utworzone przez Zdzisław Józefowicz | 23 maja 2021 | 2021, Maj 2021
„A gdy nadszedł dzień Zielonych Świąt, byli wszyscy razem na jednym miejscu. I powstał nagle z nieba szum, jakby wiejącego gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, gdzie siedzieli” (Dz 2,1).
Pewne dni wydają się mieć większe znaczenie niż inne. Zapewne macie takie daty i dni, które wzbudzają nostalgię. Dzień zesłania Ducha Św. zwany Pięćdziesiątnicą to jeden z tych wielkich dni w historii świata poprzedzony narodzeniem, śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa. Był to dzień nowego rozdania w Bożym planie zbawienia.
Wspominamy dzień, który przeszedł do historii chrześcijaństwa, który wstrząsnął Jerozolimą. Dzień, którego rezultaty wstrząsają do dzisiaj chrześcijaństwem. Dzień, który też odnotowano jako dzień narodzin kościoła widzialnego na tej ziemi.
Jak do tego doszło?
Szymon Piotr zwołał zebranie apostołów i powiedział: „jesteśmy tu dzisiaj, by powiedzieć sobie, że powinniśmy powołać kościół. Podejmują dyskusję i wtedy Jakub stwierdza, że jest za. Jan popiera ten ruch i uchwalają głosami 10 do 2, że powołują kościół. Więc rozpoczną w Jerozolimie”.
Oczywiście, to nigdy nie stało się w taki sposób!
I powstał nagle z nieba szum.
Przebieg narodzin Kościoła ma swój znak – NAGLE.
Nagłość towarzyszy wielu niezwykłym manifestacjom Bożej obecności.
Doświadczenie to dało początek zjawisku, któremu dano na imię „Kościół”. Jak nadeszło wypełnienie czasu, by narodził się Jezus Chrystus, tak w dzień Pięćdziesiątnicy wypełnił się czas w Bożym planie dla zesłania Ducha Św. W dzień Pięćdziesiątnicy Duch Św. otrzymał nowe polecenie. Przeniósł swoją główną kwaterę, jeśli tak można powiedzieć, z niebiańskiej chwały do swego biura na ziemi, by w ten sposób administrować sprawami Chrystusa, przebywać w Kościele i sercach ludzi wierzących.
Zesłanie Ducha Świętego to nie był tylko jakiś duchowy symbol albo wyobrażenie, ale fakt. Bóg wysłał Ducha Świętego z ważnym fizycznym dowodem. Bóg użył wiatru i ognia.
„Wiatr wieje, dokąd chce, i szum jego słyszysz, ale nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd idzie; tak jest z każdym, kto się narodził z Ducha” (Jan 3,8).
To znaczy, że moce ciemności mają problem, bo gdy idziesz w napełnieniu Duchem Świętym, one nie wiedzą, gdzie idziesz, gdzie dotrzesz.W dniu Zielonych Świąt znaki ognia i wiatru były potężnymi znakami obecności Boga.
Kościół nie jest, jakimś miejscem, do którego przychodzimy. Kościół to jest to, kim jesteśmy. Gdy zstąpił ogień, ludzie zostali „zespawani”, jak nigdy wcześniej nic nie było w stanie tego uczynić.
Duch Święty jest ogniem, ponieważ ma wypalić zanieczyszczenia z naszego życia!
Bóg napełnienie Duchem Św. potwierdza mówieniem językami. Nowa wieża Babel, ale Jerozolimska. Nie możemy zagadnienia tego dogmatyzować, ale też minimalizować, była to manifestacja Kościoła. Kościół ma być proroczą społecznością, która proklamuje Jezusa Chrystus światu.
Tęsknimy za duchowym ożywieniem i to jest dobre marzenie. Modlisz się o zielonoświątkowe przeżycia, znaki, cuda, wizje, oczekujesz nadnaturalnych przeżyć.
Nie potrzebujemy kolejnych książek, teorii pod tytułem „cztery kroki do”. To, czego potrzebujemy, to namaszczenia Ducha Św., ożywczego tchnienia. Chcemy, by w zborze nie tylko było odprawiane nabożeństwo.
„Cóż tedy, bracia? Gdy się schodzicie, jeden z was służy psalmem, inny nauką, inny objawieniem, inny językami, inny ich wykładem; wszystko to niech będzie ku zbudowaniu” (1 Kor 14,26).
