Ostatni dzień

„Potem wyprowadził ich aż do Betanii, podniósł ręce i pobłogosławił. Podczas gdy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba” (Łk 24,50-51).

Chciałbym zwrócić naszą uwagę na wydarzenie, które właściwie nie ma swego zdecydowanego odbicia w kalendarzu. Wniebowstąpienie to „ostatni dzień Jezusa na ziemi w ciele”.

Podniesiono do rangi święta wniebowzięcie Marii, które nie ma biblijnego uzasadnienia i jest poglądem opartym na legendach, a tymczasem biblijne udokumentowane zdarzenie przemija prawie bez echa. Z powodu tego święta zgodnie z ustawą z 20.02.1997 r. mamy prawo (Kościół Zielonoświątkowy) do dnia wolnego od pracy i zapominamy o tym przywileju.

Mamy święta biblijne i niebiblijne.

Wniebowzięcie Marii jest dogmatem Kościoła rzymsko-katolickiego, ogłoszonym przez Piusa XII 1 listopada 1950 r. w konstytucji apostolskiej Munificentissimus Deus (Najszczodrobliwszy Bóg). Dogmat ten stwierdza, że po zakończeniu swojego ziemskiego życia Maria została z ciałem i duszą wzięta do wiecznej chwały.

Łukasz przekazuje nam niezwykłą relację i gdyby nie wiara można by uznać ją za fantazję, jakąś mitologiczną opowieść, ale tu są fakty.

Jest to biblijne święto chrześcijan. Bez Wniebowstąpienia, historia Chrystusa byłaby niekompletna. Ten dzień musiał kiedyś nastąpić po zmartwychwstaniu, Jezus powrócił do domu, do tych, z którymi pożegnał się, idąc na ziemię. Udokumentowany pobyt na ziemi w Ewangeliach, zakończony dramatycznym finałem na Golgocie i chwalebnym zmartwychwstaniem. Przyszedł czas by powiedzieć – wracam. Jezus na miejsce rozstania z uczniami wybiera Betanię.

Wniebowstąpienie było prawdziwym wydarzeniem w historii.

Kiedy powraca do świata, do którego my jesteśmy w drodze, jest dziwnie cicho. Jezus powrócił do Ojca. Nie mogło być tak, że ukazywałby się coraz rzadziej i rzadziej, aż ustałyby Jego pojawienia się. Wtedy ludzie mogliby zwątpić, czy On nadal żyje, gdzie jest i gdzie my będziemy, bo rozmyłby się gdzieś w tych pojawieniach. Przykładem jest poszukiwanie kości Jezusa przez tych, którzy nie wierzą w zmartwychwstanie Jezusa. Ten brak dowodów materialnych pośrednio popiera zapis wniebowstąpienia.

Kiedy patrzymy na potężny samolot np. Boeing 747 stojący na pasie startowym i ważący kilkaset ton można myśleć, że to nie ma prawa się wznieść. Silniki odrzutowe udowadniają, że jest siła, która może pokonać wagę.

Śmierć i grób nie mógłby zatrzymać Jezusa, kiedy Bóg wzbudził Go z martwych. Ziemia nie mogła zatrzymać Jezusa i przyszedł czas, by wrócić do Ojca. Jezus nie kończy na Księżycu, Marsie, ale udał się tam, gdzie jest Bóg Ojciec. Wniebowstąpienie musiało zdarzyć się w biały dzień w obecności świadków! Gdyby Jezus po prostu zniknął, stałby się niewiarygodny. Pożegnania są trudne. Apostołowie byli z Jezusem przez trzy lata. Teraz nadszedł czas, by powiedzieć im — do widzenia. To musiało być bardzo emocjonalne.

Nasze pożegnania często zawierają trzy elementy: czas, obietnicę, termin. Czas, który spędziliśmy z osobą. Obietnicę, że pozostaniemy w kontakcie. Czasem powiadamy: „powinniśmy spotykać się częściej”. Termin: „spotkamy się za rok, miesiąc, albo kiedykolwiek”.

