Nabywaj mądrości

„Początek mądrości jest taki: zdobywaj mądrość,
za wszystko, co masz, nabądź zrozumienia!” (Przyp.S 4.7).

Przed uczniami i rodzicami westchnienie ulgi, nareszcie koniec roku szkolnego. Rodzice zadowoleni, bo wielu z nich przerabia zadania szkolne tak jak dawniej, a więc będą mieli też wakacje od szkoły.
Dla części młodych ludzi skończy się pewien etap nauki by we wrześniu lub październiku rozpocząć na nowo w innej szkole. Niewątpliwie tak uczniowie, jak i nauczyciele są zmęczeni, zwłaszcza w tym roku.
Nauka, jak każda praca, daje satysfakcję, gdy jest kochana, gdy jest z własnego wyboru. Uczniowie szkół podstawowych nie mają wyboru, muszą się uczyć, ale i w tym jest też miłość dorosłych. Nie pozostaniesz analfabetą i posiądziesz podstawową wiedzę. Dalej pozostaje wybór, uczyć się lub poprzestać? Czy rzeczywiście można poprzestać, czy bezpiecznie jest zapomnieć o nauce? Życie nasze to ciągły proces nauczania, ciągle poznajemy coś nowego. Zdobywanie wiedzy jest ważnym czynnikiem intelektualnego rozwoju. Wielokrotnie znajdujemy teksty Słowa Bożego zachęcające do zdobywania wiedzy.
Zacytowane Słowo wyraźnie zachęca do zdobywania mądrości, poszerzania horyzontów myślowych, jest inspirującą zachętą do głębokiej wiedzy. Rzetelna wiedza dla każdego człowieka jest ozdobą. Jak powiada Salomon „ozdobnym wieńcem”, „wspaniałą koroną”. Chrześcijanin zachęcany jest do posiadania szerokiego spektrum wiedzy, by uczciwie mógł argumentować i bronić rzetelnie swoich przekonań:
„Pana zaś, Chrystusa, uświęćcie w waszych sercach, gotowi zawsze do obrony wobec każdego, kto od was żąda słowa o tej nadziei, która jest w was” (1 Piotr 3.15).
Dziś ludzie przed tym, co naukowe gotowi są klękać. Sama wiedza nie jest ani dobra, ani zła, wszystko zależy, w czyim znajduje się ręku. Można ją wykorzystywać dla dobra człowieka lub przeciw niemu. Nie ma jednak nauki chrześcijańskiej i ateistycznej, jest wiedza, a wszystko zależy od tego, kto nią manipuluje.
Zachęca nas zatem Słowo Boże: zdobywajcie wiedzę, kształćcie się, pogłębiajcie znajomość Biblii. Człowiek musi się uczyć i jest to zrozumiałe.
Samuel zdobywał wiedzę w świątyni, ale równocześnie uczył się posłuszeństwa Bogu. Zachęta taka szczególnie jest skierowana do rodziców, by od dzieciństwa w sposób właściwy wychowywali i nauczali swoje dzieci. Ap. Paweł do Tymoteusza napisał:
„Od dzieciństwa znasz przecież Pisma święte, które mogą cię nauczyć mądrości wiodącej ku zbawieniu dzięki wierze w Chrystusa Jezusa” (2 Tym 3.15).
Jego pierwszymi nauczycielkami i wychowawczyniami były matka i babka, nauczające go Słowa Bożego. Wiedza jest potrzebna i nie można zrezygnować z nauki, ale Bóg chce, by nad wiedzą była mądrość i poznanie Boga.
Bywa, że dorośli podejmują zobowiązania, obietnice i później ich nie dotrzymują tak wobec Boga, jak i wobec dzieci. W taki sposób osłabiamy skuteczność działań wychowawczych. Eunice i Loyda pochwalone zostały, że nie zaniedbały tak ważnej dziedziny, jaką jest duchowe życie młodego człowieka. Natomiast jeden z ojców spotkał się z taką naganą:
„Jeśli bowiem ktoś nie umie kierować własnym domem, jak będzie dbał o Kościół Boga?” (1 Tym 3.5).
Nauczanie tak dorosłych, jak i dzieci, niezależnie od wieku jest istotną częścią zborowego życia. Zbór musi zauważyć tę ważną służbę wykonywaną przez nauczycieli. Nowotestamentową prawidłowością jest posiadanie w zborze nauczycieli, ewangelistów, proroków, apostołów.
Przykład nauczyciela będzie zachętą do angażowania się w życie Zboru. Dlatego nie można bagatelizować spraw nauczania, kto naucza i jak. Są zbory, które nie mają nauczania z braku nauczycieli i dzieci.
Możliwe, że poprzez nauczanie biblijne młodzi ludzie odkryją swoje powołanie do służby Bogu, powołanie do poświęcenia życia jako kaznodzieja, teolog, katecheta. Powołanie uczyni ich cenionymi pracownikami dla Boga. Wsłuchujcie się i poznawajcie Boże Słowo, a Bóg udzieli swego błogosławieństwa.
Wielu młodych ludzi twierdzi, że muszą wykorzystać czas młodości jak najlepiej, używać jej w dostępny sposób. Nie zawsze kierują się tym, co serce dyktuje, gdy idą do kościoła. Czasem robią to dla spokoju, by rodzice nie narzekali. Wiara, religia, to dobre dla starszych ludzi. Obiecują sobie, że i oni, gdy zestarzeją się, też poświęcą swoje życie Bogu. Mijają lata, przychodzą różne przeżycia, trudności i dopiero wtedy przychodzi chwila refleksji, że lata młodości, które minęły, to lata zmarnowane, że nie podobają się nam. Można żałować minionego czasu, ale czasu cofnąć się nie da.
Wielu ludzi ze łzami w oczach powiedziało, szkoda mojej młodości, przetrwoniłem ją. Dlatego by takich gorzkich słów nie trzeba było kiedyś wypowiedzieć, dziś zachęcamy, poświęcajcie swoje życie na służbę Bogu. Wybierajcie szczególnie te dziedziny wiedzy, które będą przydatne w życiu Kościoła i Zboru. Poznawajcie Pismo Święte od wczesnych lat, aby dowiedzieć się, jak być zbawionym, szczęśliwym, pożytecznym i użytecznym dla innych. Gdy znacie Boga i Jezusa, gdy wyniesiecie z nauczania katechetycznego prawdę o Jezusie i Jego mocy, nie będą straszne klasówki, nauka trudnych może nielubianych przedmiotów, gry na instrumencie. Pamiętać będziecie, że to, co robicie, nie jest dla rodziców czy nauczycieli, ale dla Boga. Uczyć się jednak trzeba, bo Bóg lenistwa nie błogosławi.
Przed nami wszystkimi zasłużony odpoczynek, wakacje, ale i niebezpieczeństwa. Istnieje pokusa, by zacząć żyć na pełnym „luzie”, bardzo często groźnym.
W wakacje istnieje pokusa odłożenia zasad moralnych i wielu innych. Podczas urlopów część zachowuje się i postępuje tak, jakby nigdy niczego się nie nauczyli. Zawsze i wszędzie, w każdych okolicznościach zobowiązani jesteśmy być chrześcijanami, od tego nie ma urlopu. Tak dzieci na kursach, jak i dorośli nie bierzcie urlopów od chrześcijańskiego etosu życia.
„Niech nikt cię nie lekceważy z powodu młodego wieku, lecz wzorem bądź dla wierzących w mowie, postępowaniu, miłości, wierze, czystości” (1Tym 4.12).