Wiara jest podstawą naszego stabilnego duchowego życia, naszego entuzjazmu i zachwytu Bogiem, naszego podekscytowania i radości.
Przyszedł dzień, gdy wytrwałość i zaufanie zostały nagrodzone – NAGLE.
Wszyscy są zgodni co do jednego, bez udziału Ducha Św. żadna odnowa Kościoła nie jest możliwa. Nie jesteśmy w stanie zaplanować przebudzenia, ożywienia, darów Ducha Św. w działaniu.
Uważam, że we współczesnym szukaniu zielonoświątkowej duchowości jest wiele życzeniowych haseł, ale są one około biblijne. Nie koniecznie służą zbudowaniu, ale budowaniu aureoli tego, kto hasło wymyślił. Wszystko jednak do czasu. Nie znaczy to, że oczekujemy beztrosko, mówiąc: „niech się dzieje wola nieba”.
„Tak i wy, ponieważ usilnie zabiegacie o dary Ducha, starajcie się obfitować w te, które służą ku zbudowaniu zboru” (1 Kor 14,12).
Kościół nie poszedł za znakami i cudami, to znaki i cuda poszły za nimi!
Duch nie przychodzi współzawodniczyć z Chrystusem, ale wskazać na Chrystusa. Duch jest mową chrześcijańskiego kościoła, ale mowa Ducha, to nie tylko słowa, ale coś ponad słowami.
Co daje fakt napełnienia Duchem Św.?
Duch Św. przekonał ludzi o grzechu, sądzie i sprawiedliwości, że przyszli z pytaniem: „Co mamy czynić, mężowie bracia?” (Dz 2,37).
Kiedy uczniowie otrzymali moc Ducha Św., zaczął się marsz na miasta Europy. Mówili o tym, co Bóg uczynił dla nich i między nimi. Nie opowiadali, co im się wydaje, ale głosili Jezusa Zmartwychwstałego, żyjącego, mającego moc, a On potwierdzał świadectwo znakami i cudami.
Zanim Chrystus napełni nas Duchem Świętym, potrzebujemy mieć pragnienie, by zostać napełnionymi, ale samo pragnienie nie jest wystarczające; musisz być chętnym, by pić.
Jezus powiedział:
„A w ostatnim, wielkim dniu święta stanął Jezus i głośno zawołał: Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije” (Jan 7,37).
Jezus nie powiedział: „Jeśli ty jesteś spragniony, przyjdź i bądź odświeżony przez moją żywą wodę”. Jezus powiedział: „Jeśli jesteś spragniony, przyjdź do Mnie i pij”. Akcent położony jest na Jezusa, który zaspokaja pragnienie: „Przyjdź do mnie!”.
Gotowość, by otrzymać chrzest w Duchu Świętym, nie powinna skupiać się na prezencie, ale dawcy. Bóg zaplanował różnorodność, a Duch Św. ją kocha. Nie bądź monotematycznym zielonoświątkowcem dwóch darów.
Pilot zwraca się przez interkom do pasażerów:
„Witam na pokładzie Południowo-wschodnich Linii lotniczych! Mówi kapitan, z którym odbędziemy wspólny lot. Wyjaśniam, że udało się państwu nabyć bardzo tanie bilety, ponieważ pozbyliśmy się ludzi, których i tak nie widzicie, jak: pracownicy utrzymania pasów startowych, obsługi technicznej samolotu, nawigatorów i kontrolerów lotu, wybraliśmy też najtańsze paliwo, z domieszką wszystkiego, co się dało użyć jako materiał zastępczy. Uznaliśmy, że nie jest konieczne, by mieć ludzi w ochronie sprawdzających wasz bagaż. Życzymy miłego lotu”.
Nie chcielibyśmy lecieć takim samolotem. To zadaję pytanie sobie i wam czemu niektórzy zgadzają się być na pokładzie takich poglądów, które nie gwarantują dotarcia do wieczności z Bogiem? Czasem lecą samolotem widmo.
Nie wspominamy przeżycia, które było doświadczeniem kilku zapaleńców, ale mówimy o fakcie, który miał wpływ na rozwój Kościoła. Jedną z cech błogosławieństwa wylania Ducha Św. była uniwersalność tego daru. Joel powiada: „na wszelkie ciało”.