Podobne elementy zawiera pożegnanie Jezusa z uczniami:

1. Czas

W spotkaniach przez 40 dni po zmartwychwstaniu omówił czas, jaki mieli z sobą.

„Każdego dnia zasiadałem w świątyni, aby was nauczać” (Mt 26,55).

2. Obietnica

Jezus obiecał pozostać w kontakcie z nimi.

„Nie zostawię was sierotami, przyjdę do was” (Jan 14,18).

Oto Zbawiciel, który nigdy nie zostawia nas samych, nawet gdy wstępuje do Ojca.

3. Termin

Jezus powiedział o Jego planach, by zobaczyć się ponownie.

„Przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli” (Jan 14,3).

Wniebowstąpienie mówi nam o rzeczywistości, do której zdążamy. Uświadamiamy sobie, że żyjemy tu, oczekując wejścia do wieczności, która nie jest wyimaginowaną krainą. Ziemię niejako mamy we krwi. Wniebowstąpienie mówi o naszej Ojczyźnie. To prowadzi nas do pytania „dlaczego”? Dlaczego Jezus wstąpił?

Banalna odpowiedź brzmi, bo stamtąd przyszedł.

– Nie rozumiemy, dlaczego wybrał być człowiekiem, ale wiemy, że to zrobił.

– Nie wiemy, dlaczego wybrał krzyż, ale to zrobił.

– Nie rozumiemy jak powrócił, ale powrócił.

Jezus wstąpił do miejsca, gdzie nie jest ograniczony czasem i przestrzenią.

Gdyby jeszcze pozostawał, organizowalibyśmy pielgrzymki do Jerozolimy, by być w Jego obecności. Niektórzy jeszcze nie wiedzą, że On został wzięty do nieba i pielgrzymują w oczekiwaniu na szczególne dotkniecie. Dziś możemy robić to turystycznie, ale nie z powodów duchowych.

Jezus wstąpił, aby być z Ojcem.

Wniebowstąpienie daje nam nadzieję dotyczącą przyszłości. Jesteśmy zachęceni, bo na tronie chwały jest Ten, który wstawia się za nami, nasz przedstawiciel, Jezus Chrystus Pan!

Wniebowstąpienie jest potwierdzeniem, że mamy zlecenie kontynuacji.

„Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu”. (Mr 16,15)

Gdyby nie było Wniebowstąpienia, moglibyśmy oczekiwać, że Jezus za nas wykona zadanie ewangelizacji, a my bylibyśmy tłem dla tego dzieła. Wynika z tego jeden bardzo prosty wniosek, że gdy Jezus powróci, nie będzie lepszego zajęcia dla nas, przy którym powinien nas zastać, jak wykonywanie naszych obowiązków.

Chrześcijanie powinni pilnować się, by spoglądając nadto długo w niebo, nie zapomnieli o swoich obowiązkach tu na ziemi.

Wniebowstąpienie było dopięciem planu zbawienia.

Jezus zajął należne mu miejsce. Nikt inny nie został posadzony obok Ojca i nikt nie ma prawa być pośrednikiem zbawienia. To On wszystko wykonał doskonale i On wstawia się za nami przed Ojcem, aż do dnia, kiedy wszelka władza zostanie przekazana Ojcu:

„Potem nastanie koniec, gdy odda władzę królewską Bogu Ojcu, gdy zniszczy wszelką zwierzchność oraz wszelką władzę i moc. Bo On musi królować, dopóki nie położy wszystkich nieprzyjaciół pod stopy swoje” (1 Kor 15,24-25).

Wniebowstąpienie pokazuje, kto jest naszym Zbawicielem, kto miał moc zbawić grzesznika, kto żyje i króluje, kto jest godzien swego święta na ziemi.

Zakończył swoje ostatnie instrukcje, błogosławił uczniom i się wzniósł. Był to niezwykły moment dla uczniów, gdy widzieli jak Jezus znika. Był zachowany majestat. To nie było jak w filmach o UFO, że nagle coś przeleciało, śmignęło. Oni mieli czas by to zarejestrować w swoich umysłach. Jak w zwolnionym tempie na filmie. To nie była forma podróży w przestrzeni, ale następny krok idący za Zmartwychwstaniem, powrót Jezusa od śmierci do chwały.