Nabywaj mądrości – zawsze.

Czerwiec 2020

Niepewny elektorat

„Wiem bowiem komu zawierzyłem i jestem przekonany…” (2 Tym 1.12).

Wybory mogą być fascynującą obserwacją ludzkich zachowań. Prowadzone są sondaże opinii publicznej, by zorientować się, którzy wyborcy jeszcze nie są zdecydowani. Zwykle będzie pewna liczba wyborców zdecydowanych, którzy stają po każdej z przeciwnych stron. Jak ów długoletni wierzący, gdy stwierdzono, że zapewne widział wiele przemian przez wiele lat. Odrzekł: „tak widziałem i przeciwko wszystkim byłem”.
Języczkiem uwagi będą jednak ci, którzy są niezdecydowani. Sztab kandydata stającego do wyborów ma największy dylemat w ocenie szans z takimi wyborcami. Oni są nieznanym, niepewnym, bytem wyborczym — nieprzewidywalni, ponieważ nie mają mocnych przekonań.
W sferze chrześcijaństwa mamy do czynienia również z niepewnym elektoratem. Są ludzie, którzy nie wiedzą, w co naprawdę wierzą. Nie mają żadnych mocnych przekonań, więc nie są zaangażowani w cokolwiek. Ich brak zdecydowania powoduje, że są chwiejni. Wszystko jedno, w co wierzą, a naprawdę wierzą w wiele fałszywych rzeczy. Ponad 30% deklarujących się jako katolicy wierzy w reinkarnację. Można podziwiać tych, którzy jasno określają się po jakiejś stronie.
Kiedy zaczynały się przemiany w naszym kraju wielu z tych przywódców, którzy je inicjowali, miało w perspektywie aresztowania, było zdecydowanych, przekonanych. Wiele krajów miało takich ludzi jak: Nelson Mandela, Martin Luther King, Lech Wałęsa.
Miliony chrześcijan spotykają się w niedzielę na nabożeństwach, a ilu jest przygotowanych, by ponieść jakieś konsekwencje za swoją wiarę? Przekonania określają styl naszego życia. Ap. Paweł był jednym, z tych, który został przygotowany, by wycierpieć prześladowanie dla Ewangelii. Był w stanie stwierdzić z absolutnym przekonaniem:
„…nie wstydzę się, gdyż wiem, komu zawierzyłem, i pewien jestem tego, że On mocen jest zachować to, co mi powierzono…”.
Sportowcy wiedzą, że trudno jest zwyciężyć, mając złe nastawienie, nie mając przekonania. Oni wychodzą, by wygrać.
Jest historia w Starym Testamencie o czterech trędowatych (2 Król 7.3-9), którzy znaleźli się w sytuacji dramatycznej. Nie mogli wejść do miasta z powodu trądu, oblężenia i panującego głodu i tak nikt nie udzieliłby im pomocy. Ci trędowaci dokonali oceny i wybrali rozwiązanie płynące z ich przekonania i sytuacji. Nie mieli nic do stracenia i wszystko, by zyskać. Ich przekonanie i działanie ich uratowało i miasto od śmierci głodowej. Łatwo jest, słysząc i czytając codziennie o terroryzmie, katastrofach, zdziczeniu ludzi, korupcji, nie stracić przekonania, pewności, że warto o coś może zabiegać, coś zmienić.
„Dla każdego nagłówka złej wiadomości mamy kilkanaście dobrych historii o tym, co robi Bóg dla człowieka każdego dnia”.
Na krytykę mamy pytanie: „a co dobrego masz do powiedzenia, bo o złych rzeczach gazety już pisały”. Potrzebujemy właściwego przekonania, pewności jak ap. Paweł: „…gdyż wiem, komu zawierzyłem, i pewien jestem tego…”, ponieważ to określi czy zawodzisz, czy masz zwycięstwo. Przekonanie nie znaczy, że nigdy nie będziesz mieć trudności lub psychicznych dołków. Co określi, jak odpowiadasz na nie. Twoje przekonanie i wiara zdecydują — przegrasz czy zwyciężysz. Wiele zależy od naszego mocnego przekonania, pewności, oceny sytuacji.