W dzień Pięćdziesiątnicy Boży głos został przetłumaczony na towarzyszące znaki. Uczniowie nie tylko słyszeli Pięćdziesiątnicę, oni ją widzieli.
Nie musimy czekać na zstąpienie Ducha Św., gdyż zstąpił On już w dniu Pięćdziesiątnicy. Odtąd nigdy nie opuścił Kościoła.
Niewątpliwie Dzieje Apostolskie są relacją, jak Duch Św. wkroczył na terytorium zajęte przez dzieła diabelskie, aby je zniszczyć. Jednak najważniejszym tematem jest wzrastający Kościół poprzez ludzi napełnionych mocą Ducha Św. i odwagą.
„Pan zaś codziennie pomnażał liczbę tych, którzy mieli być zbawieni” (Dz 2,47).
maj 2015
utworzone przez Zdzisław Józefowicz | 21 maja 2021 | 2021, Maj 2021
„I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał. Zdumieli się wtedy wszyscy i będąc w niepewności, mówili jeden do drugiego: Cóż to może znaczyć?” (Dz 2,4.12)
Jako ludzie wierzący z historycznym zapleczem zielonoświątkowym możemy powiedzieć, że jest to bardzo medialny czas, gdy wspominamy Pięćdziesiątnicę.
Z cytowanego tekstu wynika, że zesłanie Ducha Św. stworzyło pewną niezrozumiałą sytuację, która zrodziła pytanie: „co to znaczy”? Tu i ówdzie słyszy się głosy przypominające, by dążyć do (użyję trochę dziwnego słowa) „zielonoświątkowości”. W zamyśle darów Ducha Św. i wszystkich przejawów. Nie twierdzę, że nie mamy podążać w tym pragnieniu budowania naszej duchowości.
Cóż to jednak ma znaczyć?
Czy mniejsza aktywność tych charakterystycznych darów na korzyść miłości, szacunku, wierności, etycznego zachowania, oddania w służbie, lojalności, prawdomówności, dobroczynności i wielu innych cech pozbawia nas charakteru zielonoświątkowej pobożności?
Mieszkańcy i goście Jerozolimy byli zdumieni, widząc zachowanie chrześcijan i to nie tylko w trakcie tego szczególnego doświadczenia, ale zdecydowanie później, gdy ich obserwowali. Nie czytam, że słyszeli ich ciągle mówiących językami.
„I trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach. A dusze wszystkich ogarnięte były bojaźnią, albowiem za sprawą apostołów działo się wiele cudów i znaków. Wszyscy zaś, którzy uwierzyli, byli razem i mieli wszystko wspólne” (Dz 2,42-44).
Było to świadectwo zielonoświątkowe, które wprawiało w zdumienie i pytania. Duch Św. uzdalniał ich do takiego życia, że mogli świadczyć: „w taki sposób jest widoczny Chrystus dla świata”.
Co było najważniejszym świadectwem? Co przekonywało? Coś, o czym zapominamy lub nie dostrzegamy – chrześcijanie w działaniu.
Oczywiście z czasem tępiało ostrze aktywności, dlatego listy apostołów pobudzały ich do dobrej chrześcijańskiej postawy. Rodziły się pytania, bo wszystko wskazywało na to, że ci chrześcijanie (jeszcze wtedy nienazywani chrześcijanami) mają coś, czego pytający nie mieli lub nie wiedzieli.
Oto świadectwo Pięćdziesiątnicy! Wierzący głosili ewangelię własnymi czynami.
Mówię o tym też w kontekście tej konfrontacji, z jaką przyjdzie nam zmierzyć się, spotykając ludzi wędrujących do marketu. Chciałbym, by nie tylko ludzie usłyszeli chrześcijan, ale też zobaczyli.
Niektórzy kaznodzieje stawiają na to, by ludzie usłyszeli. Krzyczą do mikrofonu i zastanawiam się, słaby sprzęt nagłaśniający, czy do ludzi z przytępionym słuchem mówią? Chcą zrobić wrażenie, czy zakryć płycizny?
Dla mnie cudem Pięćdziesiątnicy były zmiany, jakie dokonały się w życiu ludzi ogarniętych mocą Ducha Św. Zrozumieli, jak ważne jest godne reprezentowanie Jezusa.
Nikt nie może zostać zbawiony z uczynków. Zostaniemy jednak oszacowani z ich wykonywania.