Zjawisko było kompletnie odwróceniem wszystkich naukowych praw dotyczących awiacji ciała w przestrzeni. Bez skafandra, butli tlenowej, kapsuły. Czy Jezus nie wiedział, że musi to mieć?

Jezus podróżował z ziemi do nieba, nie uwzględniając ograniczeń czasu, przestrzeni, odległości.

Jezus powróci, to nie jest pożegnanie na zawsze.

Jest niewątpliwą sprawą, że jesteśmy przez zwiastowanie o powrocie Chrystusa zachęcani do czuwania.

Wniebowstąpienie nie jest mniejszym epizodem od narodzin, życia, śmierci i zmartwychwstania.

Bez wniebowstąpienia „Wielkanoc jest niekompletna, Pięćdziesiątnica zatrzymana, a powtórne przyjście niemożliwe” (Robert Ramsay).

Wniebowstąpienie przypomina, że chrześcijaństwo nie jest doświadczeniem niedzielnym, to jest doświadczenie na każdy dzień. Dzień przypominający o obecności Jezusa wśród nas:

„Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20).

Wniebowstąpienie to szczególny dzień rozpalający moją nadzieję i oczekiwanie na spotkanie z moim Panem i Królem.

Wniebowstąpienie jest ostrzeżeniem, aby nigdy nie dać się tak pochłonąć czasowi, by zapomnieć o wieczności, nigdy nie pozwolić świeckim sprawom, chociażby bardzo ważnym do tego stopnia odwrócić naszą uwagę od Boga, abyśmy zapomnieli o Jego istnieniu.

Czy warto czekać?

Tak. Nie zostawił nas.

Powiedziano nam: „On wróci”.

maj 2020

Nieprawdopodobne

„Dlaczego uważacie za rzecz nie do wiary, że Bóg wzbudza umarłych?” (Dz 26,8).

Ostatni tydzień w liturgii Kościoła podporządkowany był przygotowaniu ludzi do refleksji nad wydarzeniami związanymi z pamiątką Ostatniej Wieczerzy, sądem nad Jezusem, ukrzyżowaniem i nad nieprawdopodobnym wydarzeniem, jakie wspominamy – zmartwychwstaniem.

Najważniejszym słowem, które dziś rozbrzmiewać będzie i rozbrzmiewa, niewątpliwie jest słowo ALLELUJA. Będzie ono rozbrzmiewać w różnych połączeniach: Chrystus Zmartwychwstał, On żyje, śmierć pokonana, zwycięstwo życia, tryumf życia nad śmiercią, a wszystkie te sformułowania można zamknąć jednym słowem wprawiającym ciągle w zdumienie – NIEPRAWDOPODOBNE.

Nieprawdopodobne jest to, co wspominamy, co się zdarzyło ponad dwa tysiące lat temu i ciągle jest ważne dla milionów ludzi. Tak wiele niezwykłych zdarzeń w historii ludzkości miało miejsce, ważnych, o których już tylko w archiwach można znaleźć wzmianki i jest jedno, które co roku wspominane podnosi duchową temperaturę wierzących i może pobłażliwy uśmiech wątpiących. Jak nie mieć wypieków na twarzy, gdy czytam w Biblii o nieprawdopodobnych wydarzeniach, które mają związek ze śmiercią Jezusa, a zostały na 700 lat przed tym faktem zapowiedziane i się wypełniły.

Nieprawdopodobną wydawała się śmierć Jezusa.

Jego uczniowie nie dowierzali. Piotr nie wierzył, że może się to stać. Tryumfalny wjazd do Jerozolimy raczej sugerował wyniesienie na tron, niż na krzyż, ale to, co było niemożliwe, stało się faktem. Śmierć Jezusa na krzyżu wstrząsnęła Jerozolimą – umarł Sprawiedliwy, Niewinny. Nawet setnik nadzorujący ukrzyżowanie wracał zszokowany – nieprawdopodobne, że to się stało.

„Wtedy setnik, ujrzawszy, co zaszło, oddał chwałę Bogu, powiadając: Zaiste, człowiek ten był sprawiedliwy” (Łk 23,47).