Dwaj sprzedawcy butów, którzy zostali wysłani do małego afrykańskiego kraju. Jeden oddzwonił do biura przygnębiony: „wracam, nie ma żadnej szansy na handlowy sukces, tutaj nikt nie nosi butów”. Drugi sprzedawca zatelefonował podekscytowany: „wyślijcie więcej butów, nikt nie nosi ich tutaj”.
Jak Bóg ustanowił prawa w naturze, tak ustanowił je też w sferze duchowej. Nie zmienia ich nagle, nie zaskakuje nas loterią zdarzeń. Czy wyobrażacie sobie, że prawa fizyki i ciążenia mogą zmieniać się znienacka? Jabłka zamiast spadać, leciałyby w górę i polowały na ptaki. Zaparzona kawa raz byłaby zimna innym razem gorąca lub zamarznięta. Zasiane nasiona może wzeszłyby a może poszybowałyby gdzieś na inną planetę. Jakie byłoby życie, gdyby nie było w nim przewidywalnego związku zgodnego z prawami fizyki, termodynamiki, chemii? Prawa fizyki i chemii umożliwiają nam życie. Rolnicze prawa umożliwiają produkcję jedzenia, a gastronomiczne umożliwiają ich obróbkę. Życie jest zbudowane na prawie.
Wierzymy, mamy mocne przekonanie i tak jest też w sferze wiary. W Bożym Słowie Bóg zawarł prawa dotyczące naszego życia wiecznego i nie zmienia ich, nawet gdybyśmy chcieli odwrócić przyciąganie ziemskie. Dlatego za ap. Pawłem mogę powiedzieć, wiem, jestem przekonany, pewny.
Nie jest ważne co stanie się ze mną, ale co zdarzy się we mnie.
Pozytywne nastawienie jest zaraźliwe.
Nie spędzaj czasu, medytując, czego nie mogę zrobić, ale co możesz zrobić.
Zapał, entuzjazm, gorliwość, oddanie ap. Pawła były natchnieniem dla innych, by angażować się w służbie dla Chrystusa. On wiedział, został przekonany i był zaangażowany. Jeśli nie jesteś pewny, łatwo możesz zostać przekonany do rzeczy, które nie koniecznie będą dobre. Nie angażując się, nie masz wpływu, nie możesz być polecany jako wzór.
„Wzoruj się na zdrowej nauce, którą usłyszałeś ode mnie, żyjąc w wierze i w miłości, która jest w Chrystusie Jezusie” (2 Tym 1.13).
Mocne przekonania mogą zbudować mocne życie, ale jeśli twoje przekonania są słabe, twoje życie będzie takie samo. Przekonania nieosadzone w Bogu, prowadzą do niekonsekwencji i mogą skończyć się tym, że idziesz od kryzysu do kryzysu.
Jeśli zbudujesz na Bogu swoją pewność, będziesz oglądać błogosławieństwo. Wybory, których dokonujesz, określają twoje przekonania. Obojętnie co zdarza się w życiu, potrzebujesz mieć przekonanie co do twojej wiary, twego małżeństwa i kościoła.
Bądźmy ludźmi silnego przekonania, nie ustępując, kiedy trudne czasy przychodzą i wiedząc, kim jesteśmy w Bogu. Musisz zdecydować, do jakiego elektoratu będziesz należeć: niepewnego, trudnego, chwiejnego? Na kogo chcesz zagłosować? Musisz być zdecydowany. Wydawało się, że był liczny elektorat za Jezusem, ale w decydującej chwili okazali się niepewnym elektoratem, wybrali Barabasza.
Moją zachętą jest, byśmy mieli mocne i pewne przekonania odnośnie Jezusa, bo one zadecydują o miejscu naszej wieczności. Jeśli źle zagłosujesz, możesz spędzić wieczność w piekle zamiast w wymarzonym niebie.
Czy należysz do sztabu Jezusa Chrystusa? Czym jesteś zajęty? Promowaniem Jego chwały, Królestwa Bożego, czy walczysz z innymi „partiami”?
Wierzysz Biblii, że mówi prawdę o życiu wiecznym, o przebaczeniu, o potrzebie nawrócenia, o wiecznym potępieniu?
Nie muszę wierzyć zapewnieniom kaznodziei, ale Biblii. Jeśli nie będę przekonany, to pewne jest, że rozminę się z Królestwem Bożym. Jeśli jesteśmy przekonani, wpływa to na naszą aktywność chrześcijańską, jeśli nie, to wszystko nam jedno.
Bądź człowiekiem wyrazistym z mocnym przekonaniem w Jezusie Chrystusie.

Listopad 2005

Dlaczego mówimy nie?