Problem jest w tym, czy wyznaję Chrystusa jako Pana, a potem żyję już tylko dla siebie?
Czytając Dzieje Apostolskie, kilkakrotnie spotykamy zwrot, że ludzie byli zdumieni i zaskoczeni postawą wierzących. „Czym wprawiamy w zdumienie nasze otoczenie?” Wodotryskami, wiatrem czy rzetelnością swego życia.
Jeśli miłujemy świat i to, co do niego należy, nie możemy równocześnie należeć do Boga.
W 3 rozdziale Dziejów Apostolskich spotykamy Piotra i Jana w drodze do świątyni, gdzie zamierzali się modlić. Po drodze jakby mimochodem zahaczyli o żebraka i wygłosili mu wykład na temat ich zielonoświątkowej tożsamości. To, co uczynili, wydaje się, że dla nich było tak naturalne i oczywiste, że zaraz poszli dalej, by się modlić. Kiedy Piotr i Jan zostali wezwani na przesłuchanie, wprawili w zdumienie przesłuchujących.
Piotr pełen Ducha Św. mówi o Jezusie, o ukrzyżowaniu, zmartwychwstaniu i nawróceniu. Piotrze a gdzie tożsamość zielonoświątkowa? Stała obok nich.
„Patrząc zaś na człowieka uzdrowionego, który stał z nimi, nie wiedzieli co odpowiedzieć” (Dz 4,14).
Nasza tożsamość zielonoświątkowa siedzi w ławkach zborów. Mimo skazania Chrystusa na śmierć On zmartwychwstał i żył w ludziach, którzy byli Nim zachwyceni.
Niektórzy wierzący nie chcą nic więcej ponad minimum. Chcą tylko na tyle Jezusa, aby uniknąć sądu, aby czuć, że ich grzechy zostały przebaczone, aby utrzymać dobrą reputację, dać to niezbędne minimum Jezusowi, wytrzymać przysłowiowe dwie godziny w kościele oraz przelotnie zerknąć do Biblii.
Lubimy ewangelię łaski, miłości i przebaczenia, ale musimy pokochać też ewangelię czynu, do czego zachęcam. Akcyjność nie jest rozwiązaniem problemów, ale odsunięciem w czasie osamotnienia, goryczy, zapomnienia. Zatopienie się tylko w duchowości bez działania nie jest tożsamością zielonoświątkową.
Gdy zapytają nas „co to znaczy?” Odpowiesz jak ap. Paweł:
„Lecz ty poszedłeś za moją nauką, za moim sposobem życia, za moimi dążnościami, za moją wiarą, wyrozumiałością, miłością, cierpliwością” (2 Tym 3.10).
Moje życie staje się prawdziwie zielonoświątkowe, kiedy nie okoliczności i sytuacje mnie do tego zobowiązują, ale gdy serce do tego mnie popycha.
Oto moja zielonoświątkowość pełna Ducha Św.
grudzień 2006
utworzone przez Zdzisław Józefowicz | 18 maja 2021 | 2021, Maj 2021
„A gdy nadszedł dzień Zielonych Świąt, byli wszyscy razem na jednym miejscu.
I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym” (Dz 2,1.4).
Wspominamy dzień, który wstrząsnął Jerozolimą. Tam był początek, a później popłynęło to przeżycie od człowieka do człowieka, od społeczności do społeczności, od kraju do kraju. Uczniowie nie tylko słyszeli Pięćdziesiątnicę, oni ją widzieli.
Kiedy ludzie świętowali dożynki, coś ich świąteczny nastrój zmąciło. Gdyby dziś, w czasie tu i ówdzie trwających festynów ludowych coś takiego miało miejsce, byłaby to również sensacja.
Być może największym cudem Pięćdziesiątnicy jest to, że zebrani ludzie w Jerozolimie w ogóle usłyszeli uczniów wśród hałasu, świętowania, krzątaniny, w tym świątecznym festiwalu.
Nie żyjemy w świecie, który lubi słuchać. Zbyt często słyszymy to, co chcemy usłyszeć i czasem nazywamy to głosem Boga. Nasze życie i nasz świat są pełne paplaniny, nie mamy czasu, by posłuchać. W niedzielę mówimy nieco innym językiem, ale to nie jest nasz powszedni język, ten domowy. Myślę, że nie tylko ludzie z zewnątrz byli zdumieni tym, co się działo. Uczniowie od czasu zmartwychwstania byli zaskakiwani zdarzeniami, jak zmartwychwstanie, wniebowzięcie, nakaz misyjny. Zdumieni byli, gdy przychodził do nich Jezus i mówił „pokój wam”, zamiast wypominać jacy to z nich przyjaciele, gdy w godzinie próby opuścili Go. Zdumieni, gdy usłyszeli o wielkich dziełach Bożych we własnych dialektach i językach.