Nieprawdopodobny powrót.

Po ludzku wydawało się niemożliwe, aby wrócić zza kurtyny śmierci, a jednak ogłaszamy – śmierć została pokonana.

Ap. Paweł musiał postawić pytanie królowi: „dlaczego nie wierzysz w zmartwychwstanie?” Takie fakty miały już miejsce. Wskrzeszony młodzieniec z Nain, Łazarz, Tabita. Jak nie być zszokowanym, gdy czytam słowa:

„Byłem umarły, lecz oto żyję na wieki wieków i mam klucze śmierci i piekła” (Obj 1,18).

Można powiedzieć – nieprawdopodobne. Jednak to, co dla wielu wydawało się nieprawdopodobne, określiło treść, styl życia, ich wiarę. Jednym z takich ludzi stał się Szaweł, który uważał ludzi wierzących w zmartwychwstanie Jezusa i wniebowstąpienie, za niebezpiecznych fanatyków. Kiedy jednak stał się jednym z nich jako apostoł, swym świadectwem, życiem, obroną faktów, wprawiał w osłupienie. Z powodu nadziei zmartwychwstania, które wspominamy, stał ap. Paweł przed sądem.

Wydaje się nieprawdopodobne, że możemy z taką samą pewnością o tym zdarzeniu mówić. Chrześcijaństwo z wiarą w śmierć odkupieńczą i zmartwychwstanie się nie zdewaluowało. Naśladowcy Jezusa Chrystusa nigdy nie zapomną pierwszego dnia po sabacie, w którym ogłaszamy tryumf zmartwychwstania. Nie świętujemy niedzieli dlatego, że tak postanowił cesarz Konstantyn, ale dlatego, że Bóg uświęcił ten dzień chwałą zmartwychwstania Jezusa. Ap. Paweł był szczęśliwym „fanatykiem” zmartwychwstania Jezusa.

„Uważam się za szczęśliwego, królu Agryppo, że mogę się dziś wobec ciebie bronić przed tym wszystkim, o co mnie oskarżają Żydzi” (Dz 26,2).

Problem w tym, że pewnego dnia my zasiądziemy na ławie oskarżonych.

„Bóg wprawdzie puszczał płazem czasy niewiedzy, teraz jednak wzywa wszędzie wszystkich ludzi, aby się opamiętali, gdyż wyznaczył dzień, w którym będzie sądził świat sprawiedliwie przez męża, którego ustanowił, potwierdzając to wszystkim przez wskrzeszenie go z martwych” (Dz 17,30-31).

Żądać się będzie od wierzących obrony swej wiary w zmartwychwstanie i ap. Paweł ciągle to czynił w różnych okolicznościach, jak również inni apostołowie.

Chcemy powtórzyć za ap. Pawłem:

„… a jednak Chrystus został wzbudzony z martwych”.

Ewangelią jest poselstwo, że Chrystus umarł za nasze grzechy i zmartwychwstał, stając się zwycięzcą nad śmiercią. Jedną z niezwykłych cech wiary chrześcijan jest nadzieja, której źródłem jest Zmartwychwstały Jezus.

Rockowa opera „Jesus Christ Superstar”, którą przed wielu laty świat muzyki był zafascynowany, kończy się w momencie, gdy Jezus jest w grobie. Pominięto najważniejsze przesłanie Jezusa, śmierć nie była Jego końcem. On zmartwychwstał.

„Dla pierwszych uczniów ewangelia bez zmartwychwstania była po prostu ewangelią bez końcowego rozdziału; to nie była w ogóle ewangelia” (Arcybiskup Canterbury, Dr Michael Ramsey).

O wyjątkowości chrześcijaństwa świadczy zmartwychwstanie Jezusa i w to wierzymy. Chrześcijaństwo jest jedyną religią świata opartą na zmartwychwstaniu jej Założyciela.

Zmartwychwstanie jest poselstwem o tym, co widziano – o rzeczywistości.