Kościół Katolicki obchodzi święto ku czci Najświętszego Sakramentu nazywane Bożym Ciałem.
Święto jest jednym z wielu niebiblijnych, jakie obchodzi rzymski katolicyzm. Święto poświęcone jest oddawaniu czci hostii, a oparte jest na dogmacie o transsubstancjacji (od łac. transsubstantiatio = przeistoczenie), która następuje podczas sprawowania Eucharystii. W 1215 roku, na Soborze Laterańskim stwierdzono, że w czasie Eucharystii chleb i wino zamieniają się w rzeczywiste ciało i krew Jezusa Chrystusa.
„Bezpośrednim powodem wprowadzenia nowego święta stały się objawienia błogosławionej Julianny (1193-1258), augustianki z klasztoru Mont – Cornillion, w pobliżu Liége („Tygodnik Powszechny” nr 26).
Święto upowszechniło się po opublikowaniu bulli przez papieża Jana XXll w 1317 roku. Pod wpływem reformacji święto staje się manifestacją wiary w rzeczywistą obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Procesje nie rzadko prowadziły do religijnych tumultów. Ani Reformacja, ani przebudzenia ewangeliczne nie przyjęły święta Bożego Ciała.
„Wszyscy protestanci, mimo ich różnic w interpretacji rzeczywistej obecności Chrystusa w Wieczerzy Pańskiej, trzymają się zasady: extra usum non est sacramentum – czyli poza spożywaniem sakrament nie istnieje” (E. Czajko).
A co Biblia?
„Nie będziesz miał innych bogów obok mnie. Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze, i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył” (Wj 20.3–5).
Uznawanie hostii oraz wina za prawdziwe ciało Chrystusa i prawdziwą krew, dało podstawę do ustanowienia święta, a jest zafałszowaniem Słowa Bożego! Nie można na podstawie prywatnych objawień tworzyć dogmatu, który jest w absolutnej sprzeczności ze Słowem Bożym, a takim jest.
Jakie podejście do Wieczerzy Pańskiej (Eucharystii) reprezentują Zielonoświątkowcy? Zacytuję fragmenty oświadczenia jak rozumiana jest pamiątka Wieczerzy Pańskiej:
Uczestnicząc w Wieczerzy Pańskiej pod dwiema postaciami: chleba i wina, Kościół wspomina śmierć Chrystusa.
Wspominanie (anamnesis) wydarzenia Krzyża jest istotnym elementem chrześcijańskiego nabożeństwa.
Obecność Chrystusa w Wieczerzy Pańskiej jest rzeczywista, ale duchowa, nie materialna.
Wieczerza Pańska nie jest składaniem Chrystusa w ofierze i nie ma w niej żadnej innej ofiary, poza ofiarą uwielbienia i dziękczynienia (Hbr 13,15), jaką chrześcijanie nieustannie składają Bogu za Jezusa Chrystusa.
Chrystus nakazał błogosławić chleb i wino, by w ten sposób poświęcić je jako widzialne znaki Jego niewidzialnego Ciała i Krwi.
Elementy Wieczerzy Pańskiej, chleb i wino, w taki sposób odnoszą się do Chrystusa, że można je nazywać Jego Ciałem i Krwią (1 Kor 10,16), choć w swojej istocie i naturze nie przestają być one nadal rzeczywistym chlebem i winem.
Spożywanie chleba i picie wina podczas Wieczerzy Pańskiej musi być połączone z wiarą, gdyż elementy te same w sobie nie mają mocy sprawczej, a stają się sądem dla tych, którzy podchodzą do tych świętych znaków bez wiary.
Wieczerza Pańska to widzialne Słowo, przez które Kościół głosi śmierć Pana, Jego zmartwychwstanie i powtórne przyjście w chwale; jest też świadectwem jedności Kościoła.
Święto Bożego Ciała nie jest niestety jedynym niebiblijnym świętem, które jest tym, czym jest – ludzkim pomysłem.
Dlatego temu świętu mówimy nie.

Czerwiec 2020

Czego oko nie widziało…

„Głosimy tedy, jak napisano: Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy go miłują” (1 Kor 2.9).