Nie był to jakiś bełkot, ale zrozumiały dla nich język, w którym usłyszeli o Bogu i to był cud. To, co słyszeli, miało sens.
Wydaje się, że w zbyt uproszczony i emocjonalny sposób podchodzimy do Pięćdziesiątnicy. Pierwsza część historii jest emocjonująca. Szum potężnego wiatru, języki ognia, ludzie słyszący w różnych językach wypowiedzi zwykłych Galilejczyków. Obietnica Ducha Św. przyszła do młodych i starców, niewolników, kobiety i dzieci. Ap. Piotr wygłasza kazanie, tak potężne, że 3.000 ludzi nawróciło się do Boga.
Zielone Święta znaczą to wszystko.
Jednak jaki był końcowy efekt, co naprawdę one znaczą, co jest głównym rezultatem?
Niektórym Pięćdziesiątnica kończy się w drugim rozdziale Dziejów Apostolskich. Owszem były języki (120 zgromadzonych w Górnej izbie), ale nie koniecznie u 3000 ochrzczonych, a jednak to jest rezultat wylania Ducha Św.
Ośmielam się postawić śmiałą tezę, że zbyt uboga jest Pięćdziesiątnica, jeśli kończy się na językach. Ona więcej znaczy niż języki i dary Ducha. Ona ukształtowała życie ludzi i narodzonego kościoła. To doświadczenie było czymś więcej niż tylko wylanie Ducha Św., by mówić językami. To nie był Jezus Chrystus, o którym przeczytali w książce; to nie był Jezus Chrystus, który żył w przeszłości Starego Testamentu; to nie był Jezus Chrystus, o którym powiedzieli im rodzice.
To było doświadczenie z pierwszej ręki.
Ich doświadczenie z Wywyższonym Chrystusem dało im moc i naturalność, z jaką rozmawiali o Chrystusie i nowej mocy.
To było przemienione życie podane z pierwszej reki. Posłuchajmy:
„I trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach.
A dusze wszystkich ogarnięte były bojaźnią, albowiem za sprawą apostołów działo się wiele cudów i znaków.
Wszyscy zaś, którzy uwierzyli, byli razem i mieli wszystko wspólne,
i sprzedawali posiadłości i mienie, i rozdzielali je wszystkim, jak komu było potrzeba.
Codziennie też jednomyślnie uczęszczali do świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca, chwaląc Boga i ciesząc się przychylnością całego ludu. Pan zaś codziennie pomnażał liczbę tych, którzy mieli być zbawieni” (Dz 2,42-47).
To jest dla mnie tożsamość zielonoświątkowa – jedno serce, jedna dusza, jednomyślnie uczęszczali do świątyni, modlili się, cieszyli się dobrą opinią ludzi z zewnątrz.
Czy tak zmieniła Pięćdziesiątnica Twoje i moje życie? Czy tylko myślisz o darach, o proroctwach, wizjach, a z miejsca ani rusz? Ile czasu już spędziłeś patrząc w ścianę swego pokoju marząc o zielonoświątkowości, a w zborze miejsce puste. Ile już słyszałem opowieści o niezwykłym działaniu Ducha i prowadzeniu, a zbory kilkuosobowe osobowe. Pięćdziesiątnica tamtego czasu zmieniła ludzi, że świat widział przełożenie między teorią a praktyką.
Co to znaczy dla mnie i Ciebie, którzy żyjemy 2000 lat później od tamtej Pięćdziesiątnicy? Czy to znaczy mieć jakieś tylko duchowe emocjonalne doświadczenie, jakiś rodzaj duchowego zachwytu?
Mamy doświadczenie z pierwszej ręki.
Nie uprawiali polityki kościelnej, ale braterstwo, jedność i miłość. To, co od nich zależało, zrobili.
Nie mieli czasu na stratę czasu.