Niektórzy, próbując zakwestionować historyczność zmartwychwstania, nawracali się, pisząc obronę zmartwychwstania. Tak było z Frankiem Morisonem, który w pierwszym zdaniu swej książki „Whu Moved the Stone?” /Kto przesunął kamień?/, miała obalić wiarę w zmartwychwstanie, napisał: „książka, która nie pozwoliła się napisać”. Przeprowadzony dowód zmienił Morisona.

Wierzący ludzie mają nadzieję w Jezusie Chrystusie. Zmartwychwstanie nie jest nieśmiertelnością duszy ani nie jest reinkarnacją.

Zmartwychwstanie oznacza wieczne życie, a nie wieczną zagładę.

Ta nadzieja różni się od nadziei świata /od świeckiej/ ona nie ma nic wspólnego z naszymi domysłami czy przypuszczeniami. Nadzieja ap. Pawła pochodziła z jego osobistego spotkania z Jezusem Chrystusem na drodze do Damaszku.

Chrześcijańska nadzieja nie ignoruje faktu fizycznej śmierci. Aż do drugiego przyjścia Jezusa Chrystusa, każdy z nas musi umrzeć. Życie fizyczne jest niezwykle kruche, nie zawsze z tego zdajemy sobie sprawę, gdy jednak przyjdzie śmierć, to ona nie kończy naszego życia. Bóg ma dla nas najpiękniejszy „dom” – nowe ciało z nieba. To nie będzie tymczasowy „namiot”, ale doskonała wieczna „budowla”. Biblia opisuje tę „budowlę” jako nieskazitelną i nieśmiertelną, która nie będzie dotknięta grzechem, zepsuciem, skażeniem lub śmiercią. Śmierć jest składową częścią naszego życia tak jak narodzenie. Wierzący ludzie powinni patrzeć na nią jak na specjalną część Bożego planu dla nich.

Poświęcono już wiele naukowych rozpraw dowodom i autentyczności zmartwychwstania, a ciągle zdarza się, że są odrzucane, ponieważ nie tylko intelektualne wątpliwości są przyczyną, ale zwykła ludzka niechęć wynikająca z woli poddania swego życia Jezusowi. Jest też druga strona medalu, można przyznać intelektualnie rację prawdom chrześcijaństwa i nie spotkać się z żywym Jezusem. Tak zachował się Agryppa.

Nieprawdopodobne przetrwanie.

Tym, którzy podjęli decyzję o ukrzyżowaniu, wydawało się nieprawdopodobne, że wiara w Jezusa trwa. Musieli stwierdzić, nic się nie skończyło na Golgocie, a wręcz przeciwnie – się rozwija. Nawet uczniowie nie byli pewni czy kontynuować to, co się zaczęło z Chrystusem, wracali do swoich zajęć np. do Emaus.

Najmocniejszą stroną chrześcijaństwa jest wieść o zmartwychwstaniu, a bez niej byłoby ono tylko kolejną mitologią.

Naszą wieścią jest świadectwo wielu świadków, którzy widzieli Zmartwychwstałego. By uzmysłowić wartość tego dowodu, pewien kaznodzieja przeprowadził szokujący eksperyment. Na oczach wszystkich zjadł żonkila, zadając pytanie: „wyobraźcie sobie, że po nabożeństwie spotykacie policjanta i mówicie mu, że wygłaszający kazanie zjadł kwiatek. Czy on wam uwierzy?” Natychmiast jakiś chłopiec powiedział: „będzie musiał, ponieważ jest nas tu wielu i widzieliśmy to”. Chłopiec trafił w sedno.

Pamiątka Zmartwychwstania stanowi kolejne ogniwo łańcucha dowodowego, że wiara w Boga objawionego w Jezusie Chrystusie jest prawdą. Nie stanowią o tej prawdzie obrzędy i zwyczaje wielkanocne pochodzenia poza biblijnego, ale dowody Nowego Testamentu.

Wierzę w zmartwychwstanie, bo bez niego byłbym na straconej pozycji.

kwiecień 1999

Wzgardzony

„Wzgardzony był i opuszczony przez ludzi, mąż boleści, doświadczony w cierpieniu jak ten, przed którym zakrywa się twarz, wzgardzony tak, że nie zważaliśmy na Niego” (Iz 53,3).

