństwo, arogancję, odwracania się plecami do Niego.
Tak jest i teraz. Upokorzymy się albo będziemy trzymali się naszej dumy? To nie polega na tym, że mój pomysł ma rację, ale że duma nie pozwoli, by się wycofać.
Możemy być wdzięczni, że służymy wybaczającemu Bogu, ale to nie znaczy, że nie powinniśmy uciekać od grzechu tak szybko, jak możemy.
Co jest w twoim sercu dzisiaj?
Nie ma nic gorszego, niż walcząc rok po roku, by zrobić jakiś postęp, obudzić się jednego dnia i zobaczyć, że wszystko stracone, że jesteś w tym samy miejscu, w którym zacząłeś.
Kluczem jest: „dopóki szukał Pana”.
Jest wiele powodów, dlaczego nie szukamy: brak zainteresowania, nie chcę wiedzieć, nie muszę być posłusznym. Uzjasz szukał Boga za dni Zachariasza, dopóki ten nie umarł. To ważna uwaga: kto ma wpływ na twoje życie, zachowanie, postępowanie? Przyglądajcie się, kim są wasi przyjaciele, waszych dzieci, waszego towarzystwa?
Pokaż mi twoich przyjaciół, a pokażę ci twoją przyszłość.
Kiedy Zachariasz zmarł, Uzjasz dryfował.
Uzjasz był dobrym przywódcą, ale tata zostawił w spadku bożki, zabrał je do domu i czcił, a syn nie rozprawił się z nimi (2Krn 25,14).
(PBWP) „Ale kiedy doszedł do szczytu potęgi, uniosła go tak wielka pycha, że doprowadziło go to do zguby” (w.16).
Czasami słowo „ale” wskazywać może na dobrą wiadomość. Np. to była trudna operacja, nie byliśmy pewni, „ale” zrobiliśmy wszystko, co możliwe, rokowania są bardzo dobre. Kiedy słyszymy albo czytamy: „ale”, jest sygnał, że coś ważnego nastąpi, że powinniśmy zwrócić na to uwagę. To jest słowo, które podkreśla pewien kontrast między dwoma różnymi sytuacjami albo wyborami. Z tym mamy do czynienia w historii Uzjasza. Mówimy, „utalentowana” osoba. Uzjasz był utalentowany, ale problem przyszedł, kiedy jego charakter zawiódł; zmieniło się; kiedy władza i duma zaprowadziła go do odizolowania. Utalentowanie jest ważne, ale ważniejsza jest postawa, kim jesteśmy, co robimy.
„A zatem cokolwiek jecie lub pijecie, albo cokolwiek czynicie, wszystko to czyńcie na chwałę Boga. Bądźcie ludźmi, którzy nie dają powodu do potknięć ani Żydom, ani Grekom, ani Kościołowi Bożemu” (1Kor 10,31-32).
Być może potrzebujemy, by Bóg skorygował nasze życie? Niestety ciągle spotykamy „duchowe wraki”, które miały szanse być zwycięzcami, ale uznały, że wiedzą lepiej. Tu jest odpowiedź na wiele pytań zaczynających się od słowa „dlaczego”. Zbyt często jesteśmy delikatni i szukamy jakichś łagodnych odpowiedzi, by nie urazić, ale w wielu przypadkach należałoby powiedzieć: „bo wzbiłeś się w pychę”.
Jakie będzie Twoje epitafium? Szukał Pana, dopóki …?
Największy przegrany, ale ta historia jest współczesną historią z pytaniem: po której stronie jesteśmy?

czerwiec 2017