Rezultatem Pięćdziesiątnicy większym niż języki były gorące hojne serca, pragnienie bycia z sobą, spotkań i modlitwy. Arystokraci chcieli spotykać się podczas Pamiątki Wieczerzy razem z niewolnikami. Byli dla siebie siostrą i bratem w Chrystusie. Nie wymachiwali przeżyciami swoimi, by innych pognębić, ale by zbudować. Cieszyli się przychylnością ludzi, bo byli z Chrystusem, który ich radykalnie zmienił.
Im nie przeszło.
Zbyt często niewłaściwie rozkładamy akcent tego przeżycia. Skoncentrowani jesteśmy na przeżyciu, doznaniu, językach, darach, ale głównym akcentem tego duchowego doświadczenia jest Bóg obecny w nas, z nami, dający nam życie, rozpalający nasze serca dla Niego. Nie uważam, że jest to przeżycie dające duchowość, ale przeżycie dające nowy wymiar mojemu zrozumieniu Boga, który kocha człowieka nieskończenie.
Ich modlitwy nie stworzyły pięćdziesiątnicy.
Kiedy Duch Święty przychodzi i żyje w Tobie, z Twego serca będą płynęły rzeki wody życia.
Życie blisko brzegów rzeki miłości jest zawsze zielone.
Pięćdziesiątnica nie jest liturgicznym świętem czczenia przeszłość, ale realnym dotykaniem Boga dzisiaj.
Tylko ogień rozpala ogień.
Płonące serce wkrótce znajdzie dla siebie palący język.
Módlmy się zatem, by Bóg dał zielonoświątkowych chrześcijan, którzy będą w płomieniach dla Jezusa Chrystusa, który ma moc, by Boży nakaz misyjny wykonali ludzie z doświadczeniem z pierwszej ręki.
maj 2008
utworzone przez Zdzisław Józefowicz | 18 maja 2021 | 2021, Maj 2021
„Albowiem tajemna moc nieprawości już działa, tajemna dopóty, dopóki ten, który teraz powstrzymuje, nie zejdzie z pola” (2Tes 2,7).
Tekst brzmi jak dziwna kakofonia, w konfrontacji z 2 rozdziałem Dziejów Apostolskich. Wydawać się może, że tekst nie pasuje do okoliczności, jaką jest wspominanie zesłania Ducha Świętego. Wspominając ekscytujące fakty historyczne, znaki i czyny mające miejsce a opisane w klasycznym tekście Dziejów Apostolskich, zapominamy o dość istotnej roli Ducha Św. w dzisiejszych czasach.
„Tajemna moc nieprawości” już działa, wprawia nas w przerażenie i osłupienie w wielu przypadkach, ale to jest dopiero preludium. Będzie dzień, tak jak został zesłany na ziemię Duch Św., jako moc działająca w kościele, tak zejdzie z pola działania, a żywioły diabelskie się rozszaleją. Jest powód, by mówić o Duchu Św. Nie tylko z powodu znaków i cudów, emocjonalnych doznań, ale znacznie poważniejszy, dla którego mamy być pełni Ducha Św., aby dać odpór preludium zła. Jeśli teraz nie będziemy diablo-odporni, zwycięzcy i ugruntowani w Bożym Słowie, może okazać się, że nasza wiara była ulotna jak mgiełka poranna.
Pamiątka zesłania Ducha Św. przywołuje prawdę, która mówi, że nie ma bezpiecznego oczekiwania, bo Kościół wypełniony Duchem Św. jest niebezpieczny dla diabła. Tylko trzy tygodnie usługiwania Pawła, a jakby trąba powietrzna przeszła przez Tesaloniki. Ludzie byli poruszeni, oddawali życie Jezusowi, urzędnicy miasta zirytowani, że pod osłoną nocy apostołowie musieli opuścić miasto. Tak działali ludzie pod mocą Ducha Św. (Dz 17).
Jesteśmy spadkobiercami Pięćdziesiątnicy, proklamujemy, że „Chrystus umarł, zmartwychwstał i przyjdzie znów”. Mogę tylko wyobrazić sobie, jak mógłby wyglądać świat bez tego powstrzymywania, skoro to, co się dzieje, jest wystarczająco przerażające. Nadzieja powrotu Chrystusa jest ekwiwalentem dla panoszącego się grzechu.Chociaż wieki przeszły, królestwa były i upadły, radykalne rewolucje zmieniły kulturę i narody ta jedna rzecz nie zmieniła się, Duch Św. powstrzymuje.