W 50 dni po zmartwychwstaniu doszło do zdarzenia, które wstrząsnęło podstawami życia religijnego. Mówimy o fakcie, który dał początek widzialnemu Kościołowi na ziemi. W Jerozolimie był początek, a później „rzeką” popłynęło to przeżycie. Od człowieka do człowieka, od społeczności do społeczności, od kraju do kraju, aż zrealizowała się Boża zapowiedź: „…wyleję mojego Ducha na wszelkie ciało…”.
Nie wspominamy przeżycia odnoszącego się do sfanatyzowanej grupy ludzi, czy jakiejś denominacji, ale mówimy o fakcie ważnym dla całego Kościoła. Przeżycie to doprowadziło do „fermentacji” w uśpionym, zadowolonym z mocnej pozycji – Kościele.
Możemy zadawać sobie pytanie, jaki związek ten tekst ma z Pięćdziesiątnicą?
Zdarzyło mi się słyszeć kilkakrotnie rozważanie na temat tego Słowa w związku z poselstwem o powtórnym przyjściu Jezusa. Sądzę, że dla większości czytających to miejsce taki jest wydźwięk apostolskiego przesłania. Powstają w nas stereotypowe skojarzenia w wyniku takiego czy innego nauczania.
Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że właściwie Paweł wcale nie mówi w tym miejscu o niebie i o tym, co przygotował Bóg. Tym zajmuje się Jan w księdze Objawienia. Apostoł Paweł stwierdza, że jednym z najważniejszych poselstw dla zgubionego człowieka jest mowa o ukrzyżowanym Jezusie Chrystusie. Jest to podstawowy rodzaj zwiastowania, który w pierwotnym Kościele nazywano KERYGMĄ /ogłaszanie przez herolda królewskiego polecenia/. Było to więc ogłaszanie podstawowych faktów dotyczących chrześcijaństwa. Były to, pierwsze kroki wiary, podstawowe fakty o życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Paweł z Koryntianami rozpoczął od podstaw i powiada, że czynił to z wielką obawą czy spotka się ze zrozumieniem, ponieważ nie używał on zawiłego języka naukowego, czy filozoficznego, ale oparł się na inspiracji Ducha Świętego. Taki jest zawsze początek.
Paweł niejako powiada – na ulicy i wśród tych, którzy dopiero przyłączyli się, podajemy fakty podstawowe, ale później idziemy dalej, głębiej, do nauki, którą nazywano DIDACHE. Nauczanie i wyjaśnianie podstawowych faktów, które już zostały ogłoszone. Apostoł Paweł przechodzi do nauczania, stwierdzając: „…głosimy mądrość Bożą tajemną, zakrytą, …”. Chodzi tu o tajemnicę dobrze zrozumiałą dla wierzących, dla tych, którzy oddali swoje serce Chrystusowi. Cóż zatem jest tą tajemnicą?
Paweł od wiersza czwartego mówi o działaniu Ducha Świętego w naszym życiu, o Jego inspiracji, Jego niezwykłych przejawach działania. Są ludzie, którzy to nauczanie przyjmą lub odrzucą jako głupstwo. Jednych nazywa pneumatikos – ludzie posłuszni przewodnictwu Ducha Św., liczący się z Jego kierownictwem, drudzy psychikos – odbierający wszystko na poziomie życia fizycznego. W oparciu o to rozgraniczenie na nauczenie kerygmy i didache uważam, że istnieje prawidłowość Biblijna w kolejności przeżyć, niewykluczająca wyjątków, ponieważ dawcą wszystkiego jest Bóg. Zatem kolejność Biblijna rysuje się tak: najpierw zbawienie, później chrzest w wodzie i chrzest w Duchu Świętym.
W wersetach 9-10 Paweł mówi o skutku tego ostatniego przeżycia. To, co zdarzyło się w Kościele apostolskim, zdarzyło się na początku minionego wieku, przekroczyło nasze wyobrażenie o możliwościach działania Ducha Św. „Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało?”
„Zdumieli się wtedy wszyscy i będąc w niepewności, mówili jeden do drugiego: Cóż to może znaczyć?” (Dz 2.12).

„I powstał nagle z nieba szum, jakby wiejącego gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, gdzie siedzieli. I ukazały się im języki jakby z ognia, które się rozdzieliły i usiadły na każdym z nich. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał” (Dz 2.2-4).

Czy ktoś widział i słyszał coś podobnego?

„A przez ręce apostołów działo się wśród ludu wiele znaków i cudów. Tak iż nawet na ulice wynoszono chorych i kładziono na noszach i łożach, aby przynajmniej cień przechodzącego Piotra mógł paść na którego z nich.” (Dz 5.12,15).

„Ludzie przyjmowali uważnie i zgodnie to, co Filip mówił, gdy go słyszeli i widzieli cuda, które czynił. Albowiem duchy nieczyste wychodziły z wielkim krzykiem z wielu, którzy je mieli, wielu też sparaliżowanych i ułomnych zostało uzdrowionych” (Dz 8.6-7).

„Żydzi namówiwszy tłum, ukamienowali Pawła i wywlekli go za miasto, sądząc, że umarł. Kiedy go jednak uczniowie obstąpili, wstał i wszedł do miasta…” (Dz 14.19-20).

„A gdy Paweł zgarnął kupę chrustu i nakładał ją na ogień, wypełzła od gorąca żmija i uczepiła się jego ręki. Lecz on strząsnął gada w ogień i nie doznał nic złego” (Dz 28.3-5).

„Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało?”, gdy na początku tego wieku rozpoczęły się przeżycia zielonoświątkowe, ten werset miał w całej rozciągłości zastosowanie. Był to szok dla wielu religijnych chrześcijan. Bóg przez Ducha Świętego wstrząsnął Kościołem. Relacje, jakie przekazała historia, brzmią jak opowieści z bajek.
„Rok 1859 znany jest jako rok wielkiego, irlandzkiego odrodzenia duchowego. Dwa lata wcześniej potężna fala odrodzenia przeszła przez Amerykę. W każdym wielkim mieście odbywały się zgromadzenia modlitewne, na które uczęszcza tysiące ludzi. Duch działał tak potężnie, że według ocen każdego miesiąca było 50.000 nawróconych. Radosna wieść o odrodzeniu duchowym w Irlandii i Ameryce pobudziła także wierzących w Anglii do szukania Pana w modlitwie. Wkrótce w całym kraju zaczął płonąć ogień odrodzonej wiary. Spurgeon głosił ewangelię wielkim tłumom w Londynie i na każdym zgromadzeniu wielu przyjęło Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela”.

„Na południu Walii Christmas Evans pełnił wspaniałą służbę ewangelizacyjną. Nawróceni byli tak bardzo szczęśliwi, że w czasie spotkań tańczyli z radości, a Evans im tego nie zabraniał”. W małej miejscowości o nazwie Menston w hrabstwie Yorkshire w Anglii urodził się Smith Wigglesworth”. Człowiek, którego służba uzdrowieńcza jest wprost niewiarygodna a opisana w książce – „Apostoł wiary”.