Nikt nie lubi, gdy ludzie śmieją się i poniżają nas. Rani to nasze uczucia, godność, zostawia blizny, które mogą nigdy nie ustąpić. Wiele filmów nakręcono o fizycznym cierpieniu Jezusa, natomiast często pomijane jest cierpienie emocjonalne. W ewangelii Mateusza 27 rozdziale, cztery grupy ludzi użyły emocjonalnej presji, wyśmiewając Jezusa, poniżając Go: żołnierze, przechodzący gapie, religijni liderzy, skazańcy.

Żołnierze

Żołnierze torturowali Jezusa nie z rozkazu Piłata, ale z własnej inicjatywy. Poniżyli Go, obnażając, ubierając w szatę, imitując Jego królewską godność, założyli koronę z cierni i dali trzcinę imitującą berło. Wszystko by poniżyć, dali upust swego gniewu na Żydów. W pałacu Heroda rozegrała się dramatyczna scena, gdy żołnierze urządzili sobie zabawę, ale Jezus milczał. Legiony aniołów były gotowe stanąć po Jego stronie. Jego słowo mogło odwrócić sytuację. Milczał, aby rzec: „wykonało się”. Jezus był wzgardzony i odepchnięty przez ludzi. Kiedy stanął przed Najwyższą Radą, wystąpili przeciwko Niemu fałszywi świadkowie – On milczał. Wzgardzony był.

Przechodzący gapie:

Może niektórzy z nich byli tymi, którzy jeszcze kilka dni wcześniej wołali „Hosanna”? Może niektórzy widzieli, jak Jezus uzdrawiał, karmił, może sami tego doświadczyli, a teraz – kpili. Można poddać się nastrojowi chwili, być widzem z powodu strachu przed ogółem. Wzgardzony był.

Duchowi liderzy

Duchowi liderzy nie mogli zaprzeczyć temu, co widzieli w działalności Jezusa, a jednak ocenili to jako wpływ demonów. Zranili, podważając Jego boskość. Jeśli byłby Mesjaszem, Bóg nie pozwoliłby, uratowałby. Intelekt potrzebował zmiany, oświecenia, transformacji. Wielu ludzi odmawia uznania bóstwa Jezusa, ponieważ On był tak ludzki. Większości widziała Jezusa tylko jako człowieka. Wzgardzony był.

Skazańcy obok

Jeśli ktoś w tym opisie nie miał żadnego prawa do kpiny z Jezusa, to ci dwaj obok. Jeśli ktoś nie miał niczego, by zyskać i wszystko, by przegrać, to ci dwaj. Wzgardzony był.

Można zastanawiać się, co powinien zrobić, gdy czuł się opuszczony? Jeszcze wczoraj uzdrowił trędowatego, jeszcze kilka dni wcześniej podniósł umarłego do życia. Słońce przygasło, gdy krzyżowano jego twórcę, co zrobi? Przez trzy godziny ludzie drżeli ze strachu, myśleli, że koniec świata nastał. Jednak to się zmieniło. Ludzie wzgardzili Nim, odwracali się. On był tam, by uratować ludzi. Wzgardzony był.

Z piątku na sobotę

Jeśli bylibyśmy jednymi z nich, to jakie emocje towarzyszyłyby nam? Jaka to byłaby noc z piątku na sobotę?

Jaka to była noc Judasza?

Trzydzieści kawałków srebra teraz nic nie znaczyło. Jego grzech sprawił, że przegrał życie.

Grzech weźmie cię dalej, niż kiedykolwiek chciałeś pójść, będzie trzymał cię dłużej, niż kiedykolwiek chciałeś, a koszt będzie większy niż kiedykolwiek chciałeś zapłacić.

Co, jeśli byłbyś Piotrem w piątkową noc?

Gdy tylko aresztowali Jezusa, uciekł z wszystkimi. Zaparł się Jezusa trzykrotnie. Zapłakał gorzko, ale to nie zmieniło niczego. Jego płakanie nie mogło uwolnić Jezusa.

A jaki był piątek dla Jezusa?