Żyjemy w okresie ochrony Ducha Św.
Ap. Paweł był zaniepokojony i zatroskany, by chronić ludzi przed skrajnościami, które mogą nękać kościół. Dlatego przypominanie obecności i roli Ducha Św. jest niezbędne w rozwoju i umocnieniu się naszej wiary. Gdy ten, który powstrzymuje, zejdzie z pola, nie będzie ludziom do śmiechu.
Boga nie interesowało czy Jonaszowi jest dobrze, czy nie, czy mu się podoba, czy nie. Boga interesowali ginący ludzie w Niniwie. Spotkasz kiedyś Jonasza, a on powie, warto było. Diabeł nie chce by ludzie byli zbawieni, uratowani, napełnieni Duchem Św., dlatego da im zajęcie oblatywania duchowych miejsc, a twoje „Jeruzalem”, „Niniwa”? Pamiętajmy, wszystko się zmieni. Co naprawdę będzie się liczyć, ile zaliczyłeś dobrych konferencji, na których było ci dobrze, co widziałeś, w czym brałeś udział, czy uratowani ludzie?
Czas wolności może szybko zamienić się w czas prześladowań. Europa ma swoje piekło, gdzie starły się różne interesy polityczne, wystarczy tylko iskra, by zamienić wszystko w popiół. Świat stoi w ogniu walki duchowej, bo tak naprawdę centrum jest nie w sferze fizycznej, ale duchowej. Diabeł wie, że coraz mniej ma czasu, by osiągnąć sukces.
Bóg dziś przez Swoje Słowo przypomina, że zarezerwował dla dziejów tego świata specjalny dzień. Ilu ludzi z powodu błahostek, własnych wyobrażeń o duchowości, odchodzi. Jakże często ludzie szukają dobrego kościoła, zboru dla siebie. Zamiast szukać dobrego Boga dla ich skołatanej duszy.
Czego potrzebujemy zatem?
W jednym zdaniu odpowiedź brzmi: Pocieszyciela, Doradcy, Nauczyciela.
„Lecz Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w imieniu moim, nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem” (Jan 14,26).
Doradztwo we współczesnym społeczeństwie stało się najpopularniejszym zawodem. Tysiące ofert w gazetach, internecie, kościołach. Podobno jeden na dziesięciu to doradca.
„Zapytano mędrca, co jest najłatwiejsze i najtrudniejsze? Najłatwiej jest radzić innym, najtrudniej poznać samego siebie”.
Doradzanie staje się piętnem współczesności, tylko źródło nie jest czyste.
Potrzebujemy informacji, więc pytamy, szukamy lepszej informacji, by podejmować inteligentne decyzje. Pamiętajmy: „Albowiem tajemna moc nieprawości już działa”, zatem musimy mądrze żyć, by się nieprawości przeciwstawić.
Wszyscy bibliści zgadzają się co do jednego, że przeżycie zielonoświątkowe powinno mieć miejsce w dzisiejszym Kościele.
Osoby ochrzczone w Duchu Św. i napełnione Jego mocą wywierają wpływ na resztę wierzących. Płynie stąd wniosek, że chrzest w Duchu Świętym jest tym, co sprawia, że to przeżycie jest ważne na tyle, aby o nim wiedzieć, rozumieć je i w nim uczestniczyć. Posiadanie darów Ducha nie jest ostatecznym celem tego przeżycia ani nie jest powodem, dla którego należałoby go pragnąć. Powodem, dla którego przeżycie chrztu w Duchu Świętym jest ważne, to potrzeba ponadnaturalnej mocy do świadczenia i służby oraz przeciwstawiania się „tajemnej mocy nieprawości”.
Donald Gee powiada: „Zielonoświątkowcy za pewnik uznają to, że chrzest w Duchu Świętym nie przeminął wraz z dniem Zielonych Świąt ani wraz z końcem czasów apostolskich. Wierzą, a potwierdzają to ich przeżycia, że jest to prawo każdego chrześcijanina”.
„Obietnica ta bowiem odnosi się do was i do dzieci waszych oraz do wszystkich, którzy są z dala, ilu ich Pan, Bóg nasz, powoła” (Dz 2,39).
Doradca nie rozwiązuje problemów za ludzi, ale pomaga im wzmacniać się, aby mogli rozwiązać własne problemy.