David du Plessis tak wspomina; „byłem całkowicie pochłonięty czytaniem listu, gdy nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich Smith Wigglesworth. Pan posłał mnie, bym ci powiedział, co On mi dziś rano pokazał – zaczął. W Kościołach historycznych rozpocznie się przebudzenie, które zaćmi wszystko, co było dotąd. Nic takiego nie miało jeszcze miejsca w przeszłości, jak to, co się teraz zacznie. Zaćmi ono dzisiejsze przebudzenie zielonoświątkowe, które wprawia świat w zadziwienie i wywołuje silny sprzeciw w Kościołach historycznych. Wkrótce błogosławieństwo stanie się ich udziałem, a ich posłanie i przeżycia przewyższą to, czego doświadczyli zielonoświątkowcy. Dożyjesz takich czasów, kiedy ruch zielonoświątkowy w porównaniu z tym, co Bóg uczyni w Kościołach historycznych, będzie niewielki. Ogromne zgromadzenia ludzi, jakich dotąd nie widzieliśmy. Pan powiedział mi, że mam cię ostrzec, iż użyje ciebie w tym ruchu”. /Mister Pentecost/.

„Wydarzyło się to w miejscu zwanym Starą Misją przy Azusa Street. Ludzie przyjeżdżali z całego świata, żeby zobaczyć, co się tam dzieje. Znajdowało się tam duże audytorium z Górną Izbą, do której wchodziło się po schodach. Przez kilka lat dom był otwarty dzień i noc. Dwa razy dziennie odbywały się nabożeństwa z głoszeniem Słowa Bożego. Modlitwa na górze trwała bez przerwy. Po skończonym kazaniu tłumy udawały się do Górnej Izby na modlitwę. Gdy zbliżał się czas nabożeństwa, ktoś uderzał w dzwonek i wszyscy schodzili w dół. Kathleen Scott, wtedy nastolatka, znajdowała się w Górnej Izbie. Nabożeństwo trwało, do budynku wszedł mężczyzna. Usłyszawszy modlitwę udał się na górę. W momencie gdy wszedł, Kathleen, pod działaniem Ducha Świętego, wstała, wyciągnęła rękę w kierunku mężczyzny stojącego na szczycie schodów i przez kilka minut przemawiała w języku, którego nie znała. Przerwał jej dźwięk dzwonka wzywającego na kazanie. Wszyscy zaczęli schodzić. Gdy Kathleen zbliżyła się do schodów, mężczyzna wziął ją za rękę i sprowadził na dół, za kazalnicę; poczekał, aż się wszyscy usadowili. Wtedy przemówił: – Jestem Żydem i przyjechałem do miasta, by zbadać sprawę mówienia językami. Nikt nie wie, czym się zajmuję, kim jestem. Chodzę słuchać kaznodziejów, by wykorzystywać ich kazania na wykładach przeciw chrześcijaństwu. – Ta dziewczyna, gdy wszedłem do pokoju, zaczęła mówić po hebrajsku. Podała moje imię i nazwisko, powiedziała, dlaczego znalazłem się w mieście, czym się zajmuję i wezwała mnie do pokuty. Powiedziała o mnie rzeczy, których nikt w mieście nie mógł się dowiedzieć. Wtedy mężczyzna upadł na kolana, zaczął płakać i modlić się, jakby serce miało mu pęknąć. Tak wyglądało przebudzenie na Azusa Street. Bez fanfar, bez reklamy, chórów, zespołów, zwykle towarzyszących przebudzeniom. Ruch narodzony w starej stajni się rozwijał. Dzień i noc, przez ponad 1000 dni. / „Oni mówią innymi językami” /.

A dziś jesteśmy obserwatorami używania przez Boga ludzi powołanych z towarzyszącymi znakami, o których możemy powiedzieć; „czego oko nie widziało…”.
Czy widzieliście skandale na cmentarzach? Czasem ktoś wywróci parę nagrobków, ale wśród żywych mają one miejsce codziennie. Ruch zielonoświątkowy jest krytykowany, bo jest żywy, w martwej religii niewiele może się zdarzyć błędów. Myślę, że to słowo ma szczególny wydźwięk w naszych czasach niepokojów, błyskawicznych zmian, poszukiwania sensu życia, uciekania do filozofii wschodu, spirytyzmu i okultyzmu. Dziś jak nigdy potrzebujemy wsłuchania się w to, co Duch Św. mówi zborom, Kościołowi, co przygotował tym, którzy go miłują. Nie jest najważniejsze, co ludzie mówią i wymyślą, ale co Bóg ma nam do powiedzenia.
Mówiąc o Pięćdziesiątnicy, możemy trochę być zachłyśnięci darami Ducha Św. zwłaszcza tymi spektakularnymi, by nie usłyszeć tego, co jest najważniejsze – nauczania Ducha Św. – Didache.
Zostaliśmy napełnieni Duchem Św. i wyposażeni w moc nie po to, by czynić coś widowiskowego, by udokumentować coś przed sobą i innymi, nie potrzebujemy udzielać pomocy Duchowi Św. w jego działaniu.
Przeżycie zwane napełnieniem Duchem Św. jest bardzo ważne, towarzyszące znaki również, ale bez zbawienia nie ma ono żadnego znaczenia. Jest wtedy tylko jakimś ekstatycznym przeżyciem. Od każdego chrześcijanina oczekuje się zdecydowanej postawy:
1. W sprawie zbawienia: musisz wiedzieć, czy jesteś zbawiony lub nie.
2. Oczekiwano decyzji chrztu w wodzie.
3. Oczekiwano wyraźnego wydarzenia w sprawie chrztu Duchem Św.
Często musimy włączać hamulce naszej wiary. Chcielibyśmy już, szybko, natychmiast, ale Bóg ma swój czas.
Wylanie Ducha Św. ma w sobie nagłość i gwałtowność i jest jedynym niepowtarzalnym wydarzeniem w Biblii. Nie było podobnego w charakterze wydarzenia, ale miało ono swój czas, którego nie można było przyspieszyć. Apostoł Piotr podkreśla, że jest to przeżycie dla wszystkich, którzy doznają zbawienia:
„Obietnica ta bowiem odnosi się do was i do dzieci waszych oraz do wszystkich, którzy są z dala, ilu ich Pan, Bóg nasz, powoła”.
Nowo narodzenie, poznanie Jezusa Chrystusa jako swego osobistego Zbawiciela jest sprawą Ducha Św., ale pozostaje życie w tym świecie pośród zła i grzechu, i dlatego potrzebujemy przeżycia, zwanego CHRZTEM W DUCHU ŚW.
„Znacznie łatwiej jest zostać napełnionym Duchem Św. niż utrzymać się w tym stanie”.
Języki nie są środkiem rozprzestrzeniania Ewangelii, lecz znakiem obecności Boga. Nie jest to ozdoba czy dodatek do życia chrześcijanina.
Dar Ducha Św. nie czyni nas dojrzałymi chrześcijanami w ciągu jednego wieczoru, ale przez stałe jego używanie. Cel tego przeżycia nie leży w tym, by dawać nam stałe podniecenie, lecz w tym, by obdarzyć nas jeszcze jedną cudowną możliwością, którą Bóg nam, aby Chrystus mógł być w nas Panem życia.