W rękach grzeszników sponiewierany, wyśmiany i wzgardzony, powieszony na krzyżu, by umrzeć.

A jaki to był dzień dla Boga Ojca?

Patrzył, jak Jego umiłowanego Syna zbito, pluto w twarz, kpiono ze Stwórcy, że Ojciec jakby odwrócił się, bo Jego Syn wziął cały grzech człowieka na siebie.

Wielki Piątek nigdy nie będzie tak zły dla nas, jak był dla uczniów i na pewno nie tak zły, jak był dla Jezusa.

Sobota i wszystko skończone.

W sobotę dominowało słowo skończone.

Mamy Wielki Piątek i Wielką Niedzielę, do czego ci sobota, ktoś mógłby powiedzieć. Jezus nie żyje, życie toczy się dalej. Wszystko skończone!!!

Kajfasz wstał rano i pomyślał: „w końcu uwolniłem się od tego szarlatana. Trzy lata był mi cierniem, ale to już skończone, dziś jest sobota”.

Dlaczego Żydzi nie dali spokoju tej sprawie z Jezusem, myślał Piłat? Jednak jest sobota, to już skończone.

W niewielkim domu słychać szloch kobiety. Miała wiele oczekiwań i nadziei, ale teraz dopiero rozumie co starzec Symeon mówił do niej, gdy przyniosła Jezusa z Józefem przed oblicze Boga. Czuje, jak ogień płonie w jej sercu, skręca w agonii bólu. Może tylko szepcze imię syna: Jezu, Jezu, Jezu.

Pomyślała, jutro pójdę z innymi kobietami i namaszczę olejkami jego ciało. On jest nadal moim synem. Jutro jest niedziela.

Teraz jest sobota i wszystko skończone.

W Betanii w zamyśleniu siedzą dwie kobiety i mężczyzna. Kilka tygodni temu on był w grobie, a Jezus podniósł go z martwych, teraz to Jezus jest w grobie. Co za ironia? A Marta i Maria już nigdy mu nie usłużą.

Jest sobota i wszystko skończone.

Czy naprawdę jest skończone?

Żyjemy już w innym czasie, daleko od piątku i soboty tamtego roku i wiemy, że Jezus powstanie z umarłych.

Nasza wiara krzyczy: „Nie, nie jest skończone!”

Jesteśmy „ludźmi Wielkiego Piątku”, kiedy modlimy się przeciw wszelkiej beznadziei i oczekujemy odpowiedzi. Jesteśmy „ludźmi Wielkiego Piątku”, kiedy mamy nadzieję na jaśniejszy dzień w wieczności z Bogiem. Jesteśmy „ludźmi Wielkiego Piątku”, kiedy stajemy przy łóżku chorego i wiemy, że Bóg może zmienić beznadziejną sytuację na dobrą. Jesteśmy „ludźmi Wielkiego Piątku”, kiedy bierzemy mały kawałek chleba i spoglądamy ku niebu, dziękując Bogu za Jego Niewypowiedziany Dar. Jesteśmy „ludźmi Wielkiego Piątku”, kiedy podnosimy kielich, pijąc wino, pamiętamy, tak Jezus przyjdzie.

Świat mówi: „to jest skończone”.

Bóg uratował, nawet gdy wzgardzono Jego Synem. Boży to dar i nie możemy zaciągnąć na ten cel kredytu, by kupić przebaczenie.

Wielki Piątek był dramatyczny dla Jezusa, ale sobota jest szczeliną między naszą wiarą i jej spełnieniem. To most między tym, co sądzimy a tym, co zobaczymy w Jego Zmartwychwstaniu.

W piątek był wzgardzony, ale odpowiedź nieba brzmi: POJUTRZE.

C. S. Lewis napisał: „Upadły człowiek nie jest po prostu wadliwym stworzeniem potrzebującym poprawy, on jest buntownikiem, który musi się poddać”.

Dziś niech każdy z nas wspomni dzień swego poddania. Ile minęło czasu, jak jest świeże to przeżycie, ile dziś dla każdego z nas osobiście znaczy TEN WZGARDZONY?

kwiecień 2015