Pamiątka zesłania Ducha Św. mówi gdzie i jakiego doradcę daje Bóg. Dziś zapytuję siebie i nas jak korzystamy z pomocy Doradcy-Ducha w każdej sferze naszego życia? Ludzie mają iluzję, że Duch-Doradca, rozwiąże wszystkie nasze problemy. Nie jest to prawdą. On nie podejmuje za nas decyzji. On sprawia, że wiesz gdzie leży problem i jaki jest twój grzech. Duch jest Pocieszycielem, daje nam siłę i nowe zasoby. Jego godziny urzędowania nie są od 8:00 do 16:00. Jego godziny urzędowania nie są limitowane ani nie ma automatycznej sekretarki, która odpowie, że oddzwonimy później. Nigdy sygnał nie jest zajęty. Duch-Doradca żyje wewnątrz mnie i jest dostępny, by słuchać zawsze. On jest obecny dla moich dużych i małych problemów, banalnych i tych bardzo poważnych. Nigdy nie zlekceważy nas.
Nic nie jest zbyt banalne dla Boga.
Uczniowie spotkali się podczas ostatniej wieczerzy, a Jezus powiedział im:
„Nie zostawię was sierotami, poślę Ducha mego, Pocieszyciela, który będzie w was” (Jan 14,18).
Bycie uczniem nie jest dla mięczaków – powiedziało jedno z dzieci na szkółce niedzielnej.
Jesteśmy kontynuatorami dzieła Jezusa na ziemi i nie może się On wstydzić z powodu mięczaków bez Ducha Św.
Giacomo Puccini napisał kilka oper, które stały się sławne. W 1922 r. zachorował na raka, kiedy pracował nad ostatnią operą, „Turandot”. Puccini powiedział do jednego ze swoich studentów: „Jeśli nie skończę »Turandota «, chcę, byś skończył to dla mnie”. Wkrótce zmarł. Studenci Pucciniego studiowali operę ostrożnie i wkrótce dokończyli ją. W 1926 odbyła się światowa premiera „Turandota”, została wykonana w Mediolanie pod batutą ulubionego studenta, Arturo Toscaniniego. Wszystko szło pięknie, aż do miejsca, gdzie Puccini został zmuszony, by odłożyć swoje pióro. Łzy popłynęły po twarzy Toscaniniego. Zatrzymał orkiestrę, położył batutę i zwrócił się do widowni: „Do tego miejsca Puccini napisał i umarł”. Zaległa ogromna cisza. Toscanini podniósł batutę, uśmiechnął się i wykrzyczał: „Ale jego uczniowie skończyli jego pracę”. Kiedy „Turandot” dobiegł końca, widownia grzmiała aplauzem. Nikt nie zapomniał tamtego dnia.
Jeśli będziemy naprawdę jego uczniami, będziemy żyli tak jak On, że inni będą widzieli Jego w nas, będziemy mogli powiedzieć, Jego dzieło kontynuujemy.
„…weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1,8).
Ten, który powstrzymuje, chce by jego uczniowie pełni Jego mocy dali niezwykłe świadectwo.
„A przez ręce apostołów działo się wśród ludu wiele znaków i cudów. Tak iż nawet na ulice wynoszono chorych i kładziono na noszach i łożach, aby przynajmniej cień przechodzącego Piotra mógł paść, na którego z nich” (Dz 5,12.15).
„Ludzie przyjmowali uważnie i zgodnie to, co Filip mówił, gdy go słyszeli i widzieli cuda, które czynił. Albowiem duchy nieczyste wychodziły z wielkim krzykiem z wielu, którzy je mieli, wielu też sparaliżowanych i ułomnych zostało uzdrowionych” (Dz 8,6-7).
Dziś jak nigdy potrzebujemy wsłuchania się w to, co Duch Św. mówi zborom, Kościołowi, co przygotował tym, którzy go miłują. Nie jest najważniejsze, co ludzie mówią i wymyślą, ale co Bóg ma nam do powiedzenia. Dlatego jest ważne, co Duch mówi, bo On mówi o wieczności.
Życie wielu ludzi jest religijne, bo słyszą lepiej samych siebie niż głos Ducha Św.
Bądźmy pełni mocy Ducha, bo przyjdzie dzień zmian, a bez jego mocy nie oprzemy się „mocy nieprawości”.
maj 2010