Maj 1994

Namaszczeni

„Wy natomiast zostaliście namaszczeni Duchem Świętym i wszyscy znacie całą prawdę” (BWP), (1 Jan 2.20).

Drugi rozdział Dziejów Apostolskich dostarcza pełnego obrazu wydarzenia, które nazywamy zesłaniem Ducha Świętego — Pięćdziesiątnicą. Oprócz tak charakterystycznych znaków, jak: glosolalia, wizja, proroctwa, słowo wiedzy i mądrości, uzdrowienia, a więc charakterystyczne dary Ducha Św., pojawia się zwrot; „namaszczenie Ducha Świętego”.
Przeżycie zwane napełnieniem Duchem Świętym jest bardzo ważne, towarzyszące znaki również, ale nie może ono być tylko jakimś ekstatycznym przeżyciem. Chrześcijanin powinien być świadomy potrzeby tego przeżycia, ale bez przeżycia zbawienia nie ma ono znaczenia. Staje się tylko jakimś przeżyciem. Istotą namaszczenia Ducha Św. jest trwanie w otrzymanym przeżyciu.
Czy to przeżycie może starzeć się, mieć datę ważności, stać się nieświeże? Ogień tego przeżycia nie jest drugorzędnym, używanym, zwietrzałym, słabym, tandetnym. Bóg ma ogień, który jest zawsze świeży, a jego płomienie są jasne.
Bóg objawiał się w różnoraki sposób, ale z Mojżeszem postąpił w nowy sposób: „w ogniu”. Tak uczynił też w dzień Pięćdziesiątnicy. Jego ogień „zapłonął” na drodze chrześcijan. Bóg nie przyszedł, by dać nam trochę mądrości, narzucić komplet reguł albo ogłosić jakąś ideologię. Przyszedł jako ogień, nie filozofia albo teoria, ale jako rozpalające namaszczenie. To jest Bóg ognia i pasji. Bóg miłości, kochający. Jeśli jest Zbawicielem, ratuje. Jeśli napełnia Duchem Św., to z namaszczeniem.
O ludziach Dziejów Apostolskich mówiło się, że byli z Jezusem, że byli pełni Ducha Św., bo ich życie było dowodem.
Prowadzeni przez Ducha Bożego nie muszą udowadniać, że są dziećmi Bożymi.
Nie emocje budują wewnętrznego człowieka, ale wewnętrzne doświadczenie z Bogiem buduje emocje, naszą radość, zachowanie, bo jesteśmy przez Ducha Św. poruszeni.
Dary Ducha Św. nie są oznaką awansu chrześcijanina, ale znakiem wielkości Boga w nas.
Dlaczego zatem mamy problemy z ludźmi, którzy odwołują się do osoby Ducha Św.? Dlaczego duchowość nie chodzi w parze z czynami?
Jak budowa w stanie surowym wygląda zniechęcająco, tak życie duchowe również, gdy nie czynimy postępów. Apostoł Jan apeluje, aby namaszczenie, na nas pozostało. Oznacza to, że z jakichś powodów można namaszczenie utracić. Potwierdzają to dramaty takich pomazańców jak Samson i Saul, którzy je stracili.
„Wtedy zawołała: Filistyńczycy nad tobą, Samsonie! A gdy się ocknął ze swego snu, pomyślał sobie: Wyrwę się, jak za każdym razem dotąd i otrząsnę się. Nie wiedział jednak, że Pan odstąpił od niego” (Sdz 16.20).
Przyczyną utraty namaszczenia jest grzech. Grzech był przyczyną utraty namaszczenia w życiu wielkich pomazańców Pana. Życie niektórych współczesnych pomazańców dowodzi, że to grzech przerywa przepływ namaszczenia.
Potrzebujemy namaszczenia Ducha Św., by dać odpór narastającemu pokuszeniu grzechu. Wielu chrześcijan sądzi, że nie koniecznie muszą doświadczyć tego przeżycia, bo ono nie jest konieczne do zbawienia. To prawda. Jednak brak tego Bożego ognia, namaszczenia bardzo łatwo może pozbawić zbawienia. Wystarczy przyjrzeć się życiu duchowemu, by widzieć, jak brak mocy Ducha Św., brak trwania w namaszczeniu prowadzi do kompromisu z grzechem. Bardziej troszczymy się o wszystko wokół, tylko nie o życie duchowe. Przecież wystarczy niedziela. Brak duchowego poznania, zwycięstwa, bezradność, ignorancja, twierdzenie, że dam sobie radę, pozbawia namaszczenia. Cena jest jednak bardzo wysoka. Za cenę kariery zawodowej, statusu materialnego, dobrej pracy, wykształcenia, szybkiego dorobienia się, przyjemności, płacić przyjdzie swoim życiem i nie tylko duchowym. Co siejesz, to zbierzesz.
Kiedy mówię, że potrzebujemy pełności Ducha Św., może ktoś sądzić, że to pastorska przesada. Przyjrzyjcie się ludziom, którzy stracili kontakt ze społecznością, zborem. To nie tylko duchowe straty, ale często życie na krawędzi. „Za miskę soczewicy” sprzedali swe błogosławione namaszczenie.
Wydaje się, że coraz mniej o tym namaszczeniu i pełności Ducha mówimy i coraz mniej pragniemy, a to może w konsekwencji oznaczać, że nie pragniemy Boga i Jezusa, bo nie można Ich rozdzielać, gdyż są jednością. Odizolowanie się od Ciała, separacja, powoduje przerwę i namaszczenie ustaje. Gdy Piotr przyszedł do domu Korneliusza, usłyszał zapewnienie:
„A teraz jesteśmy wszyscy zgromadzeni przed Bogiem…” i gdy przemówił „…zstąpił Duch Święty na wszystkich słuchających…” (Dz 10.33,44).
Odcięta gałąź, prędzej czy później uschnie.
Rozproszenie sprawia brak namaszczenia, a Jezus przyszedł, aby zebrać w jedno rozproszone dzieci Boże. Kajfasz powiedział:
„A tego nie mówił sam z siebie, ale jako arcykapłan w owym roku prorokował, że Jezus miał umrzeć za naród. A nie tylko za naród, lecz też, aby zebrać w jedno rozproszone dzieci Boże” (Jan 11.51).

Powodem utraty namaszczenia jest wykonywanie tego, co chcę.
Apostoł Paweł chciał się udać do Azji, a potem do Bitynii i za każdym razem napotykał sprzeciw Ducha Świętego (Dz 16.6-7). Duch Święty potrzebował Pawła w Filippi (Dz 16,9). Gdyby Paweł postąpił po swojemu, nie mógłby liczyć na namaszczenie.
Duch Św. upodabnia namaszczonych do Mistrza. Namaszczenie, które przejął Elizeusz po Eliaszu, upodobniło go do jego nauczyciela (2 Krl 2.13).
Pierwsi chrześcijanie nazwani zostali w Antiochii „chrześcijanami” (Dz 11.26). Sposób ich życia upodobnił ich do Chrystusa.
Namaszczenie zmienia przede wszystkim tego, kto został namaszczony. Jesteśmy świadomi dotyku Ducha Świętego. Oczywiście, człowiek może skutecznie blokować usiłowania Ducha Świętego w doprowadzaniu do wewnętrznej przemiany. Bóg oczekuje przede wszystkim na to, aby życie osoby namaszczonej było czyste, przemienione i godne świętego namaszczenia. Kiedy Duch Święty przejmuje serce, to powoduje, że nasze relacje z Bogiem stają się osobiste. Duch Święty w czasie doświadczeń mówi jasno i głośno. Duch Święty pociesza i powiada: „Jesteś dziedzicem Bożym, nie jesteś tu na długo. Czemu się wszystkim martwisz? Czy masz walizki spakowane? Wkrótce zostawisz wszystkie kłopoty za sobą! Raduj się więc masz miejsce przygotowane w chwale. Jesteś umówiony na wieczne spotkanie”.
W tym punkcie wielu wierzących zawodzi. Są gotowi, aby Duch Święty przekonywał ich o grzechu i upadku, ale nie pozwolą, aby Duch Święty ułożył im życie. Namaszczenie oznacza pozwolenie, aby Duch Święty wykonywał w nas to, na co został posłany. Zacznij polegać na Bogu w każdej sytuacji!
Może usłyszysz tylko dwa słowa: „Pokutuj i uciekaj!”. Duch Św. będzie Ci mówił o grzechu, sprawiedliwości i sądzie. Nie karm się własnym usprawiedliwieniem: „mój problem nie jest tak zły”. Bez namaszczenia i ognia przegrasz największą batalię o swoje życie.
„Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł?” (Mr 8.36).
Jeśli nie pozwolisz, by przekonywał Cię Duch Św., będzie przekonywał Cię szatan. Jeśli w czasach ostatecznych nie masz namaszczenia Ducha Św., nie przetrwasz! Poddasz się nadchodzącemu duchowi Antychrysta! Dlatego jest ważne, co Duch mówi, o czym przekonuje, bo On mówi o wieczności. Nie straćcie tego, co dał Jezus, oczekując Jego powrotu.

Maj 2004